Chcesz prywatności w sieci? To nie korzystaj. Nawet Zuckerbergowi wykradli prywatne zdjęcia
Po sieci krążą prywatne zdjęcia Marka Zuckerberga “wykradzione” z jego profilu. Nie są kontrowersyjne, nie pokazują nic szokującego i przez to pewnie nie są zbyt interesujące dla internautów. Ciekawe jest za to to, w jaki sposób wyciekły - przez błąd pozwalający na dostęp do prywatnych zdjęć praktycznie każdego użytkownika. Błędu już nie ma, zdjęcia wyciekły i stanowią ironiczny i namacalny dowód, że sieć nigdy nie będzie bezpieczna i powinniśmy pomyśleć co najmniej kilka razy zanim wrzucimy coś na Facebooka, do jakiegokolwiek innego serwisu, czy w ogóle do internetu. Skoro nawet Zuckerberg nie potrafi na własnym serwisie zabezpieczyć swoich prywatnych zdjęć, to co mają zrobić przeciętni użytkownicy?
Jakiś czas temu na anglojęzycznym forum internetowym o kulturystyce pojawił się wątek mówiący, jak można dostać się do prywatnych zdjęć nieznajomych. Wystarczyło zgłosić zdjęcie profilowe jako pornograficzne, a potem wyrazić chęć na pomoc w znalezieniu innych nieodpowiednich zdjęć. Pojawiała się możliwość dostępu do całych galerii nieznajomych - wszystko w imię wyeliminowania pornotreści.
Ktoś dostał się w ten sposób do zdjęć Zuckerberga. Ktoś może dostał się w ten sposób do zdjęć innych osób, niepublicznych, więc nie było o tym głośno. Przez dobre kilka dni luka była niezałatana, dopóki nie napisały o niej duże serwisy technologiczne. Wtedy Facebook szybko wyłączył opcję “pomocy w wyborze nieodpowiednich zdjęć”. Rzecznik Facebooka powiedział, że luka była wynikiem ostatnio wprowadzonej zmiany kodu, że istniała tylko kilka dni, i że funkcja, w której istniała zostanie wprowadzona ponownie dopiero, gdy luka będzie usunięta.
Szybka reakcja jest w cenie, jednak nie zmienia to faktu, że serwis, na którym konta posiada 800 milionów ludzi na całym świecie, serwis który podpisał ostatnio porozumienie z Federalną Komisją Handlu odnośnie lepszej ochrony prywatności, w końcu serwis, który jest najczęściej krytykowany za problemy z prywatnością dopuścił w ogóle do zaistnienia takiej sytuacji i że żaden z armii deweloperów nie zauważył dziury.
To kontrowersyjne zwłaszcza w kontekście porozumienia z Komisją Handlu. Zuckerberg w komentarzu do niego przyznał, że w przeszłości Facebook popełnił kilka błędów i że teraz dokłada wszelkich sił, by zapewnić bezpieczeństwo i ochronę prywatności swoim użytkownikom.
A kilka dni potem w sieci pojawiają się jego prywatne zdjęcia z Facebooka. Nie da się nie dostrzec w tym ironii.
Mało popularna prawda mówiąca, że w sieci nie wolno publikować rzeczy, których nie chcielibyśmy ujawnić wszystkim staje się coraz prawdziwsza. Użytkownicy są coraz mocniej zachęcani do wrzucania do sieci materiałów “niepublicznych” - Facebook robi to podkreślając znaczenie i ustawień prywatności, Google+ wprowadzając kręgi. Jednak koniec końców okazuje się, że żadna z tych funkcji nie jest w stanie zabezpieczyć prywatności i że serwisy społecznościowe nie są w stanie kontrolować własnych mechanizmów, co dopiero zewnętrznych ataków.
Jak temu zaradzić? Jest jeden sposób, ale nie zda on egzaminu w czasach, gdy każda publikowana przez użytkowników treść jest coraz więcej warta. Chodzi o powrót do czasów, gdy ustawienia prywatności i dostępu do treści nie istniały i wszyscy byli pewni że to, co umieszczają w sieci jest ogólnodostępne. Bez fałszywego poczucia bezpieczeństwa, mówienia o tworzeniu własnych, zamkniętych społeczności i prywatności.
Przynajmniej dopóki twórcy takich rozwiązań nie poradzą sobie z tworzeniem dobrych mechanizmów bezpieczeństwa i wewnętrznymi procedurami sprawdzającymi nowe funkcje. Do tego czasu nie pozostaje nam nic innego, jak dzielić się tylko tym, co może wyciec publicznie.