Deszcz, tańczący robot i długi cień Apokalipsy. Oto oznaki kryzysu

Na największej konferencji technologicznej w Europie – Web Summit – nie czuć kryzysu. Rekordowa liczba uczestników i inwestorów, tłumy w halach, energia i gwar. W Lizbonie widać prawdziwy pęd do rozwoju – oraz coraz wyraźniejszą chińską demonstrację siły. Coraz częściej jednak słychać głosy, że to ostatni zryw przed katastrofą. Bańka AI może pęknąć szybciej, niż się wydaje.

Deszcz, tańczący robot i długi cień Apokalipsy. Oto oznaki kryzysu

"Mam złe przeczucia co do tego" (ang. I have a bad feeling about this) – to najczęściej powtarzany cytat z całej sagi "Gwiezdnych wojen". Pojawia się w filmach, komiksach, książkach, grach i serialach.

Podobna myśl towarzyszyła mi, gdy wychodziłem z hotelu, by ruszyć do lizbońskiego Expo, gdzie odbywa się Web Summit. Moje obawy dotyczyły… pogody. Faktycznie – ulewy, tak rzadkie w stolicy Portugalii, nie odpuszczały przez całą konferencję. Gdy jednak dotarłem na miejsce, okazało się, że moje „złe przeczucie” nie dotyczyło wyłącznie deszczu.

Przywykłem już, że na branżowych wydarzeniach "sztuczna inteligencja" odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Ale tym razem miałem wrażenie, że każdy startup, każdy prelegent i każdy inwestor stara się przekonać, że to właśnie jego AI jest najlepsza. Wiadomo – marketing, wzmocniony targowym anturażem. Ale czy to tylko próba złapania się na szaleńczy strumień pieniędzy? A może strach przed nadchodzącym momentem, gdy ktoś powie "sprawdzam"? A może po prostu nadzieja, że miesiące – a czasem lata – pracy wreszcie przyniosą owoce? Pewnie wszystkiego po trochu.

Król parkietu i okolic

Lizbona liczy nieco ponad pół miliona mieszkańców. W dniach Web Summitu ta liczba rośnie o blisko 14 procent. W tym roku konferencja przyciągnęła 71 368 uczestników ze 157 krajów – w tym 1 857 inwestorów z 86 państw, co oznacza wzrost aż o 74 procent w porównaniu z ubiegłym rokiem.

Dwanaście miesięcy temu prawie 200 startupów pozyskało łącznie 715,5 miliona dolarów finansowania.

Podczas konferencji prasowej CEO Web Summitu, Paddy Cosgrave, dużo mówił o Chinach. Jego zdaniem to właśnie Państwo Środka wyznacza dziś kierunek rozwoju sztucznej inteligencji. Wśród specjalnych gości znaleźli się przedstawiciele chińskiej administracji, a prawdziwym hitem okazał się pokaz tańczącego robota firmy Unitree Robotics.

Podczas gdy większość humanoidów porusza się z gracją słonia w składzie porcelany – albo, jak rosyjski robot Aidol, przewraca po kilku krokach – chińska konstrukcja tańczy z taką swobodą, że mogłaby zostać królem każdego parkietu.

Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, kto dziś dominuje w świecie technologii, po wizycie na Web Summit już ich nie ma. Podpowiedź: na pewno nie Rosja, której robot – niczym bohater powieści Wieniedikta Jerofiejewa – upada z godnością, ale jednak upada.


Cosgrave wspomniał także o Polsce. Tuż przed konferencją odwiedził nasz kraj, a to nie przypadek – umowa z Lizboną wkrótce się kończy, a szef Web Summitu rozgląda się za nową lokalizacją. Warszawa była (i być może wciąż jest) brana pod uwagę.

Czy Web Summit rzeczywiście zmieni miejsce? Tego jeszcze nie wiadomo. Portugalczycy, z którymi rozmawiałem, przyznają, że chętnie pozbyliby się tej imprezy – jest dla nich ogromnym obciążeniem.

Mnie zastanawia coś innego: jak to wydarzenie będzie wyglądać po ewentualnym pęknięciu bańki AI. Bo jeśli złe przeczucia się sprawdzą – kolejny Web Summit może mieć zupełnie inny nastrój.


Bańka, "która myśli za nas" właśnie pęka

Nowy raport firmy konsultingowej Bain & Company nie pozostawia złudzeń. Choć to jedna z pierwszych organizacji, które wdrożyły generatywną sztuczną inteligencję, efekty są – delikatnie mówiąc – rozczarowujące. "Oszczędności w programowaniu nie są znaczące" – czytamy w raporcie. Wskaźnik akceptacji AI wśród programistów? Niski. Wzrost produktywności? 10–15 procent. Zyski z tego tytułu?

W większości przypadków – żadne.

"Generatywna sztuczna inteligencja pojawiła się na rynku z ogromnymi oczekiwaniami i wiele firm pospieszyło się z projektami pilotażowymi" – piszą autorzy raportu. "Jednak rezultaty nie spełniły pokładanych w nich nadziei".

To nie jedyny zimny prysznic. W lipcu organizacja non-profit Model Evaluation & Threat Research opublikowała badanie, które podważa sens używania AI w programowaniu. Zaskoczenie? Programiści korzystający z narzędzi sztucznej inteligencji potrzebowali o 19 procent więcej czasu, by napisać ten sam kod, co bez niej. AI nie przyspiesza pracy – ona ją spowalnia. Winne są „halucynacje”, czyli błędne odpowiedzi generowane przez modele, które programiści później muszą poprawiać.

Jakby tego było mało, narzędzia AI generują nawet dziesięć razy więcej błędów bezpieczeństwa – wynika z raportu firmy Apiiro. Inaczej mówiąc: zamiast przyspieszać rozwój, AI otwiera furtki dla hakerów.

Od euforii do wypalenia (procesorów)

To kolejny sygnał ostrzegawczy, że nawet w najbardziej obiecujących sektorach AI zaczyna dusić się własnym szumem medialnym. A mówimy o branży, która już pochłonęła miliardy dolarów inwestycji. Coraz więcej analityków mówi otwarcie o pękającej bańce spekulacyjnej.

Jak duża jest ta bańka? Według danych z portalu Where’s Your Ed At, firmy z sektora AI wydały ponad bilion dolarów na inwestycje kapitałowe, a ich łączny roczny przychód to ledwie 45 miliardów dolarów – i to liczba, jak sami przyznają, mocno zawyżona. Odzyskanie zainwestowanych pieniędzy zajmie dekady. Ale dekad nie mają.

Dlaczego? Bo procesory graficzne, które napędzają "modele bazowe", czyli serce sztucznej inteligencji, wypalają się po dwóch–trzech latach, choć księgowo amortyzuje się je przez pięć. W intensywnym użytkowaniu – potrafią zdechnąć już po 54 dniach.

A przecież to właśnie te układy – za sześć lub siedem cyfr za sztukę – stanowią dziś fundament AI-biznesu. Gdy zaczną się masowo psuć, z firm zostaną tylko rachunki i dym z centrów danych.

Nic dziwnego, że OpenAI, jeszcze niedawno najbardziej pożądana spółka świata, dziś chodzi z kapeluszem po Waszyngtonie. Firma, która obiecywała wydać 100 miliardów dolarów dla AMD, 200 miliardów dla Nvidii i 300 miliardów dla Oracle, teraz prosi, żeby nie powiedzieć, żebra rząd USA o pomoc.

A to nie wszystko.

Microsoft, mający 32,5 proc. udziałów w OpenAI, w swoim raporcie finansowym za Q3 przyznał się do 4,1 miliarda dolarów straty – tylko z tytułu udziału w OpenAI. Oznacza to, że sama OpenAI spaliła w jednym kwartale około 12,6 miliarda dolarów. A to przecież to "najlepsza" firma w branży.

Gdzie trafiają te pieniądze? W większości do Microsoftu, który spalił, tfu!, zainwestował 31 miliardów dolarów na karty graficzne i centra danych. To groteska: firmy wydają więcej, niż zarabiają, a przychody z subskrypcji – 20, 200, 2000 miesięcznie dolarów – ledwo drapią po powierzchni kosztów.

Lepiej nie myśleć jak radzą sobie te gorsze firmy. I jaki będzie huk kiedy wszystkie wywalą się potykając o swoje wydumane obietnice.

Kiedy użytkownicy nie chcą płacić, pozostaje jedno – żebranie. 27 października OpenAI opublikowało 11-stronicowy dokument, pełen korporacyjnego bełkotu, ale z jednym przesłaniem: "Rząd ma rosnący deficyt GPU w swoich klasyfikowanych środowiskach chmurowych...".

Czyli tłumacząc na ludzki język: dajcie nam pieniądze, infrastrukturę, elektrownie, centra danych – wszystko. Trochę jak ten uzależniony? Na początku było pięknie: hajs, hype i hiper doznania. A teraz zwyczajne: daj, daj.

Ojciec chrzestny ma dość


Obok klasycznego etapu schyłku równolegle w tle rozgrywa się coś równie ważnego. Ojcowie sztucznej inteligencji – Geoffrey Hinton, Yann LeCun i Yoshua Bengio – zaczynają odchodzić. To oni w 2018 roku dostali Nagrodę Turinga, informatyczny odpowiednik Nobla.

W kwietniu 2023 r. z Google’a odszedł Hinton. W 2024 r. dostał prawdziwego Nobla z fizyki, za odkrycia umożliwiające uczenie maszynowe. Ale zamiast świętować, ostrzegał: "Sztuczna inteligencja uczyni nielicznych znacznie bogatszymi, a większość ludzi uboższymi".

W "Wall Street Week" powiedział wprost: "AI może przynieść masowe bezrobocie jednych i ogromne zyski drugim".

10 listopada 2025 roku Yann LeCun ogłosił, że odchodzi z Mety po 12 latach pracy. To wydarzenie bez precedensu. Człowiek, który współtworzył podstawy AI, mówi dziś: "Dość".

Ich odejścia są sygnałem alarmowym. Twórcy nie chcą już mieć nic wspólnego z tym, w co zmieniła się ich technologia – w maszynę do monetyzacji, manipulacji i wyścigu zbrojeń o "superinteligencję". LeCun chciał budować AI, która rozumie świat i pomaga go poprawić. Zuckerberg woli taką, która go monetyzuje.

Technologiczni feduałowie próbują zebrać ile jeszcze mogą. Za nimi ustawiają się ci, którzy wierzę, że przed zamknięciem uczty coś jeszcze im spadnie ze stołu. Inwestorzy, których tak sporo na imprezach typu Web Summit często chcą wybrać tę jedną, jedyną perełkę, start-up który nie okaże się wydmuszką.

Prognoza na jutro: będzie padać

Zadajmy więc pytanie: co zostanie, gdy ta bańka naprawdę pęknie?

Tanie procesory graficzne w wyprzedażowych cenach. Wykwalifikowani statystycy i inżynierowie szukający pracy. Modele open source, które już teraz robią imponujące rzeczy, a po optymalizacji – będą robić je jeszcze lepiej.

Sztuczna inteligencja nie wykona twojej pracy. Ale sprzedawca oparty na sztucznej inteligencji może przekonać twojego szefa, że warto cię zwolnić i zastąpić algorytmem, który – paradoksalnie – też nie wykona tej pracy, a jeśli nawet to gorzej, wolniej i kto wie może ostatecznie nawet drożej

"Jedna trzecia rynku akcji jest uwikłana w siedem firm AI, które nie mają szans na zysk. To bańka, która pęknie i pochłonie całą gospodarkę" – mówił mi Cory Doctorow, kanadyjski pisarz literatury fantastycznonaukowej, dziennikarz i bloger, autor słynnej tezy o "gównowaceniu internetu", z którym miałem przyjemność rozmawiać podczas Web Summit (rozmowa już wkrótce na łamach Spider’s Web).

Jesteśmy świadkami historii w czasie rzeczywistym. Bańka sztucznej inteligencji właśnie pęka. I pytanie brzmi nie "czy", ale jak bardzo nas pochłonie i kto za to wszystko zapłaci?

Będzie padać. I nie mówię tu o deszczu, ale o biznesie. Firma po firmie. Długi cień Apokalipsy już widać.