REKLAMA

T-Mobile tłumaczy dlaczego w telefonach instalowane jest brandowane oprogramowanie

12.07.2012 07.01
Branding T-Mobile
REKLAMA
REKLAMA

Wczoraj na stronie T-Mobile Trendy pojawił się artykuł wyjaśniający potrzebę stosowania brandingu w telefonach sprzedawanych u operatorów. Tak się składa, że jestem całkowitym przeciwnikiem takich praktyk, dlatego postanowiłem się odnieść do argumentów użytych w tym tekście.

Na samym początku trzeba powiedzieć sobie jasno, że branding może być zarówno dobry jak i zły. Dobry to taki, którego nie widać. Czyli taki, który skrywa się w telefonie i sprawia, że urządzenie działa prawidłowo w danej sieci. Mogą być to specjalne ustawienia wiadomości lub konfiguracja APNów. Branding zły to taki, który możemy zauważyć i usłyszeć. Jeżeli widzimy go jeszcze zanim uruchomimy telefon, jest to przykład wyjątkowo paskudnego i nachalnego brandingu. Ale przejdźmy do rzeczy, czyli do tego jak T-Mobile zachwala swoje zmiany w oprogramowaniu telefonów.

“Telefon kupiony w sklepie różni się nieco od tego kupionego u operatora. Oczywiście nie na pierwszy rzut oka. W brandowaniu oprogramowania nie chodzi o elementy widoczne dla klienta, takie jak dzwonek czy tapeta, ale przede wszystkim umożliwienie mu korzystania ze wszystkich oferowanych przez nas usług i z możliwości, jakie daje nasza sieć” – mówi Andrzej Gładki, Kierownik Działu Zarządzania Produktami – Terminale w T-Mobile.

Tutaj pojawia się moje pierwsze pytanie. Jeżeli w brandingu nie chodzi o tapetę czy dzwonek, to dlaczego operatorzy wrzucają te elementy do telefonów? Dlaczego ingerują w to, jakie skróty mamy mieć pod ręką, a nawet w melodię którą usłyszymy podczas uruchamiania urządzenia. Tak jak T-Mobile nie przesadza akurat ze zmianami układu pulpitów – tutaj prym wiedzie Orange – tak, osoba odpowiedzialna za skomponowanie dżingla startowego i ustawienie jego wysokiej głośności powinna zostać skazana na dożywotnie odsłuchiwanie tej melodyjki.

T-Mobile podpowiada, że “przykładem takiej optymalizacji jest ustawienie maksymalnej wielkości wysyłanych MMS-ów na poziomie 300 kB, co stanowi rozmiar obsługiwany przez sieć. Niektórzy producenci mają domyślnie ustawione 600 kB, więc klient, który kupił telefon w sklepie detalicznym, może mieć problem z korzystaniem z tej usługi.“

To jest akurat bardzo słaby argument. Ograniczanie możliwości urządzenia tylko dlatego, że dany operator ma słabsze usługi jest dla mnie delikatnie mówiąc niezrozumiałe. Jeżeli rzeczywiście na świecie zaczyna się podnosić limit na MMSy do 600 kB to chyba warto zaktualizować swoją infrastrukturę i ustawienia sieci, aby jej klienci mogli korzystać w pełni z możliwości nowych urządzeń, a nie obcinać ich możliwości.

Kolejnym argumentem użytym przez operatora jest działanie usługi poprawiającej jakość dźwięku podczas połączeń. “Dzięki kompatybilności oprogramowania z siecią, klienci T-Mobile mogą korzystać z usługi HD Voice, która zdecydowanie poprawia jakość dźwięku w telefonach komórkowych, dzięki czemu mamy wrażenie, że nasz rozmówca stoi tuż obok nas. Usługa ta jest bezpłatna i oczywiście włączona tylko w telefonach kupionych u operatora. Próżno szukać tego udogodnienia w telefonach ze sklepu, ponieważ bardzo często jest ona domyślnie wyłączona.”

Tak się składa, że testowałem swego czasu tę usługę. Mój poczciwy Galaxy S II jest kompatybilny z HD Voice i próbowałem usłyszeć różnicę. Używałem go na bandowanym sofcie oraz na oficjalnej wersji oprogramowania. Dwukrotnie zmieniałem Rom, aby dobrze się wsłuchać w HD Voice, ale bezskutecznie. Nie wiem, czy nie trafiłem na nadajniki, które zapewniają działanie tej technologii czy może jestem przygłuchawy, ale efekt testów jest taki, że dla mnie HD Voice to zwykłe placebo. Marketingowa papka dla klientów i nic więcej. Jeżeli macie inne opinie na ten temat, to chętnie poczytam w komentarzach.

Przejdźmy dalej. W artykule przeczytamy również o tym, że “kupując telefon u nas, klienci mogą mieć pewność, że został on wcześniej sprawdzony i jest prawidłowo skonfigurowany do działania w naszej sieci oraz że będą w nim działać wszystkie oferowane przez nas usługi. Tej pewności nie można mieć, kupując telefon w sklepie detalicznym” – mówi Andrzej Gładki.

Niestety nie jest to do końca prawdą. Tak się składa, że to właśnie w brandowanych wersjach oprogramowania najczęściej zdarzają się błędy i niedociągnięcia. Oficjalne wersje software’u od wiodących producentów są znacznie stabilniejsze i widać, że tutaj proces testów jest zakrojony na znacznie większą skalę. Operatorskie oprogramowanie jest słabe i nie powinniśmy wierzyć w szczere zapewnienia pięknych panów w różowych koszulkach.

Najlepsze zostawiłem na koniec. T-Mobile mydli nam oczy zapewniając, że “klient, decydując się na skorzystanie z oferty z telefonem, może liczyć także na aktualizacje jego oprogramowania, które zapewniają większe bezpieczeństwo, optymalizują działanie telefonu oraz wiążą się często z otrzymaniem nowych funkcji czy aplikacji.”

Jak sprawa aktualizacji oprogramowania wygląda w praktyce to chyba wszyscy doskonale wiemy. Niezależnie od platformy telefony aktualizowane są z dużymi opóźnieniami, które powstają właśnie z powodu naszego ukochanego brandingu. Każdy update oprogramowania w Androdzie, Badzie czy Symbianie jest wstrzymywany przez śmieci dorzucane przez operatora. Jednak w tym propagandowym tekście nie przeczytamy o tym ani słowa wytłumaczenia. Widać, że osoby redagujące artykuły na T-Mobile Trendy dysponują niewyczerpanymi pokładami poczucia humoru i dystansu do tego co robią.

Ale nie martwcie się różowi. Nie ważne jakbyście nie kombinowali z tym brandingiem to i tak Orange jest numerem jeden we wrzucaniu śmieci zarówno do telefonu, jak i na jego obudowę.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA