Decyzja Sony Ericssona potwierdza koniec telefonów, jakie znaliśmy
Plany spółki Sony Ericsson od samego powstania niemal dziesięć lat temu (w 2002 roku) były niesamowicie ambitne. Cel był jeden – dominacja lub zajęcie przynajmniej jak największej części rynku zawładniętego wtedy przez słabnącą dziś z dnia na dzień Nokię. W ciągu ostatnich kilku lat firmie powodziło się jednak raczej mizernie – z wyjątkiem pojedynczych sukcesów telefonów z serii K czy W oraz nielicznych smartfonów, notowania, zyski i udział w światowym rynku spadały praktycznie każdego miesiąca. Pozornie nieuchronnie zbliżający się koniec udało się jednak zatrzymać jednym prostym posunięciem – postawieniem prawie wyłącznie na smartfony. Dziś najwyżsi rangą przedstawiciele SE deklarują chęć opuszczenia w ciągu najbliższych miesięcy całkowicie rynku zwykłych telefonów komórkowych.
Przygoda Sony Ericssona ze smartfonami sięga samych początków istnienia korporacji. Niemal równolegle z pierwszym „zwykłym” telefonem na rynku pojawił się bowiem model P800, wyposażony w Symbiana ukrytego pod nakładką UIQ. Całość mogła być obsługiwana za pomocą ekranu dotykowego (i rysika) lub klasycznej, pomysłowo doczepianej klawiatury. Niestety ani on, ani jego późniejsi następcy (w tym i P990 czy nawet P1i) nie odnieśli spektakularnego sukcesu. Pomimo dobrych recenzji i całkiem sporej grupy użytkowników, było jeszcze po prostu zbyt wcześnie na masowe przyjęcie się tego typu urządzeń.
W 2008 roku, kiedy warunki były już o wiele bardziej sprzyjające, a w najbliższym czasie do sklepów trafić miały urządzenia takie jak P5i, Nokia ostatecznie przejęła większość udziałów w Symbianie, kończąc tym samym licencjonowanie go na potrzeby UIQ. Symbian był już od tej pory martwy dla SE i pojawiła się konieczność odnalezienia innego rozwiązania.
Jednym z pomysłów na ucieczkę od głównego do tej pory systemu operacyjnego, była wprowadzona pod koniec tego samego roku Xperia X1. Niestety również ona nie okazała się być receptą na problemy firmy, która w dalszym ciągu notowała olbrzymie straty. Przygoda z Windows Mobile nie okazała się więc zbyt szczęśliwa, zwłaszcza że na rynku zaczynało już powoli brakować miejsca dla tego OS.
W tamtych czasach SE nie kojarzył się jednak głównie ze smartfonami, a ze zwykłymi telefonami, pozwalającymi nam głównie na prowadzenie rozmów telefonicznych i odbieranie/wysyłanie SMS oraz prostą rozrywkę. Serie K, wyposażone w doskonałe aparaty fotograficzne, czy W, noszące logo „Walkman” przedarły się dość skutecznie do świadomości użytkowników na całym świecie. To właśnie one stanowiły zdecydowaną większość urządzeń produkowanych przez koncern SE i to paradoksalnie właśnie ta gałąź biznesu przynosiła z roku na rok coraz większe straty.
Zmiany na lepsze zaczęły się dopiero w momencie kompletnej reorganizacji i zmiany priorytetu produkcji. Sony Ericsson dostrzegł, choć jak sam przyznaje – zbyt późno, wyraźny wpływ wypuszczonego na rynek w 2007 roku iPhone i zdecydował się zaryzykować wspólną przyszłość z dynamicznie rozwijającym się Androidem. Na rezultaty takiego posunięcia nie trzeba było zbyt długo czekać. Już pierwszy kwartał 2010 przyniósł zaskakujący rezultat – zamiast notowanych do tej pory strat, SE mógł po raz pierwszy od wielu miesięcy pochwalić się zyskami. Przyszłość była więc oczywista – smartfony i to zarządzane praktycznie wyłącznie systemem operacyjnym Android. Najlepszym dowodem jest chociażby Xperia Neo, określana jako niemal bezpośredni następca modelu Vivaz, z którego SE był swego czasu niezwykle dumny. Wewnątrz urządzenia zaszła jednak ogromna zmiana – Symbiana wyparł system od Google, podobnie jak w przypadku wszystkich pozostałych urządzeń z tej serii.
Potwierdzeniem rosnącej roli smartfonów są również wyniki sprzedaży telefonów produkowanych przez SE. Spośród wszystkich z nich, zaledwie 30% stanowią tzw. „feature-phone”, które jeszcze kilka lat temu były jego domeną. Według najwyższych pracowników nie jest to jednak jeszcze koniec transformacji i do połowy przyszłego roku spodziewają się oni niemal całkowitego wycofania się z tego niezbyt dochodowego rynku. Już teraz skupiają się raczej na tworzeniu „małych komputerów z możliwością dzwonienia”, niż urządzeń, dla których byłoby to funkcją podstawową.
Wszystko to składa się na obraz powolnej śmierci telefonów komórkowych w rozumieniu, w jakim pojmowane były do niedawna. W przeciwieństwie do nich, sprzedaż smartfonów rośnie w zawrotnym tempie i nic nie wskazuje na to, że tendencja ta w ciągu najbliższych kilku lat ulegnie zmianie. Jeszcze w tym roku ich dostawy mają wzrosnąć o dodatkowe 150 mln egzemplarzy w stosunku do roku poprzedniego, kiedy to wzrost wynosił ponad 20% - teraz ma to być niemal 50%. Za takim rozwojem głosują również swoimi portfelami klienci. Po co bowiem brać w ramach abonamentu „zwykły” telefon za złotówkę, skoro za tyle samo (lub niewiele więcej) możemy wybrać praktycznie pełnoprawny smartfon? Nawet Nokia, w dalszym ciągu dobrze radząca sobie na rynku „featurephone’ów” planuje uśmiercenie Symbiana w wersji S40 i przygotowanie własnego, zupełnie nowego systemu operacyjnego – Meltemi. Z całą pewnością nie będzie to system służący wyłącznie do dzwonienia.
Możliwe, że już teraz praktycznie nikt z nas nie potrzebuje w rzeczywistości klasycznej komórki, jeśli za podobne pieniądze może nabyć urządzenie, które potrafi o wiele więcej.
Bert Nordberg, obecny CEO Sony Ericssona, dzięki któremu udało się wydźwignąć z wieloletniego kryzysu jest jednak dziś o wiele ostrożniejszy niż przy procesie przejścia z Symbiana na Androida. Pytany w wywiadzie o powód braku dwurdzeniowych procesorów czy obsługi LTE w swoich urządzeniach stwierdza „nie mamy gwarancji, że klient kupi nową technologię tylko dlatego, że ją wyprodukujemy”. Nie planuje również w najbliższym czasie współpracy z Microsoftem oraz rozpoczęcia prac nad smartfonami z Windows Phone 7, określając go jako na chwilę obecną „wyraźnie gorszego od Androida”. Takie stwierdzenie jest jednak dość niefortunne, zwłaszcza w obliczu faktu, że stosunkowo niewielki udział w dzisiejszym rynku „inteligentnych telefonów” tłumaczy… zbyt późnym dostrzeżeniem Androida. Czy tym razem nie przegapią swojej kolejnej szansy?