Kraj, w którym nie można przegrać. Tutaj szkoła decyduje o wszystkim

W Korei Południowej szkoła nie kończy się po ostatnim dzwonku. To tylko rozgrzewka przed korepetycjami, testami i codziennym maratonem, który decyduje o całym życiu. W świecie, gdzie dyplom znaczy więcej niż człowiek, edukacja przestaje być szansą – staje się walką o przetrwanie.

Kraj, w którym nie można przegrać. Tutaj szkoła decyduje o wszystkim

"Do jakiej szkoły chodziłeś?" – w Korei Południowej to pytanie nie jest kurtuazją. To społeczny skaner, który w sekundę potrafi określić twój status, szanse zawodowe i... atrakcyjność na rynku matrymonialnym. Tamtejsza edukacja to nie ścieżka rozwoju, ale ciasna drabina, po której trzeba się wspinać – szybko, skutecznie i bez prawa do potknięcia.

Rodzice przeznaczają fortuny na prywatne lekcje, dzieci uczą się do późna w nocy, a szkoła publiczna to zaledwie przystanek w wyścigu. System działa jak dobrze naoliwiona maszyna – produkuje ludzi z wynikami. Tyle że często wypalonych, zmęczonych i pozbawionych pasji.

Anna Sawińska w książce "Kraina jednej szansy" (Wydawnictwo Czarne) pokazuje, jak naprawdę wygląda codzienność za południowokoreańskim "cudem edukacyjnym". I choć to opowieść o innym kraju, trudno nie dostrzec w niej lustrzanego odbicia pytań, które zadajemy sobie także tu, w Polsce: dokąd prowadzi ślepa wiara w rankingi? Ile naprawdę jest wart sukces, jeśli trzeba go odchorować?

To książka o tym, że edukacja nie powinna być próbą sił. Że prawdziwa nauka zaczyna się tam, gdzie kończy się strach. Tylko w Magazynie Spider's Web Plus przedpremierowy fragment książki.

Krainna Porannego Niepokoju

Każdego roku jeden z listopadowych czwartków zaważa na całej przyszłości młodych Koreańczyków. To do tego dnia każdy przygotowywał się przez całe swoje dotychczasowe życie. Absolwenci szkół średnich podchodzą do maratonu egzaminów suneung (College Scholastic Ability Test, CSAT), który zadecydować może o przyjęciu do SKY (akronim angielskich nazw uczelni Seoul National University, Korea University oraz Yonsei University), czyli do NIEBA – jednego z trzech najlepszych uniwersytetów w Korei.

Podczas egzaminacyjnego piekła "Kraina Porannego Spokoju", jak nazywa się Koreę, zamienia się w „Krainę Porannego Niepokoju”. Wiele instytucji publicznych i firm rozpoczyna pracę godzinę później, aby odciążyć ruch uliczny. Częstotliwość kursów autobusów i metra zostaje wzmożona, a policja dowozi spóźnialskich na sygnale do wyznaczonego miejsca egzaminów. Przed wejściem do budynku młodsi uczniowie śpiewają, dopingują i wręczają zestresowanym nastolatkom ciągutki zwane yeot – "skleić egzamin", to dosłowne tłumaczenie koreańskiego "zdać egzamin".

Matki, podenerwowane nie mniej niż ich pociechy, czym prędzej udają się do kościołów lub świątyń, żeby wyprosić u opatrzności przychylność dla swojego dziecka. Niektóre odprawiają szamańskie rytuały. Liczy się każda pomoc, każdy szczegół. Na czas słuchanki z języka angielskiego samoloty zostają uziemione, a prace budowlane przerwane, żeby nie zakłócać odbioru. Administratorzy testów noszą miękkie obuwie sportowe, żeby nie przeszkadzać szuraniem butów, unikają otwierania okien, klikania myszką komputerową, a nawet pociągania nosem. Każdego roku na szali waży się życie pół miliona osób podchodzących do egzaminu. Nie powinno więc chyba dziwić, że w grudniu 2023 roku grupa uczniów wniosła pozew przeciwko rządowi koreańskiemu po tym, jak osoba nadzorująca egzaminy omyłkowo zakończyła testy minutę przed czasem.

Odpowiedzi do testów ogłaszane są dzień po egzaminie, więc każdy potrafi w przybliżeniu określić swój wynik. Siedemdziesiąt procent absolwentów szkół średnich będzie kontynuowało naukę w szkole wyższej, ale tylko dwa procent z nich dostanie się do NIEBA. Ci, którym się nie poszczęściło, przeżywają swoje wyniki jak żałobę. Mimo tytanicznego wysiłku otrzymali właśnie wyrok śmierci – śmierci ich Korean dream. Dane Ministerstwa Edukacji pokazują, że w kolejnym roku średnio około dwudziestu procent nastolatków próbuje sił po raz wtóry celem uzyskania większej liczby punktów. W dzielnicy Kangnam, znanej z zamożności oraz z najlepszych szkół publicznych i prywatnych, odsetek ten wynosi ponad czterdzieści siedem procent. Niektórzy do egzaminu będą próbowali podejść nawet po raz trzeci. Pierwszych określa się jako jaesusaeng, drugich samsusaeng, ale i tak wszystkich powtarzających wrzuca się do worka podchodzących do testu po raz enty, tak zwanych N-susaeng – terminy te mają charakter pejoratywny, są jak piętno wypalone na całym życiu wchodzącego w dorosłość człowieka. Mimo to są tacy, którzy twierdzą, że mogliby zdawać suneung i po raz siódmy, jeśli tylko miałoby to oznaczać dostanie się do wymarzonego uniwersytetu i na wymarzony kierunek. Dla przykładu Yoon Suk Yeol, obecny prezydent Korei, ostatnio zresztą postawiony w stan oskarżenia i aresztowany, zdał egzamin adwokacki dopiero po ośmiu nieudanych podejściach.

Coroczne przygotowywanie egzaminów CSAT jest jedną z najlepiej strzeżonych tajemnic państwowych. Każdego września na okres jednego miesiąca specjalny autobus wywozi do ukrytej lokalizacji około pięciuset wyselekcjonowanych profesorów akademickich oraz nauczycieli szkół średnich z całego kraju. Wszyscy podpisują umowę o nieujawnianiu informacji oraz kontrakt określający między innymi sowite wynagrodzenie: równo­wartość około trzydziestu pięciu tysięcy złotych. Bagaże podróżnych sprawdza się jak na odprawie przed lotem, na czas całego pobytu konfiskuje się telefony, a kontakt z całym światem zewnętrznym, nawet z rodziną, jest zakazany. Wszystkie wytworzone śmieci, również odpadki bio, ręcznie przeszukują wyznaczeni do tego specjaliści. Na miejscu wspólnota ma do swojej dyspozycji wszystko, co jest potrzebne do życia, włączając w to opiekę lekarską. Nigdzie nie trzeba wychodzić. Budynki, w których przebywają autorzy egzaminu, są odgrodzone płotem – przejście przezeń bez specjalnego zezwolenia jest zresztą niemożliwe. Jedna z anegdot ukazujących faktyczny reżim opowiada o lokatorach, którym w czasie przerwy na grę piłka wyleciała za mur ośrodka. Strażnicy w mgnieniu oka mieli przechwycić piłkę oraz rozerwać ją na strzępy w celu odnalezienia szmuglowanych pytań. Po ułożeniu i kilkakrotnym sprawdzeniu pytań przez różnych recenzentów są one drukowane w zabezpieczonych drukarniach, aby zapobiec przeciekom. Po druku przechowuje się je pod ścisłą ochroną, a kwestionariusze testowe dostarczane są pod nadzorem policji do placówek egzaminacyjnych w całym kraju.

Suneung opracowywany i zarządzany jest przez Koreański Instytut Programu Nauczania i Ewaluacji (Korea Institute for Curriculum and Evaluation, KICE) na zlecenie Ministerstwa Edukacji. Jego celem jest ocena umiejętności myślenia wyższego rzędu w sześciu obszarach studiów – kompetencje językowe, matematyka, język angielski, historia Korei, procedury badawcze (nauki społeczne, przyrodnicze i wykształcenie zawodowe), drugi współczesny język obcy lub klasyczny chiński. Historia Korei jest egzaminem obowiązkowym i rezygnacja z podejścia do tego testu skutkuje skreśleniem kandydata z listy. W pozostałych pięciu obszarach studenci mają wybór co do liczby oraz poziomu testów. Egzamin trwa dziewięć godzin, włączając w to pięćdziesięciominutową przerwę na obiad oraz przerwy pomiędzy poszczególnymi sesjami. Testy są na tak wysokim pozio­mie, że ludzie na całym świecie próbują się z nimi zmierzyć post factum, szczególnie z przedmiotami, które nie wymagają znajomości języka koreańskiego: matematyką oraz językiem angielskim. Często z miernym skutkiem.

Pytania zabójcze

Prawdziwej trwogi wśród Koreańczyków nie wywołują jednak standardowe zadania, ale tak zwane pytania zabójcze, które często okazują się jedyną możliwością zróżnicowania punktacji uczniów. Podczas jednego z ostatnich testów z języka koreań­skiego osiemnastolatkowie musieli odpowiedzieć na pytania dotyczące kapitału własnego oraz aktywów bankowych ważonych ryzykiem. Problemy w części egzaminu dotyczącej "społeczeństwa" wymagały od nich rozszyfrowania trójwymiarowych hipotetycznych analiz teorii rozwoju poznawczego Piageta. W czerwcu 2023 roku interweniował sam prezydent Korei Yoon Suk Yeol, rekomendując ograniczenie pytań egzaminacyjnych do tematów zawartych w curriculum szkół publicznych. W następstwie prezydent KICE zrezygnował, a Ministerstwo Edukacji ogłosiło, że od tej pory egzamin nie będzie zawierał "zabójczych pytań". Niektórzy twierdzą, że z powodu ich eliminacji zróżnicowanie podchodzących do egzaminów będzie sporym wyzwaniem. Ponadto zwracają uwagę na to, że negatywnie wpłynie to przede wszystkim na najlepszych uczniów, ponieważ w zamian konieczne będzie wprowadzenie większych kar punktowych za popełnianie błędów w łatwiejszych pytaniach. Inni, włączając w to obecnego prezydenta Korei, argumentują, że likwidacja "zabójczych pytań" pozwoli na redukcję niesprawiedliwej społecznie zależności od kosztownej edukacji pozaszkolnej. Pierwszy suneung bez tych pytań został przeprowadzony w listopadzie 2023 roku. W badaniu zorganizowanym przez publiczną stację nadawczą o charakterze edukacyjnym (Educational Broadcasting System, EBS) osiemdziesiąt sześć procent uczniów oceniło egzamin jako ekstremalnie lub do pewnego stopnia trudny. Można więc przypuszczać, że same zmiany w kształcie egzaminu nie zmienią podejścia Koreańczyków do prywatnych lekcji, a jedynie spowodują dostosowanie oferty niezwykle gibkiego prywatnego sektora edukacyjnego do nowo wprowadzanych zmian.

Mój mąż tak wspomina suneung, który zdawał w roku 1991:

 – Teraz podaje się listę sześciu uczelni, ale za moich czasów można było wybrać tylko jeden docelowy kierunek na danym uniwersytecie. Wyniki suneung decydowały o przyjęciu lub nie. Wszystko zależało od tego, jak bardzo oblegane było to miejsce. Miało się tylko jedną szansę. Z tego powodu ­suneung organizowany był dwa razy w roku. Za pierwszym razem nie otrzymałem wystarczającej liczby punktów, żeby dostać się tam, gdzie chciałem. Szybko musiałem więc zdać kolejny egzamin, żeby złożyć aplikację na niezapełnione jeszcze kierunki. W moim przypadku padło na literaturę francuską na Uniwersytecie ­Kyonggi (Kyonggi University). Suneung zdałem w następnym roku na poziomie, który pozwolił mi się dostać na socjologię na Uniwersytecie Korei. Studiowałem tam trzy lata, bo jeden rok na Kyonggi został mi zaliczony na poczet licencjatu. Zresztą nieważne było, co studiowałem. Ważne, że był to jeden z uniwersytetów SKY.

Koreańska ustawa o systemie oświaty z 1949 roku przewiduje obowiązek szkolny od pierwszego marca po roku, w którym dziecko ukończyło sześć lat. Jednocześnie od roku 2022 trwają społeczne konsultacje odnośnie do pomysłu dopuszczenia dzieci do szkół podstawowych już od piątego roku życia. Wdrożenie zmian planuje się na rok 2025, a po czterech latach przejściowych mają być one powszechnie egzekwowane. Kilkuletnie dzieci, napędzane obawami rodziców o ich przyszłość, prawdopodobnie już teraz rozpoczynają przygotowywania do dwunasto­letniego okresu intensywnej edukacji w modelu 6 3-3: obowiązkowe sześć lat szkoły podstawowej i trzy lata gimnazjum oraz trzy lata nieobowiązkowej szkoły średniej. Dwunasto­letniego okresu, które zdefiniuje ich całą przyszłość.


Edukacja bez końca

Edukacja, a raczej nieustające studia, stanową jeden z podstawowych sposobów, dzięki któremu człowiek zbliża się do ideału in. Podczas gdy szeroko rozumiana filozofia zachodnia kładzie nacisk na edukację jako metodę odkrywania prawdy zewnętrznej i wiecznej – na przykład studiowanie i odkrywanie praw rządzących wszechświatem celem zbliżenia się do Boga, konfucjanizm skierowany jest raczej ku wnętrzu, a ostatecznym celem człowieka jest osiągnięcie in, czyli prawości. Ciągłe pogłębianie wiedzy jest aktem ludzkiego samodoskonalenia, podążaniem za najprawdziwszą ludzką naturą. Dzięki studiowaniu bestia przeobraża się w człowieka. Celem nauki nie jest więc zdobywanie kolejnych praktycznych umiejętności, tytułów czy dyplomów, a właśnie przeistoczenie się w osobę. A osoba lepiej wykształcona to niemalże osoba lepsza, bo bliższa ideałowi człowieka. Zdobywanie wiedzy powoduje, że człowiek staje się kompletny.

Profesor Jacoby dopowiada:

 – Edukacja już od czasów Konfucjusza stanowiła sposób na kultywowanie cnót. Dzięki edukacji człowiek otrzymywał możliwość oderwania się od społeczeństwa pierwotnego opartego na sile fizycznej oraz stworzenia czegoś wyrafinowanego. Stąd edukacja uważana była za czynnik kulturotwórczy. Na bazie chińskich znaków słowo "kultura" może być przetłumaczone jako "zmiana przez zdobienie". Edukacja wywoływała taką zmianę, miała więc charakter transformacyjny, uszlachetniała człowieka. Pojęcia kultury i edukacji są sobie bliskie, ponieważ pokazują, że poprzez naukę człowiek nie tylko może samodzielnie wejść na wyższy poziom świadomości, ale również przyczynić się do udoskonalenia społeczeństwa. Konfucjusz przyrównuje człowieka do niewypolerowanego nefrytu, który to kamień sam w sobie był symbolem wyrafinowania. Ciągła edukacja to jego szlifowanie, aż w końcu kamień staje się piękny. To długa i mozolna praca, niemniej efekt końcowy wart jest poświęceń.

Świetnie wykształcona osoba ma obowiązek kształcić, a przez to udoskonalać swoich podopiecznych. Jednostka ta w ostatecznym rozrachunku staje się przywódcą ludzi, ponieważ taka jest natura in – przyciąga i pociąga za sobą rzesze. Przywódca staje się wzorem moralnym, wybrańcem niebios. Jednocześnie z tej pozycji wynika szereg odpowiedzialności w stosunku do podwładnych. Człowiek u władzy, który przestaje świecić przykładem, a w jakiś sposób plami swoje dotychczas prawe życie, lub który nie troszczy się o dobro protegowanych, natychmiast i bezpowrotnie traci umocowanie i wiarygodność.

Powyższe aspekty konfucjanizmu widoczne są w dzisiejszym podejściu do edukacji. Podczas gdy Koreańczycy załamują ręce nad nadmierną intensywnością koreańskiej machiny kształcenia, nikt nie rozważa uproszczenia programu nauczania. Podejmowane próby reformy systemu skupiają się raczej na jego usprawnieniu i spowodowaniu, aby był bardziej sprawiedliwy. Nauczyciele nadal zajmują w koreańskim społeczeństwie bardzo wysoką pozycję, ponieważ dzięki przekazywanej wiedzy kształtują młode umysły. Uczniowie na ogół darzą głębokim szacunkiem kolegów, którzy otrzymują dobre oceny – rodzice zawsze będą podawać takie dzieci za wzór do naśladowania. Ciągłe pogłębianie swoich umiejętności, doskonalenie siebie jest również rutyną dnia codziennego dorosłych już Koreańczyków. Konfucjusz zalecał: "niechaj ten, komu powierzono stanowisko, wpierw obowiązki wypełnia, a gdy mu czasu jeszcze zostanie, niechaj się uczy". Moi znajomi, bądź to z wewnętrznej potrzeby, bądź z chęci ukonstytuowania swojej pozycji w pracy i w społeczeństwie, ciągle się czegoś uczyli – chińskich ideogramów, języka japońskiego lub angielskiego, teorii z zakresu certyfikacji biegłych rewidentów do egzaminu CPA (Certified Public Accountant), certyfikacji zarządzania projektami PMP (Project Management Professional) czy w zakresie technologii – CISCO lub AWS (Amazon Web Services).

Dostęp do edukacji teoretycznie był i jest uznawany za powszechne prawo. Konfucjusz twierdził, że "w nauczaniu nie powinno być podziału na klasy". Edukacja nie jest przywilejem wąskiego grona arystokratów, musi być skierowana do wszystkich. To wykształcenie, a nie wyłącznie pochodzenie, ma umożliwić wspięcie się na wyższy szczebel w drabinie społecznej. Między innymi w tym duchu jeden z najbardziej uznanych w historii Korei królów, Sejong Wielki, panujący w latach 1418–1450, wraz z uczonymi Pawilonu Światłych Mężów odgórnie zaprojektował hangeul, czyli zbiór liter koreańskich. Alfabet wraz z zasadami jego użycia opublikowano w 1446 roku pod nazwą hunminjeongeum, co oznacza "poprawne dźwięki dla nauczania ludu". Sejong Wielki chciał w ten sposób ograniczyć analfabetyzm wśród niższych warstw społeczeństwa, a także oświecić zwykłych ludzi.

 – Dopóki nie było hangeulu, Koreańczycy zapisywali zarówno swój język, jak i chiński język klasyczny znakami chińskimi – opowiada profesor Marcin Jacoby. – Znaki chińskie nie były jednak dostosowane do zupełnie odmiennych struktur gramatycznych, jakie charakteryzują język koreański. Próby zastosowania różnych znaków dodatkowych i metod pomocniczych okazały się mało funkcjonalne. Wprowadzenie hangeulu można więc uznać za prawdziwą rewolucję.

Jednocześnie stosowanie alfabetu koreańskiego w powszechnym obiegu spotkało się z dosyć dużą pobłażliwością ze strony klasy uprzywilejowanej.

 – Kiedy hangeul został opublikowany, wśród kasty yangban zaczęły krążyć o nim bardzo pogardliwe określenia, na przykład: "pismo pospolite" czy "pismo kobiece" – opowiada doktor Jakub Krzosek. – Pierwsza gazeta opublikowana w alfabecie koreańskim pojawiła się dopiero pod koniec XIX wieku. Dopiero wtedy hangeul rozpatrywano w kategoriach tożsamości narodowej jako wytwór rodzimej kultury versus znaki chińskie, które były wpływem obcego państwa.

 – Przedstawiciele arystokracji z pewnością zdawali sobie sprawę, że wprowadzenie prostszego alfabetu, jakim był ­hangeul, mogło znacząco obniżyć próg wejścia na stanowiska rządowe – dodaje doktor Anna Diniejko Wąs, kulturoznawczyni, koreanistka i anglistka, pracowniczka Zakładu Koreanistyki Uniwersytetu Warszawskiego. – Yangbanowie traktowali to jako zagrożenie dla własnej dominacji. Chcieli zachować swój monopol na edukację i administrację, bo pozwalał im on kontrolować struktury władzy i wpływać na politykę kraju. W "Sejong Sillok" [Roczniki Dynastii Joseon – przyp. aut.] możemy odnaleźć przykłady bezpośredniego sprzeciwu wobec używania koreańskiego alfabetu.

Uczony Choe Man-ri pisał: "Pamiętajmy, że porzucenie chińskich znaków może poważnie naruszyć naszą więź kulturową i stosunki dyplomatyczne z Chinami. Radzę nie marnować czasu na hangeul". Jeong Chang-son, urzędnik państwowy, lingwista i konfucjański uczony podzielał negatywną opinię odnośnie do edukowania niższych warstw: "Ktoś rodzi się z moralnością (nieuczoną) lub nie i nie ma sensu uczyć jej głupich zwykłych ludzi. Nie ma więc potrzeby tworzenia alfabetu".

Pismo pospólstwa

Mimo reformatorskiego charakteru alfabetu przez stulecia hangeul uważany był za pismo pospólstwa. Funkcjonował on obok klasycznego języka chińskiego, w odrębnym poniekąd nurcie komunikacji społecznej. Posługiwano się nim w obrębie plebejskich gatunków literackich oraz w popularnych gatunkach poezji. W rezultacie klasyczny język chiński pozostał językiem urzędowym i literackim Korei aż do końca XIX wieku, co spowodowało, że do końca epoki Joseon w 1910 roku edukacja była przeważnie przywilejem klasy yangban. To właśnie członkowie klasy rządzącej, którzy stanowili w tym czasie piętnaście procent społeczeństwa, służyli władcy jako uczeni liderzy kraju, zazwyczaj nie parając się pracą fizyczną. Z reguły posiadali oni liczne przywileje o charakterze politycznym, społecznym i kulturalnym, dysponowali majątkami ziemskimi, które umożliwiały im dostatnie życie, stanowili intelektualną kastę. Jednocześnie mieli być na tyle wyszkoleni, aby móc podejmować właściwe decyzje w imieniu populacji znajdującej się na niższych szczeblach hierarchii. Ich zadaniem było wytyczanie drogi do dobrego życia.

Za czasów państwa Joseon formalne kształcenie przyszłej elity rozpoczynało się od nauki podstawowych zagadnień klasycznego języka chińskiego w szkołach seodang, położonych zazwyczaj na obszarze wiejskim. Uczniowie spędzali w nich długie godziny, ucząc się na pamięć i powtarzając wybrane fragmenty klasyki. W Seulu istniały cztery szkoły specjalistyczne sahak, a pod pieczą władz prowincjonalnych funkcjonowały również szkoły publiczne hyanggyo. Oba typy szkół szybko jednak popadły w zapomnienie. Konfucjańskie prywatne akademie seowon z kolei edukowały w większości dzieci arystokratów, kładąc dodatkowo nacisk na krzewienie etyki i moralności konfucjańskiej.

Najwyższy stopień wykształcenia zapewnić miała Narodowa Akademia Konfucjańska Seonggyungwan (obecny Uniwersytet Sungkyunkwan [Sungkyunkwan University]), powstała w 1398 roku z przeobrażenia Gukjagam, najważniejszej instytucji państwowej, która szkoliła urzędników od 992 roku. Uczęszczali do niej uczeni o najtęższych umysłach, najgłębszych kieszeniach lub ci z najbardziej rozległą siatką powiązań. W akademii Seonggyungwan adepci przygotowywali się do gwageo – egzaminu na funkcjonariusza państwowego, którego zdanie otwierało drogę do wysokiego stanowiska w rządowej strukturze. Wykształcenie, które tam uzyskiwali, bazowało na przeszłym systemie, a przez to okazywało się mało praktyczne. Pokolenia kadr rządzących krajem kształcone były w oderwaniu od bieżących problemów zwykłego człowieka.

Profesor Marcin Jacoby opowiada o nauczaniu w tamtym okresie:

 – Pod postacią edukacji kryły się dwie kategorie. Do pierwszej należała muzyka, jej bardziej dostojny rodzaj, który oczyszcza umysł i powoduje, że człowiek staje się szlachetny. Drugą było uczenie się na pamięć tekstów myślicieli konfucjańskich i ich powtarzanie. Małe dzieci zaczynały uczyć się chińskiego języka klasycznego z elementarza Księga trzech znaków. Zaczynały od kilku ideogramów, ucząc się je recytować i pisać. Można to porównać do tego, w jaki sposób u nas dawniej uczono łaciny czy greki. Koreańczycy aspirowali do tego, żeby w edukacji być bardziej chińscy niż sami Chińczycy. Dążyli do doskonałości w formach poetyckich, kaligrafii, dużą wagę przywiązywali do formy. Natomiast baza tekstów do nauki była taka sama.

Egzamin urzędniczy gwageo odbywał się zazwyczaj co trzy lata i składał się z serii testów obejmujących trzy obszary: znajomość klasyków konfucjańskich oraz kompozycja tekstów (kariera dworska), znajomość klasyków wojennych oraz wojskowe umiejętności praktyczne (kariera wojskowa), a także egzaminy z dziedzin praktycznych dla mniej prominentnych członków społeczeństwa i na mniej znaczące funkcje w administracji publicznej. Podczas testu oprócz swojego imienia i nazwiska kandydaci musieli zapisać imiona, nazwiska oraz stanowiska zajmowane przez swoich czterech prapradziadów, ponieważ rodzina, która przez cztery pokolenia nie wyprodukowała urzędnika państwowego, była degradowana do stanu chłopskiego. Stąd też na potęgę kwitły przekupstwo, dochodziło do przecieku pytań egzaminacyjnych oraz podszywania się pod zdających egzamin. Tak jak obecnie niektórzy stawali do egzaminów kilka­krotnie w pogoni za jeszcze wyższym statusem społecznym i przekładającą sią na niego zamożnością.

W teorii każdy mógł podejść do gwageo, byle był wolno urodzonym mężczyzną. W rzeczywistości, mimo pozornej merytokracji, dostęp do urzędów był zarezerwowany głównie dla rodów arystokratycznych ze względu na ich powiązania oraz szeroko rozumiane zaplecze. Jedynie dzieci zamożnych rodzin yangbańskich mogły mieć nadzieję na "sklejenie egzaminu", bo tylko takie rodziny posiadały środki, żeby inwestować w wychowanie i naukę potomstwa. System egzaminów urzędniczych, w różnych jego formach, stosowany był w Korei przez ponad tysiąc lat aż do roku 1894. Co ciekawe, również we współczesnej Korei każdy, kto aspiruje do kariery w służbie cywilnej, musi przejść przez serię egzaminów kwalifikujących na pożądaną kategorię urzędnika.

Profesor Marcin Jacoby widzi to tak:

 – W teorii system ten był faktycznie egalitarny, podążał za maksymą Konfucjusza "uczyć bez podziałów". Każdy niezależnie od wieku mógł przystąpić do egzaminu. Nikogo nie obchodziło, czy kandydat pochodził z zabitej dechami wsi, czy z rodziny arystokratycznej. Oczywiście musiał to być mężczyzna, kobiety były wyłączone z tej możliwości. Tego rodzaju równość istniała jednak tylko w Chinach, gdzie od VI wieku podziały klasowe praktycznie zanikały. W Korei stratyfikacja społeczna była i ciągle jest bardzo silna. Urzędnicy w Korei stanowili klasę samą w sobie i poprzez zdanie egzaminu człowiek awansował do quasi-szlachty, stawał się arystokracją. Klasa urzędników jako wyższa sfera miała nawet prawo do innego ubioru – podkreśla profesor Jacoby. – Konieczność opłacania dobrego nauczyciela, żeby w ogóle mieć szansę na zdanie egzaminu, mocno ograniczała egalitarność tego systemu. Niewielu miało stosowne ku temu środki lub odpowiednie powiązania. Nawet w Chinach, choć wypracowania egzaminacyjne były anonimizowane i przepisywane przez kopistów, nierzadko zdarzały się afery z oszustwami i faworyzowaniem kandydatów. A na koniec, ostatni egzamin w stolicy cesarstwa zdawało się przed cesarzem, i tu nie było zobiektywizowanej oceny. A zatem mimo wielkich starań i tak znajomości i możliwość pobierania nauk u uznanego nauczyciela zdecydowanie pomagały na egzaminach i w dalszej karierze. Przypomina to współczesne hagwony w najdroższych dzielnicach Seulu, na które trzeba wydać fortunę, żeby odpowiednio przygotować się do testów. To się więc też za bardzo w Korei nie zmieniło. Kolejną gigantyczną barierą oprócz tej finansowej była bariera logistyczna. W mniejszej powierzchniowo Korei może nie miała aż tak wielkiego znaczenia, ale i tak trzeba było wysłać dziecko z prowincji i sfinansować mu kilkumiesięczny tam pobyt. Jeżeli jakieś dziecko było utalentowane, na jego edukację zrzucała się cała wieś ze świadomością, że jeżeli mu się powiedzie, to zyskają na tym wszyscy jej mieszkańcy.

Państwowy system egzaminów dla przyszłej służby cywilnej utrzymywał więc hierarchicznie autorytatywne społeczeństwo biurokratyczne. Podczas gdy w Chinach system ten służył za środek poluźnienia dostępu do stanowisk rządowych, w Korei klasa yangban przywłaszczyła go sobie jako sposób na ograniczenie dostępu do władzy. Mimo że powszechny dostęp do szkół seodang oraz wprowadzenie koreańskiego alfabetu przyczyniły się do wysokiego jak na przednowoczesny okres wskaźnika umiejętności pisania i czytania, aż do końca XIX wieku nie podjęto większego zorganizowanego wysiłku, aby zachęcić przedstawicieli niższych warstw do nauki oraz faktycznie im ją umożliwić.

Więcej niż szkoła

Po wyzwoleniu Korei spod okupacji japońskiej w 1945 roku, które wyznaczyło początek nowego demokratycznego społeczeństwa, de facto dziedziczony status społeczny, charakterystyczny dla konfucjanizmu, został odrzucony. Utworzenie nowoczesnego społeczeństwa wymagało od Koreańczyków odżegnania się od tradycyjnych elit i koncentracji na nowym pokoleniu, które byłoby wykształcone w zakresie bardziej odpowiadającym demokratycznym ideom. Uczniowie zgłębiający tajniki nowej wiedzy importowanej z zagranicy coraz bardziej oddalali się pod tym względem od swoich rodziców i przodków. Z tego względu tradycyjna koreańska elita, której status opierał się na znajomości kultury pochodzącej z Chin, nie była w stanie utrwalić podziałów klasowych pod hasłem kulturowej ciągłości z przeszłością. Mimo że charakter i legitymizacja podziału pomiędzy klasami zostały zatarte, świadomość stratyfikacji społecznej na pewno jednak nie zniknęła. Roszczenia dotyczące wysokiego statusu stały się powszechne – łatwiej było je obecnie wnosić, niż obalać. Rozwarstwienie społeczne uległo więc jedynie przekształceniu, nadal stanowiąc główną cechę nowego, dynamicznego i modernizującego się społeczeństwa. Zamożni byli w stanie wziąć na swoje barki obciążenie finansowe nowoczesnej edukacji, przez co ich dzieci stawały się częścią nowej elity, choć kultura tej nowej elity do lat dziewięćdziesiątych nie była do końca określona. Wszyscy byli jeszcze wtedy debiutantami, których status opierał się na znajomości matematyki, nauk przyrodniczych i innej nowoczesnej wiedzy.

Jednocześnie wyrazista stratyfikacja koreańskiego społeczeństwa stoi w sprzeczności z bardzo silnym impulsem egalitaryzmu w historii Korei. W sferze publicznej dążenie do równości wyraża się między innymi poprzez jednolity i powszechny dostęp do edukacji oraz jednakowość warunków, w których taka edukacja ma się odbywać. Za czasów państwa Joseon egzaminy urzędnicze oraz stworzenie koreańskiego alfabetu miały za zadanie, przynajmniej w teorii, odpowiedzieć na pierwszą z tych potrzeb. W XX wieku głęboko zakorzeniona wiara w możliwość poprawy statusu społecznego dzięki edukacji zyskała na intensywności. Obalenie tradycyjnego systemu dostępu do edukacji i sztywnych form awansu społecznego w połączeniu z wpływem egalitarnych i demokratycznych wzorców z Zachodu spowodowały, że miliony Koreańczyków uczepiły się tych nowych idei z ogromnym zaangażowaniem i zaczęły reagować alergicznie na jakiekolwiek działania mające posmak ograniczania równego dostępu do szkolnictwa. Administracja państwowa promowała też równość warunków, w jakich odbywać się miała nauka, ujednolicając program nauczania oraz szkolną infra­strukturę, co koreańskie społeczeństwo przyjęło z zadowoleniem i zinternalizowało jako obowiązujący odtąd standard. Ten nowy wymiar stał i ciągle stoi jednak w konflikcie z realiami w dogłębnie świadomym statusu społeczeństwie, w którym wielu kategoryzuje szkoły i dzielnice, przypisując im określoną rangę.

Mimo że nowoczesne idee demokratyczne i pojęcie równości zyskały w Korei Południowej szerokie poparcie, to obywatele tego państwa nadal postrzegają świat w kategoriach hierarchicznych.

Śródtytuły pochodzą od redakcji