REKLAMA

Jesteśmy światem

Im dalej w las, tym więcej drzew. Im dalej w rozwoju, tym bardziej liczą się ułamki sekund. Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy wiceadmin mojej grupy na Facebooku puścił treść maila do wszystkich w kilka chwil po tym, jak go otrzymaliśmy. Tempo obiegu informacji jest zastraszające, a kto ich nie ma – jest daleko w tyle. I w ten sposób przywitaliśmy nową dekadę XXI w. – czasem, gdzie tylko liczy się tylko tempo. Z jednej strony to dobrze, bo szybszy dostęp do wiedzy jest dla każdego cenny, z drugiej – atakowani jesteśmy informacyjną papką, przez którą trzeba się przebijać.

Jesteśmy światem
REKLAMA

W pewnym momencie z tego wyściu odpadają najsłabsi. Naturalna selekcja jest wdrukowana w każdy gatunek i jest to efekt tyle przewidywalny, co i pożądany – nie ma miejsca na półśrodki. A jednak Polska wciąż próbuje dogonić dzielnie peleton technologiczny i, co bardzo cieszy, udaje jej się to. Wreszcie przestaliśmy być ostatnim łańcuchem europejskiego ogniwa IT. Wreszcie Polaków traktuje się jak normalnych klientów, dla których iPad to nie przedmiot zza witryny iStore’a, a linia S Samsungów Galaxy to nie produkt tylko dla szefów wielkich korporacji. I chociaż ten dystans wciąż widać, to jednak to się zmienia – podłoże leży tu nie tylko w ekonomii, ale także w kompletnej zmianie myślenia polskich użytkowników.

REKLAMA

Ten wpis będzie swoistą klamrą – zakończę tym, czym zacząłem tutaj: memami. Jakkolwiek patrzący kot, atakujący od pewnego czasu polską sieć jest zabytkiem jeszcze sprzed eonów – zeszłego roku, to jednak uległ konkretnym transformacjom. Dorobiliśmy się memów specyficznych tylko dla nas – choćby Hanki Mostowiak, o której pisała Ewa swego czasu. Dorośliśmy wreszcie do podniesienia kwestii praw autorskich i tego, kto tak naprawdę kreuje polską rzeczywistość w Internecie.

Można dumnie powiedzieć: witamy w Polsce 2.0. W miejscu, gdzie przepływ informacji jest porównywalny z tym na świecie. W miejscu, gdzie przepływ ten budują poważane i nieodbiegające w niczym od światowego poziomu serwisy, jak choćby Spider’s Web, czy też Antyweb. W miejscu, gdzie strony internetowe już od dawna stanowią poważną konkurencję dla pozostałych mediów. W miejscu, w którym następuje zmiana myślenia i docenianie tego, co wytycza przyszłość – jak choćby przypadki Machiny czy Przekroju.

W miejscu, gdzie słabi odpadną.

Przyszła kryska na Matyska, jak to mówią. Pół roku związany byłem ze Spider’s Web. Może nie była to relacja na miarę tej, jaką mieli Paweł, Ewa, czy Bartosz, ale była. Byłem świadkiem jednej z największych ewolucji, jakie przeżył serwis. Byłem członkiem redakcji i, co ważniejsze, nie byłem Wam, drodzy Czytelnicy, obojętny. Nieważne, czy w jednym artykule dowiadywałem się, że jestem fanbojem, a w kolejnym – hejterem Apple’a. Najważniejsze, że zechcieliście mnie przyjąć i czytać.

Każda droga ma jednak swój kres, a dla mojej tutaj właśnie nadszedł. Im dłużej bowiem pisałem tutaj, tym bardziej sobie uświadamiałem, że są ode mnie lepsi. Innymi słowy – byłem sam dla siebie największym krytykiem i ostateczna ocena musiała w końcu paść: Spider’s Web to miejsce, gdzie laik może się wiele nauczyć. Laik jednak nie powinien pisać artykułów, bo w grupie docelowej dominują eksperci. Jeżeli ceną jest poziom, to należy pochylić głowę.

Na szczęście koniec ten zbiega się z momentem, w którym Spider’s Web zasiliła czwórka wspaniałych autorów, których tekstywłącznie z dzisiejszym premierowym – czytam z prawdziwym zainteresowaniem. Dobrze się dzieje, że jeden z najlepszych polskich serwisów obrał drogę ku potędze. Dobrze, że Przemek doskonale wie, jak tym kierować.

Czas zatem się rozstać i ustąpić miejsca osobom naprawdę powołanym do Spider’s Web. Przemku – dziękuję Ci za zaufanie, jakim mnie obdarzyłeś oraz za krytykę, która pozwalała mi się doskonalić w swojej pracy. Ewo – dziękuję Ci za to, że mnie pilnowałaś i trzymałaś nade mną pieczę oraz za godziny tweetnięć. Pawle, Danielu i Bartku – dzięki wielkie za Wasze teksty, które pozwoliły mi zrozumieć, jak powinien wyglądać dobry artykuł o technologii. Jeżeli jest gdzieś w sieci miejsce, o którym będę równie ciepło wspominał, jak polski fandom Heroes of Might & Magic, to jest to właśnie Spider’s Web.

Największe podziękowania kieruję jednak wobec czytelników – i tych mi przychylnych, i tych, którzy mnie krytykowali. To Wy, czytając i komentując, pokazywaliście Przemkowi, że warto mnie tu trzymać, a mi, że jest jeszcze długa przede mną droga, by nazywać się w pełni i z dumą redaktorem tutaj.

Czwórce zaś „nowych” – Piotrkowi, Maćkowi i Kubie – życzę powodzenia i cieszę się bardzo, że zechcieliście zawitać na dobre na Spider’s Web.

Nie jest tak, że znikam z sieci – po prostu się przekwalifikowałem, i jeśli tylko zechcecie – na pewo znajdziecie mnie tu i ówdzie. A jeśli Bóg da, czas pozwoli, a Przemek zaakceptuje – kto wie? Może w jakimś partyzanckim odruchu za pół roku, rok skrytykuję gościnnie na łamach nowe wymysły Zuckerberga, albo iPada 3?

REKLAMA

Teraz pozostaje tylko zaśpiewać, za fun. i Glee – Tonight we are young, so let’s set the world on fire. We can burn brighter than the sun.

No właśnie. Spider’s Web wciąż jest młode i żarzy się tym, czym blogosfera powinna – światłem jaśniejszym niż słońce. I niech tak będzie zawsze. Bądźcie światem polskiego internetu – niech technologia wiruje wokół was.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA