Przyszłości rynku muzycznego należy szukać na Kickstarterze
Kickstarter - strona, na której ciekawe projekty i pomysły mogą dostać finansowanie od użytkowników - ostatnio staje się bardzo popularna, a w sieci powstaje mnóstwo jej klonów. Na Kickstarterze pieniądze zbierają przeróżne projekty: gadżety, pomniki, gry, filmy, a teraz także muzyka. Amanda Palmer, która na nowy album swojej grupy The Grand Theft Orchestra, promocję oraz działania artystyczne związane z nim zebrała na Kickstarterze w 7 godzin pożądane 100 tysięcy dolarów, a w momencie pisania tego tekstu już ponad pół miliona (i wciąż pozostało jej 26 dni zbierania funduszy) twierdzi, że taki sposób finansowana jest przyszłością muzyki.
A był przecież i przeszłością. W zamierzchłych, “przedwytwórniowych czasach” mecenasi sztuki mieli się całkiem dobrze i to oni często płacili artystom. Kickstarter i coraz częstsze sukcesy albumów wypuszczanych własnym sumptem, za dobrowolne opłaty, pokazują, że w przyszłości rolę niegdysiejszych mecenasów sztuki możemy przejąć my - odbiorcy. Umożliwia nam to technologia i banalne wręcz sposoby na dotowanie tego, co lubimy.
Na Kickstarterze tak właśnie jest. Lubisz zespół, wykonawcę, podoba Ci się pomysł na film, chciałbyś mieć ciekawy i innowacyjny gadżet, który nie wszedł jeszcze do produkcji... Przeznacz na to trochę swoich pieniędzy. Zamiast liczyć, że wytwórnia czy jakiś inwestor zainteresuje się tematem przejmij jego rolę. To aż takie proste.
Z Kickstarterem, crowd foundingiem i podobnymi projektami jest kilka problemów, a główny to ten popularnościowy. W ciągu 2-3 miesięcy dobrze przecież znany wcześniej Kickstarter podbił świat i mówi się o nim nawet w mediach bardziej “analogowych”. Wszyscy nagle odkryli, że można z niego czerpać pieniądze na ciekawe rzeczy. Tylko, że jak długo to potrwa i kiedy my, internauci, znudzimy się i znajdziemy sobie ciekawsze zajęcie niż wspieranie pomysłowych projektów? Kiedy stwierdzimy “aaa, 55 projekt, ile mogę płacić, niech inni to zrobią”?
A byłoby szkoda. Wizja tak mocnego przejęcia roli mecenatu nad muzyką (i nie tylko) jest bardzo obiecująca. Zamiast wytwórni, które narzucają to, co się sprzedaje, artyści mogliby realizować swoje zamysły, a odbiorcy sami decydowaliby, co warto wspierać. Bo, nie ukrywajmy - z jednej strony wytwórnie dają ludziom to, czego chcą, ale z drugiej same kreują papkę i wmawiają ludziom, że jej chcą, bo tak jest łatwiej.
Obawiam się jednak, że idea odpowiedzialnego mecenatu, który niesie za sobą świadomość wielu mechanizmów świata mediów i sztuki to dla nas za dużo. Jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym i chociaż chwilowo może bawić nas świadomość uczestnictwa w procesach twórczych, czy to sztuki, czy produktów, to właśnie tylko chwilowo.
Dobrze byłoby, gdyby Kickstarter i inne crowd foundingowe strony postarały się, by zakorzenić w nas świadomość i potrzebę kreowania rzeczywistości. Tak, byśmy faktycznie zostali mecenasami, małymi, ale mocnymi w tłumie.