REKLAMA

Google jest Demokratą, nie lubi Romney'a

Wall Street Journal przeprowadził badanie, które miało sprawdzić, jak przebiega amerykańska kampania prezydencka w Internecie. Rezultaty są zdumiewające: Google wyraźnie trzyma stronę kandydata demokratów, Baracka Obamy.

Romney na cenzurowanym, Obama faworytem Google
REKLAMA

Według badania Wall Street Journal, Google zdecydowanie nie traktuje sprawiedliwie obu najważniejszych kandydatów na fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dopóki szukamy ogólnych informacji o danym kandydacie, wszystko jest w porządku. Wpisujemy „Obama” lub „Romney” i uzyskujemy podobnej jakości wyniki. Sytuacja zmienia się jednak w dalszym wykorzystywani Google’a.

REKLAMA

Jak zapewne wiecie, Google zapamiętuje historię wyszukiwań użytkownika, jego preferencje, najchętniej klikane strony i tak dalej. Wall Street Journal kontynuował więc eksperyment. Jak się okazało, mechanizm Google działał poprawnie wśród osób, które wcześniej interesowały się Obamą. Podczas wyszukiwania takich zagadnień, jak służba zdrowia czy konflikt irański, informacje te pojawiały się również w kontekście kampanii prezydenckiej ubiegającego się o reelekcję prezydenta.

Eksperyment powtórzono z perspektywy osób zainteresowanych Mittem Romney’em. Wyszukiwarka Google nie była w stanie zapamiętać, że już szukaliśmy informacji o republikańskim kandydacie na fotel prezydencki. Traktuje go, jakby zupełnie nie istniał.

Wall Street Journal poprosił o komentarz Google’a. Gigant oświadczył, że dzieje się tak dlatego, że internauci chętniej wyszukują informacji o kandydacie Demokratów niż Republikanów. W to wierzę. Ale nie uważam, by to uzasadniało takie różnice w działaniu.

Teraz będę brał liczby całkowicie z powietrza. Powiedzmy, że Obama cieszy się trzykrotnie większym zainteresowaniem niż Romney. W kraju w którym dziesiątki milionów osób korzysta aktywnie z Internetu i w którym trwa kampania wyborcza na najważniejszy urząd. Można spokojnie założyć, że Obama to, powiedzmy, 300 milionów zapytań w miesiącu. Umawialiśmy się, że Romney jest trzykrotnie mniej popularny. To dalej jest sto milionów zapytań. To dużo więcej, niż trzeba, by Google zapamiętał preferencje użytkownika.

Wyjaśnień dalszych nie zaoferuję. Mogę spekulować, ale tu łatwo o przekroczenie granicy i pomówienie kogoś, a tego robić nie chcę. Wydaje mi się jednak, że moja podejrzliwość jest uzasadniona. Google całkiem ładnie dopasowuje wyniki wyszukiwań do tego, co robię na Google+, do tego co robię na YouTube, do tego w co często klikam. Czemu tego nie robi w momencie, w którym interesuję się Romney’em? Moje zainteresowania, jestem o tym przekonany, dzielę z dużo mniejszą ilością osób niż osób mieszkających w Stanach Zjednoczonych, i nie tylko, tuż przed wyborami.

REKLAMA

Szukam dziury w całym? Być może. Ale chciałbym usłyszeć bardziej przekonujące wyjaśnienia. Tak z czystej ciekawości.

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA