Atari chce wrócić do gry - tym razem o rynek urządzeń mobilnych
Jeśli ktoś z nas jest zbyt młody, aby móc się przyznać do grania na Atari, z pewnością mimo wszystko doskonale wie co kryje się pod tą nazwą. Firma, zaczynająca niemal 40 lat temu od tworzenia klasycznych automatów stawianych w barach i zapewniających nam możliwość pogrania chociażby w nieśmiertelnego Ponga, a w późniejszych dostarczająca na rynek zawrotne (jak na tamte czasy) ilości pierwszych i najpopularniejszych wtedy konsoli w ostatnim czasie wyraźnie znikła z rynku. Zmieniali się właściciele, zmieniały się nazwy, ale wszystko wskazuje na to, że pomimo to odrodzone nie tak dawno Atari ma w dalszym ciągu dość spory apetyt. Pytanie tylko, czy uda mu się cokolwiek zdziałać.
Ambitne plany towarzyszyły firmie praktycznie od samego początku. Po gigantycznym sukcesie Ponga w wersji stacjonarno-barowej, w 1975 roku rozpoczęła się inwazja na zwykłe domostwa. Ta sama gra, w postaci konsoli podłączanej do telewizora okazał się kolejnym hitem, błyskawicznie sprzedając się w setkach tysięcy egzemplarzy. Zaledwie rok później (cztery lata od założenia) Atari zmieniło właściciela – stał się nim Time Warner, który nabył udziały dynamicznie rozwijającej się firmy za niemal 30 milionów dolarów. Pomimo kilku nieudanych projektów, ostatecznie właśnie na przełom lat 70 i 80 przypadł najlepszy okres w dziejach Atari, które zapewniło sobie już wtedy miejsce w światowej historii gier, zarówno tych na konsole, jak i automaty.
Okres świetności zakończył jednak w 1984 roku ogólnoamerykański kryzys na rynku gier i konsol, spowodowany coraz zbyt szybko rosnącą ilością nowych urządzeń oraz tytułów i powoli rosnącym znaczeniem komputerów osobistych, posiadających możliwości przewyższające pod wieloma względami konsole z tamtych lat i zapewniające większą uniwersalność. Atari udało się utrzymać jednak na powierzchni i ostatecznie nie podzielić losu wielu firm, które po tym tragicznym dla branży okresie musiały całkowicie wycofać się z gry.
Mimo wszystko kryzys dał się mocno we znaki twórcom Ponga, co z powodzeniem wykorzystali Japończycy z Nintendo i Sega, stając się na długie lata dominującymi graczami na rynku USA. W samym tylko 1989 roku Nintendo sprzedało ponad 30 milionów egzemplarzy swojego autorskiego NES, osiągając tym samym wynik, do którego Atari nigdy nie udało się nawet zniżyć. Pomysły na powrót były i to całkiem liczne – od modelu ST, przez 7800, aż po przenośną konsolę Lynx, która niestety przegrała z kretesem z przygotowanym prze Nintendo GameBoy’em, nawet pomimo tego, że teoretycznie posiadała od niego lepsze podzespoły.
Firmie udało zanotować się przejściowo całkiem pokaźny zysk (25 mln dolarów w 1989 roku), jednak spektakularne porażki kolejnych pomysłów, w tym najważniejszego – określanej mianem pierwszej 64-bitowej konsoli – Atari Jaguar, doprowadziło w ostateczności w 1998 roku do sprzedaży udziałów Hasbro Interactive za mniej niż 1/5 kwoty, na którą wyceniono Atari poprzednim razem. W późniejszym okresie Hasbro wraz z Atari zostało przejęte przez francuskie Infogrames, które w 2001 roku postanowiło skorzystać z legendarnej marki i ogłosiło przemianowanie praktycznie wszystkich swoich oddziałów na Atari, pozostawiając sobie własną nazwę wyłącznie dla firmy głównej. Ostatecznie, niemal dokładnie 8 lat później, Infogrames złożyło Atari propozycję wykupienia wszystkich udziałów w firmie. Propozycja została przyjęta i od maja 2009 roku, firma-matka ostatecznie zakończyła rebranding. Infogrames zniknęło z rynku – powróciło na niego Atari.
Jakie pomysły na powrót do gry ma Atari? Jeszcze kilka lat temu pomysłem jednego z właścicieli na poważny zysk były gry on-line, jednak ostatecznie cały interes zupełnie nie wypalił, a swoje miejsce w internecie zajęli inni. Pozostał więc dynamicznie rozwijający się rynek gier mobilnych i to właśnie tam odrodzone Atari chce spróbować przede wszystkim swoich szans. I ma to sens, choć oczywiście obarczone jest wielkim ryzykiem, nawet pomimo pierwszych sporych sukcesów związanych z ponownymi premierami klasycznych gier na najpopularniejsze obecnie platformy mobilne – iOS i Androida, które szturmem wdarły się na pierwsze miejsca list przebojów. W głębokich szufladach Atari w dalszym ciągu jest jeszcze pod dostatkiem tego typu pozycji, które jeszcze przez pewien czas będzie można ożywiać i sprzedawać. Tyle tylko, że taka strategia z całą pewnością nie zapewni długofalowego sukcesu – ileż w końcu można grać w Asteroidsa, gdy obok w AppStore czai się chociażby kolejne wydanie Infinity Blade? Tym bardziej, że kolejne gry od Atari będą podobne – zachowane zostaną wszystkie zasady rozgrywki, a jedynie nieco podkolorowana zostanie grafika, aby zbytnio nie razić współczesnego gracza.
Oczywiście CEO Atari zapowiada w późniejszym czasie zmianę podejścia i wprowadzenie nowych, świeżych tytułów, nastawionych w takim samym stopniu na rozgrywkę lokalną jak i sieciowo-społecznościową. Pytanie tylko, kiedy zobaczymy pierwsze z obiecywanych pozycji i czy pozwolą one na wyniesienie firmy znów na szczyt? Ostatnie wyniki jednego z gigantów mobilnej rozrywki – doskonale odnajdującego się w nowej rzeczywistości i wypuszczającego prawdziwy hit za hitem (FIFA, Dead Space, etc) - EA pokazują, że w dalszym ciągu jest to rynek, na którym nie można jeszcze zbić gigantycznej fortuny. 55 milionów dolarów rocznie (i to będąc na jednym z pierwszych miejsc!) brzmi raczej jak słuszny dodatek do pozostałego biznesu, niż drogą do powtórzenia gigantycznego (w tym finansowego) sukcesu z czasów Ponga. Zwłaszcza, że konkurencja w postaci wspomnianego już EA czy Gameloftu z dnia na dzień jest coraz silniejsza, znajdując wsparcie również u producentów sprzętu (jak EA u Nokii).
Zdjęcia: 4.bp.blogspot