Steve Ballmer ma w nosie asekuranctwo, chce być wielki niczym sam Bill Gates. Czy Microsoft to przetrwa?
Dyrektor Microsoftu okazał się zaskakująco szczery i otwarty w bardzo ciekawym wywiadzie, jakiego udzielił Seattle Times. Plany Microsoftu są odważne a jego szef wyraźnie gra va banque. Microsoft za dziesięć lat, jeżeli nic się nie zmieni, może być zupełnie inną firmą, niż dotychczas.
Microsoft, jak dotąd, był firmą trudniąca się sprzedażą oprogramowania. To właśnie ona udowodniła, że tak w ogóle można. Zanim pojawił się Microsoft, oprogramowanie było ściśle zintegrowane ze sprzętem. Rewolucja, jaką trzy dekady temu zapoczątkował Bill Gates i Paul Allen, to udowodnienie, że można żyć wyłącznie z produkowania samych systemów operacyjnych.
Najpierw był MS DOS, potem Windows. W międzyczasie doszły kolejne elementy układanki, takie jak Windows Server, Windows CE, Windows Mobile czy wreszcie Office. Świat jednak idzie do przodu, a Microsoft nieco o tym zapomniał. Zbyt późno zaczął interesować się Internetem. Jego dużym sukcesem jest poczta Hotmail (obecnie nazwa zmieniana na Outlook), ale na tym możemy poprzestać. SkyDrive wciąż nie jest tak popularny, jak chociażby Dropbox, Office Web Apps wciąż walczą z Dokumentami Google, a Bing… nieźle mu idzie w Stanach Zjednoczonych, ale na rynku globalnym właściwie się nie liczy.
Steve Ballmer o tym doskonale wie. To ciekawy człowiek. Podczas swoich wystąpień budzi pobłażliwy uśmieszek. Sam kreuje wizerunek furiata i błazna, ciężko powiedzieć czemu. Świadomie, lub nie, swoim sposobem wyrażania naraża się na niewybredne żarty. Ballmer wie, co robi. Rozumie, że jego firma jest w 2012 roku potęgą tylko dzięki efektowi kuli śniegowej. Apple i Google konsekwentnie wykorzystują słabości Microsoftu i co rusz odbierają mu kolejne przyczółki zajmowane przez niego od lat.
Microsoft nigdy nie był firmą sprzętową, mimo iż tam, gdzie akurat postanowił zaryzykować, odniósł sukcesy. Znam nawet kilku Linuksiarzy-fanbojów, którzy wieszają na Microsofcie wszystko, co się da, ale nie chcą zamienić klawiatury Microsoftu na żadną inną. Xbox to również spektakularny sukces. Ale to zawsze było nieco z boku.
Nie tym razem. Na przełomie października i listopada Microsoft narodzi się na nowo. Windows 8, Windows RT, Windows Server 2012, Windows Phone 8, Xbox 360, Office 2013, Bing, SkyDrive, Skype, Internet Explorer i Outlook połączą się w jedną, spójną całość. To będzie najpotężniejszy, najbardziej rozbudowany ekosystem programów i usług na rynku. Jest tylko jeden problem. Rewolucja wywróciła wszystko do góry nogami. Czy na lepsze? O tym zdecyduje rynek. A ten nie patrzy ze zbyt wielką sympatią na firmę Ballmera. Microsoft kojarzy się z powolnym Windows, BSOD-ami i skomplikowaną obsługą. Po wielu miesiącach spędzonych z większością powyższych produktów mogę powiedzieć, że to już dawno nieaktualne. Ale mi za to płacą. Ja mam obowiązek testować i wyrażać opinie. Z tego żyję. Konsumentom nie płacą, a wręcz sięgają do ich portfeli. Ci nie chcą ryzykować. Chcą czegoś, co im się dobrze kojarzy. Co jest im polecane. Lub, jeżeli już, chcą czegoś taniego. Android jest tani, ale nie pasuje zupełnie do ambicji Microsoftu. Ten model biznesowy mu nie pasuje. Czego ludzie pragną, co się wspaniale sprzedaje, co jest wręcz ikoną elektroniki użytkowej? Apple.
Co ma więc Apple, czego nie ma Microsoft? Ekosystem. Ale ten już jest, a właściwie będzie lada chwila. Brakuje jednak czegoś jeszcze. Sprzętu, który jest idealnie dopasowany do oprogramowania i usług. I tu dochodzimy do kluczowego elementu wywiadu. – Patrząc w przyszłość, naszą główną specjalizacją będzie oprogramowanie, ale zapewne będziesz o nas myślał jako o firmie zapewniającej sprzęt i usługi. A to coś nieco innego. Oprogramowanie napędza sprzęt i oprogramowanie napędza usługi chmurowe, ale to nieco inna forma produktu. To nie oznacza, że będziemy robić każde z urządzeń. Nie chcę, byś wyciągnął z tego taki wniosek. Będziemy mieć partnerów, którzy będą produkować urządzenia z naszym oprogramowaniem i usługami. Będziemy liderami w tej kategorii – mówi Ballmer.
Tablet Surface nie jest więc jednorazowym eksperymentem. Nie jest sztandarem, chorągwią dla partnerów, tak jak wcześniej mi się wydawało. Jest produktem nastawionym na podbicie rynku. Będzie konkurował z innymi urządzeniami partnerów Microsoftu. Potwierdzają to też inne słowa dyrektora Microsoftu, który zdementował plotki na temat ceny tego urządzenia. Nie będzie ono kosztowało 199 dolarów, jak przypuszczano. - Miedzy 300 a 700 lub 800 dolarów – mówi Ballmer. Czemu więc taki Asus, Samsung czy Lenovo mieliby produkować swoje urządzenia z systemem i usługami Microsoft? Bo te są tak dobre. Bo dzięki nim te urządzenia się sprzedadzą. A przynajmniej w to wierzy Ballmer. Tak jak sprzedają się urządzenia z Androidem mimo obecności na rynku tabletów i smartfonów Nexus.
Va banque w rzeczy samej. Microsoft żerował na przyzwyczajeniach, na kompatybilności wstecznej, na efekcie kuli śniegowej. Jego nowe produkty zrywają z user experience, który znamy od dekad, a polityka Microsoftu również wystawi na próbę wiarę akcjonariuszy. To bardzo odważne, ale niekoniecznie skazane na sukces. User experience nowych produktów Microsoftu zrywa nie tylko z tym, co znamy z ich poprzedników, ale również z produktami konkurencji. Ballmer chce odebrać Timowi Cookowi pozycję dyrektora firmy, która wyznacza nowe trendy w przemyśle. Ma ku temu zasoby, know-how, ludzi takich jak Sinofsky czy Belfiore. Mimo to, skacze na główkę w nieznane wody. Skończy się to albo gromkim wiwatem, albo skręconym karkiem. Za rok dowiemy się, czy wypłynie na powierzchnię.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.