Muzo - muzyka z chmury w polskim wykonaniu. Koniec wymówek dla piratów
Muzo.pl to najnowszy serwis strumieniujący muzykę z sieci od Solorza-Żaka. To serwis, który ma ambicję odmienić polski rynek dystrybucji muzyki cyfrowej i powalczyć o mocną pozycję na rodzimym rynku, zwłaszcza przed wejściem do Polski gigantów typu Spotify, czy Rdio. Muzo nie jest na razie majstersztykiem funkcjonalności, ma dosyć ubogą ofertę muzyczną, ale do końca roku ma powiększyć bazę utworów pięciokrotnie. Co najważniejsze - Muzo cenowo dostosowuje się do polskich warunków. Solorz-Żak ma przewagę nad zachodnią konkurencją, której nie można lekceważyć, czyli znajomość polskiego rynku.
Muzo w darmowej wersji oferuje możliwość odsłuchania 20 godzin muzyki. Za 9,9 zł miesięcznie można wykupić nieograniczony dostęp do zasobów serwisu, a za 19,9 zł możliwość słuchania również na aplikacji mobilnej i zapisu offline. Na komputer Muzo to nie aplikacja webowa, a... niemal kopia programu muzycznego Apple’a - iTunes. Na razie dostępna jest tylko dla Windowsa.
Aplikacja Muzo nie poraża funkcjonalnością. Oprócz wspomnianych dużych braków w katalogu, w Muzo można znaleźć sporo błędów interfejsu, jak na przykład chaotyczne wyświetlanie albumów pomieszanych z singlami, czy brak możliwości dodawania artystów do ulubionych. Do ulubionych można dodać tylko albumy lub utwory, co skutkuje bałaganem w zakładce i przy większej liczbie utworów problemem z odnalezieniem czegokolwiek.
To jednak jest do poprawienia. Muzo, idąc śladem Spotify i oferując dostęp przez aplikację, a nie przeglądarkę, robi jednak jedną bardzo sprytną rzecz - sprawia wrażenie natywnego odtwarzacza, a nie muzyki z chmury. Dodatkowo prędkość i płynność przechodzenia utworów zasługuje na pochwałę. Nie ma (no prawie) żadnych opóźnień. Z Muzo dostajemy też Radio, które pozytywnie zaskakuje liczbą kategorii i doborem utworów. Muzo ma uczyć się naszego gustu by celnie proponować nam nowości.
Najważniejsze, że aplikacja Muzo stworzona przez Redefine jest prosta i to na tyle, by nie sprawić problemu żadnemu użytkownikowi, który miał kontakt z jakimkolwiek odtwarzaczem muzycznym na Windowsie. Brakuje jej prostszych możliwości dodawania artystów czy albumów tak, by jednym kliknięciem mieć do nich dostęp, ale to nie powinno być wielką przeszkodą w korzystaniu.
Muzo należy do Zygmunta Solorza-Żaka, tego samego człowieka, który posiada Muzodajnię, jeden z niewielu utrzymujących się od dłuższego czasu e-sklepów z muzyką w Polsce. Nie widzę tu problemu: Muzo prawdopodobnie docelowo miałoby zastąpić Muzodajnię, która oferuje kupno plików muzycznych w abonamencie. W końcu żeby w pełni korzystać z Muzo też trzeba płacić abonament.
Kibicuję Muzo. Chociaż sama nie będę z niego korzystać, przynajmniej póki aplikacja dostępna jest tylko na Windowsa i tylko przez dedykowaną aplikację, to jednak mam nadzieję, że stanie się sukcesem. Solorz-Żak kolejny raz udowadnia, że wie, co w trawie piszczy i w czym tkwi przyszłość multimedialnej rozrywki. To właśnie muzyka z chmury w szerszej perspektywie ma szansę na większy sukces w Polsce, niż sklepy, w których albumy są stosunkowo drogie. Abonamenty w wysokości 10 i 20 złotych miesięcznie są na tyle niskie, że mogą powalczyć o klientów. Solorz-Żak wyprzedza konkurencję i chce zdobyć pozycję, z której nie będzie musiał przesadnie obawiać się planowanej konkurencji.
A co jeśli Muzo nie odniesie sukcesu, bo przecież na naszym, młodym i niedoświadczonym rynku, też istnieje taka możliwość? Nie będzie to tragedią i nie powstrzyma raczej planowanych ekspansji zagranicznych serwisów.
Oby jednak Muzo się udało. Obyśmy my, jako użytkownicy, nie udowodnili, że zależy nam jedynie na darmowości, czyli chomikach, pebach i innych. Dostajemy coraz większe możliwości legalnego i nieograniczonego słuchania muzyki w naprawdę niskich cenach. Niedługo skończą się wymówki typu “a bo legalne kupowanie czy słuchanie muzyki jest u nas niemożliwe”.