Choć amerykańscy politycy skłonni byli zgłosić Twittera do pokojowej nagrody Nobla i twierdzili, że „[inaczej] Irańczycy nie wystąpiliby w obronie wolności i demokracji", protestujący w Teheranie mogliby się zdziwić na wieść, że biorą udział w Twitterowej rewolucji”. Wszak środki protestu należały raczej do tradycyjnego („analogowego”) repertuaru, najpopularniejszymi mediami komunikacji elektronicznej były sms-y, zaś wyjściowe postulaty demonstrujących dotyczyły funkcjonowania instytucji politycznych, nie internetu ani nawet wolności słowa w ogóle. Według najsurowszego z szacunków, podczas protestów w całym Iranie faktycznie regularnie „tweetowało” zaledwie tysiąc użytkowniczek i użytkowników platformy. Wizja aktywistek i aktywistów uzbrojonych w smartfony i aplikacje, dzięki którym obalają skostniały reżim brodatych konserwatystów była niezwykle atrakcyjna – ale była i pozostała wizją, projektem zachodniej fantazji i oczekiwań.