Newsweek: Słuchaj, ale nie pobieraj
W poniedziałek, 15 lutego 2010 r., tygodnik "Newsweek Polska" opublikował mój kolejny artykuł. Oto jego treść:
Wydawałoby się, że na rynku e-muzyki wszystko jest jasne. Apple ze swoim sklepem iTunes jest największym graczem kontrolującym 70 proc. globalnej sprzedaży cyfrowych plików, wartym ok. 6 mld dol. rocznie, a dynamicznie rosnąca sprzedaż iPhone'ów i iPodów stale napędza koniunkturę. Pliki kosztują już nie 0,99 dol., jak niegdyś, lecz od 0,69 do 1,29 dol. W promocyjnych cenach można kupować całe albumy nawet za 6,99 dol., ale model jest cały czas ten sam: płacisz i ściągasz na swój dysk.
Tymczasem na oczach Apple'a wyrasta poważna konkurencja. Szwedzki serwis Spotify ma kompletnie nowy pomysł na sprzedaż muzyki. Zamiast ściągać fizycznie pliki i trzymać je na własnym komputerze (lub płycie CD) w Spotify kupuje się abonament, dający prawo ich odsłuchiwania. Użytkownicy serwisu za około 15 dolarów miesięcznie zyskują nielimitowany dostęp do "streamingu", czyli odsłuchu w internecie, bez pobierania plików na własny dysk. Wprawdzie Spotify oferuje na razie o 40 proc. mniej piosenek -- 6 mln w porównaniu z 10 mln w iTunes -- to jednak wszystkie najpopularniejsze hity można tam znaleźć.
W ciągu pięciu miesięcy od uruchomienia Spotify wyprzedziło w Szwecji iTunes pod względem przychodów. Dla wielu zatwardziałych fanów muzyki oferta serwisu jest lepsza, bo po prostu tańsza. Za 15 dol. w iTunes pobiorą na dysk jedynie ok. 15 piosenek lub maksimum dwa albumy, a w Spotify mogą odsłuchiwać muzykę do woli. Do zeszłego miesiąca nie było jednak jasne, w jaki sposób Spotify rozlicza się z branżą fonograficzną. Parę z ust puścił dopiero jeden z szefów firmy fonograficznej Universal Music Group. Wyjawił, że w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii serwis płaci tantiemy od każdego użytkownika korzystającego z abonamentowego dostępu do zasobów muzycznych. W przypadku pozostałych czterech rynków, na których Spotify działa, czyli Szwecji, Norwegii, Finlandii i Francji, firmy fonograficzne uczestniczą w podziale pieniędzy zarobionych przez serwis na abonamentach i reklamach. Nie wiadomo, jak duże są to pieniądze, ale na pewno niemałe, skoro branża fonograficzna ochoczo dopinguje szwedzki serwis licząc na osłabienie pozycji dyktującego im warunki na rynku iTunes.
Apple, widząc co się święci, zareagował w grudniu ubiegłego roku. Koncern przejął konkurencyjną dla Spotify firmę o wdzięcznie brzmiącej nazwie -- Lala. Istniejąca od 2006 r. Lala nie miała do tej pory sukcesów, mimo to Apple zainwestował w know-how usługi "streamingu", którą firma rozwijała od 2008 r. Na amerykańskim rynku sprzedaży cyfrowej muzyki Apple miał jednak tak dominującą pozycję, że usługi Lali nie przebiły się do świadomości konsumentów. Teraz będzie inaczej. Jest niemal pewne, że w najbliższej przyszłości sklep iTunes zaoferuje swoim stu milionom klientów abonamentowy dostęp do zasobów największego na świecie sklepu muzycznego.
W biznesowy potencjał "streamingu" wierzy też MTV i RealNetworks, którzy z powodzeniem rozwijają serwis Rhapsody, sprzedający muzykę w sieci. Największa sieć detaliczna ze sprzętem elektronicznym w Stanach Zjednoczonych -- Best Buy -- inwestuje w Napster, serwis, od którego zaczęła się cyfrowa rewolucja na rynku muzycznym. MySpace należący do medialnego magnata Ruperta Murdocha też kupił dwa serwisy muzyczne -- iLike oraz Imeem. Dzis jeszcze trudno oszacować udział procentowy serwisów wykorzystujących zasadę streamingu, ale takie analizy z pewnością pojawią się jeszcze w tym roku, kiedy Spotify wejdzie na rynek amerykański.
Zdaniem ekspertów z branży fonograficznej "streaming" to także szansa na powstrzymanie globalnego piractwa. Za niewielkie pieniądze klienci odsłuchujący muzykę w sieci dostają praktycznie nieograniczony dostęp do wszystkiego, czego zapragną. Tym bardziej, że wyszukiwanie pojedynczych albumów na pirackich portalach jest coraz bardziej skomplikowane i czasochłonne -- wobec globalnej ofensywy prawnej wynoszą się one w trudno dostępne obszary sieci.
W Polsce, gdzie ciągle jeszcze problemem jest zasięg i szybkość internetu, na razie nikt o usługach streamingu nie myśli. Spotify jest nieobecny, nie ma także iTunes'a. Nie wiadomo nawet, kiedy się pojawi, bo ze względu na niski potencjał naszego rynku Apple odpuścił sobie negocjacje z rodzimymi organizacjami artystów. Polski rynek muzyczny ciągle zmaga się ze społecznym przyzwoleniem na piractwo, a legalna sprzedaż cyfrowych plików jest marginalna. Można ją szacować zaledwie na kilka procent całego rynku, wartego ponad 350 mln zł rocznie. Szefowie firm fonograficznych i właściciele sklepów internetowych wciąż nie rozumieją, że w polskich warunkach 3 zł za jeden plik z muzyką to horrendalna cena. Tańszy model abonamentowy mógłby ożywić nasz rynek. Tylko kto tak pięknie zagra?