Chmura wciąż musi iść na kompromis
Chmura przyszłością i nawet teraźniejszością jest i nie ma się co z tym kłócić. Jednak ma jeszcze bardzo długą drogę do przebycia, by wbić się w świadomość konsumentów i nie wzbudzać niepokoju. Świadczy o tym trend tworzenia usług chmurowych tak, by nie przypominały chmury. O ile zaplanowna aplikacja SkyDrive, o której wieść niesie, że zintegruje chmurę z Windowsem tak, że ta będzie niemal nie do odróżnienia od eksploratora plików jest jeszcze sensowna, bo SkyDrive oferuje dostęp przez przeglądarkę, o tyle serwisy strumieniowania muzyki z chmury, które wymagają instalacji dodatkowych programów, pokazują, jak daleko nam jeszcze do zaakceptowania chmury taką, jaką jest.
Jakie są największe zalety chmury? Dostępność plików “zawsze i wszędzie”, synchronizowanie plików i stanów aplikacji, zabezpieczenie (czasem tylko złudne) przed utratą danych z dysku, możliwość szybkiego dzielenia się plikami i jednoczesnej pracy na nich... Wady te są, ale to właśnie zalety sprawiają, że używamy chmury coraz chętniej i powszechniej.
I dlatego zastanawiająca jest sensowność korzystania z usług chmurowych, które do działania potrzebują dedykowanych programów. O ile w korporacyjnym świecie czy na urządzeniach mobilnych, na których przeglądarki wciąż nie są bardzo dopracowane ma to sens, ale dla przeciętnych użytkowników, którzy chmury używają do przechowywania plików, zdjęć czy do słuchania muzyki? Zwłaszcza to ostatnie - po co dedykowany program?
Spotify w Polsce nie jest dostępne, ale do działania potrzebuje programu na komputerze. Serwis udostępnił możliwość umieszczania na stronach przycisków z odnośnikami do słuchania konkretnych utworów. Po ich kliknięciu jednak nie otwiera się interfejs webowy, a aplikacja (o ile użytkownik taką ma) lub monit z prośbą o zainstalowanie/dołączenie (w Polsce to oczywiście informacja o niedostępności usługi). Cała idea jest świetna, chociaż zastanawia mnie, ilu nowych użytkowników dałoby się pozyskać, jeśli nie trzeba byłoby instalować aplikacji, a proces od rejestracji do słuchania opierałby się wyłącznie na założeniu darmowego konta. Konieczność ściągania programu, założenia konta, powrotu na stronę z przyciskiem i dopiero odsłuchania po przeniesieniu do aplikacji zraża...
Tak samo polskie, niedawno uruchomione Muzo też dostępne jest na komputerze tylko i wyłącznie przez program. Nie dość, że wyłącznie na Windowsa, to na dodatek nie poraża funkcjonalnością i równie dobrze całość o takim samym, albo nawet lepszym interfejsie mogłaby być dostępna przez przeglądarkę. Tym samym na Spider’s Web, którego czytelnicy korzystają z przeróżnych systemów operacyjnych, Muzo spotkało się z dosyć negatywnym przyjęciem i krytyką na starcie.
O co chodzi z tymi programami? Na pewno mają sprawiać wrażenie lokalnych zasobów, przez co niezaznajomieni z chmurą użytkownicy będą odnosić komfortowe wrażenie, że mają coś na dysku. Pewnie chodzi też o lepsze zabezpieczenia przed na przykład piraceniem plików, może o łatwiejszą możliwość zapisania plików do odsłuchu offline... Jednak przy okazji pozbywa się kilku z największych zalet chmury.
Jeden z czytelników zarzucił mi, że marudzę na konieczność instalowania dodatkowego programu do słuchania muzyki z Muzo. To nie marudzenie, tylko chęć korzystania z usług, które są jak najwygodniejsze. Mając do wyboru, przykładowo, Muzo i Deezera (abstrahując od wielkości katalogu muzycznego) wybiorę Deezera, mimo, że nie jest polski. Dlaczego? Bo wchodzę na deezer.com, loguję się i korzystam. Nieważne, czy jestem na Ubuntu, Windowsie czy Chromebooku - wszędzie tam, gdzie mam w miarę nowoczesną przeglądarkę mogę słuchać całej swojej kolekcji muzycznej. O to przecież chodzi w chmurze.
Muzo czy Spotify idą na kompromis z obawami użytkowników dotyczącymi dostępu wyłącznie przez przeglądarki. Wyobraźmy sobie teraz, że Dropbox, SugarSync, Minus, Ubuntu One czy inny wirtualny dysk dawałby możliwość dostępu do plików przechowywanych w chmurze tylko za pomocą dedykowanej aplikacji, bez wersji webowej. Czyli że moglibyśmy korzystać ze swoich zasobów tylko na swoim komputerze czy telefonie... Mało wygodne.
Komfort psychiczny użytkowników komfortem, może nawet w przypadku Spotify (nie wiem, nie korzystałam, bo niedostępne w Polsce) świetny interfejs z dużymi możliwościami, ale to wciąż tylko proteza, która poświęca jedną z największych zalet chmury- szybki dostęp zawsze i wszędzie, niezależnie od komputera czy systemu.
A HTML5 i przeglądarki wciąż się rozwijają. Mam nadzieję, że niedługo twórcy usług, jak i użytkownicy, przekonają się, że web aplikacje potrafią wiele (jak na przykład zapisywanie utworów offline w Deezerze w przeglądarce) i nie są straszne. I że mobilnie będą oferowały równie dużo.