Służebne roboty już zabierają nam pracę. Pandemia i kryzys, który za nią idzie, zmusi nas do cyfrowej rewolucji. Życie już nie będzie takie samo.
Jest 2021 r. Połowa ludzkości cierpi na tajemniczą chorobę, a lek na nią jest najbardziej wyczekiwanym wynalazkiem. Walczą o niego koncerny farmaceutyczne i potężne grupy przestępcze. Marzą o nim ludzie na całym świecie.
To wcale nie jest aktualna wizja naszej najnowszej rzeczywistości. To fabuła „Johnego Mnemonica”, legendarnego opowiadania napisanego niemal czterdzieści lat temu przez ojca cyberpunka Williama Gibsona. No dobrze, to tak naprawdę fabuła dosyć słabej ekranizacji tego opowiadania, ale nie przeszkadza to konstatacji, że tym, czym w świecie Mnemonica była epidemia NAS, tym w naszym świecie będzie Covid-19. Osławionym czarnym łabędziem, który przestawi nas na nowe tory.
Już widzimy pierwsze, wcale nie tak bardzo nieśmiałe, zwiastuny tego przestawiania. Roboty wykonujące proste prace. Technologie coraz sprawniej mogą kontrolować to, co robimy i jak się przemieszczamy. Wirtualna rzeczywistość zastępuje realne spotkania. Niby wszystkie te rozwiązania były znane i od dawna nad nimi pracowano. Tyle że teraz skończyło się pracowanie. Zaczęło się wdrażanie.
Czwarta Rewolucja+
4IR, czyli Czwarta Rewolucja Technologiczna dla Ziemi, składa się z kilku podstawowych technologii: przetwarzania w chmurze, sztucznej inteligencji, internetu rzeczy, cyfrowej współpracy i wirtualnych środowisk pracy. Niby to nic nowego. Wszyscy wiedzą, że te technologie są na fali wznoszącej, że trzeba w nie inwestować, że zmienią nam sposób życia, bla bla bla…
Tyle że do początku 2020 r. kto nie musiał, tylko udawał, że rozumie, o co chodzi w tych hasłach, a ogromna część graczy, którzy naprawdę powinni w nie inwestować, mniej lub bardziej je ignorowała.
Wraz z pandemią, która przestawiła sposób życia całego świata, przyszła konstatacja: 4IR to żadna tam sobie przyszłość, to dzieje się teraz.
W Wielkiej Brytanii głośno o tym powiedział legendarny twórca nowoczesnego marketingu i wieloletni szef koncernu WPP sir Martin Sorrell: - Cyfryzacja przyspieszy z ogromnym rozpędem. Większość firm będzie zmuszona do innowacji choćby po to, by mieć szansę na normalną, codzienną działalność.
Sorrell uważa, że do tej pory firmy nie parły wystarczająco mocno w tę stronę, bo wszystko szło im zbyt łatwo, nie miały bodźców do zmian.
Teraz już mają, więc pospiesznie inwestują w technologie, które mogą okazać się przełomowe.
W jednym ze swoich najnowszych raportów Harvard Business Review postawił mocną tezę, że pandemia Covid-19 to ostatni dzwonek alarmowy dla Europy i Stanów Zjednoczonych, by w pełni przeprowadziły cyfryzację gospodarki i państw. Na szczęście to się dzieje. W ciągu miesiąca firmy, instytucje, urzędy na całym świecie przeszły transformację, na jaką nie mogły się zdecydować latami - opowiada nam Stanisław Bochnak strateg biznesowy w VMware Polska.
Nawet Komisja Europejska zaczęła nawoływać państwa członkowie, by w żadnym razie nie odkładały przyznawania częstotliwości dla sieci 5G. Większość państw zaplanowała takie przedsięwzięcia na ten rok, jednak teraz pojawiają się pomysły przełożenia prac, bo poprawa ochrony zdrowia stanęła na pierwszym miejscu wśród wyzwań. Taki właśnie jest powód przełożenia aukcji częstotliwości dla 5G w Polsce. Pierwotnie składanie ofert miało się zakończyć już w tym tygodniu. Teraz Urząd Komunikacji Elektronicznej przesunął je na trzy tygodnie po zakończeniu epidemii.
KE naciska jednak, by w całej Europie 5G odpalać jak najszybciej, bo nowa generacja sieci będzie niezbędna, by poradzić sobie z kryzysem.
Od kilku tygodni śmiejemy się z mema pokazującego ankietę z odpowiedziami na pytanie, kto był odpowiedzialny w twojej organizacji za przejście na procesy cyfrowe: CEO, COO czy COVID? Zaznaczona jest oczywiście odpowiedź COVID, bo to, czego bali się prezesi czy dyrektorzy firm, teraz epidemia po prostu wymusiła – mówi Łukasz Bromirski, dyrektor techniczny polskiego oddziału Cisco.
Szybko, szybciej, COVID
To jest tak często powtarzane, że już brzmi banalnie: tak naprawdę dopiero teraz powitamy XXI wiek. To jednak prawda - za rogiem czeka cyfrowa rewolucja. I tym razem to już nie będzie cyfryzacja na pół gwizdka. Wystarczyło kilka dni lockdownu, by kolejne gospodarki i społeczeństwa zaczęły odkrywać, że są o po prostu zależne od technologii, niż mogło się wydawać. Odkryły też, że tych technologii nie potrafią optymalnie wykorzystać.
W Polsce siadły systemy zamawiania zakupów w największych sklepach spożywczych. W Niemczech niewypałem okazała się tele-szkoła, choć zainwestowano w nią ostatniej dekadzie setki milionów euro. Wielka Brytania odkryła, że tych 7 proc. gospodarstw domowych bez dostępu do internetu to nie jest tylko statystyka, ale poważny problem dla niemal 4 mln wykluczonych cyfrowo mieszkańców. Co więcej, w tej wykluczonej grupie jest aż jedna trzecia osób po 70. roku życia, czyli osób najbardziej narażonych na poważne zachorowanie na Covid-19. Właśnie im najbardziej przydałby się dostęp do sieci.
Widzimy na żywym organizmie, jak bezbronne są państwa bez pomocy technologicznych gigantów - rozkłada ręce Michał Kanownik prezes Związku Cyfrowa Polska. - I widzimy też, że to biznes zaczyna znacznie szybciej wyciągać wnioski niż rządy z tego, co się dzieje i przegrupowywać się, by wrócić do ofensywy - dodaje ekspert.
Najbardziej spektakularny przykład takich działań to ogłoszona tuż przed weekendem wielkanocnym współpraca Apple’a i Google’a.
Giganci zapowiedzieli, że planują wspólnie opracować specjalny protokół aplikacji do monitorowania przemieszczania się zakażonych, by zahamować rozprzestrzenianie się koronawirusa. Obie firmy zaczną od tego, że ułatwią programistom tworzenie aplikacji wykrywających zakażonych, a następnie wprowadzą to rozwiązanie do swoich systemów operacyjnych.
Ci, którzy szybko i sprawnie wdrożą nowe rozwiązania, mogą z tej całej sytuacji wyjść jako wygrani - mówi Kanownik. - Szybkość może okazać się tu naprawdę kluczowa. Konsultacje, badania, testy, analizy, na to w obecnej sytuacji nieszczególnie jest miejsce. Czy dane rozwiązanie sprawdza się teraz w praktyce. Jeśli nie działa, trzeba je jak najszybciej porzucić i ruszyć dalej - dodaje Kanownik.
Można już zaobserwować takie postępowanie. Polski rząd we współpracy z kilkoma informatykami chciał odpalić własną aplikację do śledzenia zachorowań. Prace nad ProteGo (wzorowane na singapurskim TraceToghater, o którym więcej piszemy w tekście Karola Kopańko) zawieszono, gdy Apple i Google ogłosiły rozpoczęcie własnych.
Do nowej sytuacji szybciej przystosują się właśnie giganci, państwa okazują się być niezdolne do tak ekspresowej transformacji jak oni. Niestety. Bo czy na pewno chcemy, by ich rolę zaczęły już oficjalnie przejmować giganci technologiczni? - pyta Kanownik.
Cyfrowe domino
Niestety, póki co, nikt nas nie pyta, co wolimy. Decyzje zapadają w ekspresowym tempie, a ich skutków w pełni nie znamy. Jeszcze nie doceniamy, jak ogromne znaczenie może mieć decyzja o przeniesieniu milionów ludzi praktycznie z dnia na dzień z biur do domów. Niby tele-praca to nic nowego, niby narzędzia do niej mamy od dawna, wystarczy sprzęt i sieć, by pracować z dowolnego miejsca na świecie. Jednak tu nie chodzi o same technologie. Chodzi o ogromną zmianę mentalną, która niczym w domino popchnie kolejne klocki.
Czeka nas rewolucja na miarę wprowadzenia 8-godzinnego dnia pracy w XIX wieku - jednoznacznie ocenia Bochnak.
- Dla ogromnej części firm i instytucji na całym świecie następuje koniec ery tradycyjnego biurowego życia. To, że technologie cyfrowe przejmą rolę biur i pracodawcy, oraz pracownicy przeniosą się do sieci, jest już pewne - opowiada nam Jonathan Tanner analityk w brytyjskim programie Digital Societies i były strateg w Tony Blair Institute for Global Change. Według niego nie ograniczy się to tylko do masowego wdrożenia systemu tele-pracy, ale także wirtualizacji wydarzeń branżowych i zawodowych.
Tanner jako przykład podaje choćby World Bank Spring Meetings czyli wiosenne spotkanie przedstawicieli banków krajowych w ramach pracy Banku Światowego, które jak wiele innych wydarzeń, odbyło się w przestrzeni internetowej.
Szybko zaczęło się okazywać, że to nie tylko bezpieczny, ale także tańszy sposób. Jedynym problemem pozostaje to, że nie wszędzie są równie dobre połączenia, by regularnie uczestniczyć w takich e-spotkaniach - zauważa Tanner.
Właśnie dlatego dostawcy wszelkich usług związanych z wideokonferencjami dostali potężny impuls rozwojowy.
- Boom czeka rynek rozwiązań do wirtualizacji stanowisk pracy, cyfrowych asystentów, czy kompleksowych platform do budowy i zabezpieczenia cyfrowych stanowisk – mówi Bochnak.
Przewiduje, że to będzie jeden z tych pierwszych przewracających się klocków domino.
Kolejnym ma być zjawisko „unified commerce”, o którym opowiada nam Pieter van der Does, prezes i współzałożyciel firmy Adyen, będącej platformą do płatności on-line:
Jesteśmy świadkami rosnącego zainteresowania handlem elektronicznym i mobilnym. Mimo to, ciężko jest zaprzeczyć, że większość konsumentów wciąż pragnie zobaczyć dany produkt na własne oczy i dopiero wtedy zdecydować o jego nabyciu. Będziemy więc potrzebowali silniejszego przenikania się świata wirtualnego i rzeczywistości. Kluczem jest stworzenie holistycznego doświadczenia zakupowego – objaśnia.
Chmura łapie wiatr w żagle
To, o czym mówią eksperci, na pierwszy rzut oka nie brzmi jak cyfrowa rewolucja. Bliższe to przyspieszonej cyfrowej transformacji. Przechodzą przez nią teraz szkoły, uczelnie, służba zdrowia, czy administracja, które gonią dopiero e-rozwiązania znane bardziej innowacyjnym branżom. Jednak ta cyfrowa transformacja ma rewolucyjny efekt.
Nagle firmy, organizacje, które do tego wszystkiego podchodziły z nieufnością, uważały, że zysk z inwestycji w internetowe rozwiązania będzie mocno odwleczony, odkrywają, że nie dadzą rady bez nich funkcjonować. Widać to choćby po nagłym boomie w zainteresowaniu chmurą - mówi nam Michał Jaworski dyrektor strategii technologicznej w polskim oddziale Microsoft. - Do niedawna trzeba było się natłumaczyć, że to niezbędne rozwiązania, a dziś każdy już widzi, że ich potrzebuje - dodaje Jaworski.
Przytakuje mu Bochniak::
Pandemia nie wymusza na nas tworzenia nowych rozwiązań. Po prostu istniejące od lat technologie mają swój moment. Przed pandemią, w Polsce chmura była ciekawostką technologiczną, firmy interesowały się nią, ale nie decydowały się na jej wdrożenie. Dzisiaj cloud jest deską ratunku i to taką deską, do której trzeba będzie dobudować całą resztę - opowiada strateg biznesowy w VMware Polska i tłumaczy, że przez„resztę” rozumie nowe spojrzenie na biznes, w którym trzeba postawić na rozwój rozwiązań mobilnych.
Roboty nas wyręczą
Popularny mem czasów pandemii zaczyna się tak: „Jak wygląda na żywo efekt motyla? Gdzieś, ktoś w Chinach zjada niedogotowanego nietoperza, a kilka miesięcy później…”. Coraz poważniej możemy myśleć o zakończeniu, które brzmi: „kasjerów w sklepach zastąpią roboty”.
Pamiętam ostatnią konferencję TechCrunch na której z lekką ironią oglądaliśmy mini roboty dostawcze i drony kurierskie. Eksperymentowano z nimi w jednym z miast sąsiadujących z San Francisco. Owszem było wiadomo, że to technologie, które prędzej czy później spopularyzują się i zaczną wchodzić do w powszechnego użytku, ale nikt nie spodziewał się, że to nastąpi tak szybko - opowiada nam Stefan Batory, twórca iTaxi i Booksy, czyli aplikacji taksówkarskiej i aplikacji do rezerwacji usług fryzjersko-kosmetycznych. Obie te firmy, a szczególnie ich partnerzy, są właśnie jednymi z większych ofiar Covid-19. - I właśnie dlatego, że tak mocno pandemia uderzy w rynek usług i sprzedaży, to te branże będą zmuszone pójść ścieżką automatyzacji i robotyzacji, choćby to było bolesne dla ludzi - dodaje Batory.
Na razie roboty wyciągają do nas pomocną dłoń w walce z wirusem, zastępując lekarzy i innych pracowników szpitali w bezpośrednim kontakcie z pacjentem.
Mogą też zastąpić pracowników w miejscach, gdzie tradycyjnie przewalają się tłumy. Pochodząca z Philadelphii firma Promobot założona przez grupę rosyjskich informatyków już na początku marca zainstalowała na nowojorskich Times Squere i Bryant Park jedną ze swoich maszyn, która informuje ludzi i przepytuje ich z wiedzy o epiedemiologicznym zagrożeniu. Podobnymi urządzeniami natychmiast zainteresowały się lotniska, dworce, muzea. To niby wciąż raczej bajery, niż wielki cyfrowy skok, jednak coraz bliższe spełnienia są futurystyczne wizje świata, w którym roboty odbierają pracę ludziom i konkurują z nami o nią.
Skokiem mogą się okazać mniej widowiskowe, ale bardziej praktyczne rozwiązania prowadzące do automatyzacji pracy w handlu - ocenia Batory. Nie chodzi tylko o znane powszechnie samoobsługowe kasy, ale też o hybrydowe metody sprzedaży, gdzie zamówienia on-line będzie można odbierać samodzielnie w systemach podobnych do paczkomatów. Produkujące takie rozwiązania firmy przeżywają właśnie nawał zamówień. Przykładem może być izraelska firma Caja Robotics, produkująca automatykę magazynową, która zanotowała w ostatnim miesiącu wzrost zamówień o niemal jedną trzecią.
Z kolei chiński rynek robotyki, według Międzynarodowej Federacji Robotycznej, jest najszybciej rosnącym rynkiem robotów na świecie. Chińskie zakupy technologii robotycznych o wartości ponad 5 mld. dol. stanowiły w ubiegłym roku jedną piątą tego światowego rynku. A to dopiero początek. W Państwie Środka działa już blisko 800 firm specjalizujących się w tej dziedzinie, w tym tacy potentaci, jak SIASUN i DJI Innovations.
Robotyzacja pracy znacznie poprawi jej wydajność. Robot magazynowy może pracować 24 godziny na dobę, a więc może zastąpić trzech pracowników, dzięki niemu, jak wylicza Emil Hauch Jensen, wiceprezes Mobile Industrial Robots z Shanghai, firma może zaoszczędzić rocznie między 43 a 72 tys. dol.
Decyzje o tym, by nas wymienić na takie nowsze modele już zapadają.
Foxconn, jeden z ważniejszych dostawców Apple’a, zdecydował się do końca tego roku zautomatyzować 30 proc miejsc pracy w swoich fabrykach w Chinach. Owszem, wprowadzał takie rozwiązania już wcześniej, ale na znacznie mniejszą skalę. Od 2016 r. zlikwidował w ten sposób 60 tys. miejsc pracy ze wszystkich 1,2 mln. Teraz planuje cięcia sięgające 300-400 tys. etatów.
Nie ma co się oszukiwać, teraz obawy, że roboty zaczną odbierać ludziom pracę staną się uzasadnione. Z drugiej strony, automatyzacja jest potrzebna firmom, bez niej nie uda im się wrócić do normalnego trybu produkcji. Pozostaje nam mieć nadzieję, że pojawią się nowe zawody, które zaczną wypełniać lukę - zauważa Batory.
Smutna przyszłość sturtupowca
Z listy zawodów może zaś wypaść tak nowocześnie brzmiący: startupowiec. - Wiele gospodarczych dogmatów będzie poddanych weryfikacji. Jednym z pierwszych może być sektor technologiczny, zwłaszcza startupowy, który w ostatnich latach skupił się głównie na napędzaniu konsumpcji. Strywializowaliśmy rolę jednego z najwspanialszych wynalazków ludzkości, internetu - ostro ocenia w rozmowie ze Spider’s Web+ Wojciech Stramski CEO i założyciel funduszu inwestycyjnego Deep Change Ventures.
Podobne wnioski ma Łukasz Bromirski z Cisco. - W Stanach Zjednoczonych już widać odwrót od hurraoptymistycznego inwestowania w startupy. Inwestorzy zaczynają na poważnie rozliczać je z efektów, z tego co produkują i ile sprzedają – zauważa.
I rzeczywiście, jak przyznaje szefostwo funduszu Vision Fund należącego do SoftBanku i inwestujący w 88 firm w tym w WeWork, czy Ubera i DoorDash, niektórym z tych startupów finansowania wystarczy tylko do końca tego roku. O nowe zastrzyki gotówki może być trudno, ale nie dlatego, że w kryzysie zabraknie pieniędzy, tylko dlatego, że inwestorzy będą szukać nowych pomysłów.
Pieniądze na innowacje wciąż są, wciąż wiele funduszy inwestycyjnych ma spore zasoby, które chętnie wyłoży, ale tylko na takie biznesy, które faktycznie będą stwarzały szansę na zwrot inwestycji - dodaje Bromirski i wskazuje choćby na rynek druku 3D, który dostał niespodziewanie skrzydeł. Na razie jako koło ratunkowe dla niewystarczająco wyposażonej służby zdrowia, jednak jest szansa, że dzięki temu przypomnimy sobie o możliwościach jakie dają drukarki 3D i znowu zaczniemy mocniej rozwijać tę branżę.
Technologie na ratunek
Ostatni odcinek serialu „Dolina Krzemowa” telewizja HBO pokazała praktycznie na kilka dni przed wykryciem pierwszych zakażeń koronawirusem. Serial, który przez sześć lat ostro rozprawiał się z mitami i marzeniami narosłymi wokół technologiczno-startupowej gospodarki, zakończył się bardzo gorzko. Tworzony z takim zaangażowaniem, broniony przed zakusami krwiożerczych i nieetycznych korporacji start up Pied Piper i jego dziecko czyli „nowy, lepszy internet” same w sobie są największym zagrożeniem i zaprzeczeniem wszystkiego, o co walczyli bohaterowie.
Twórcy serialu oczywiście nie mogli wiedzieć, że tuż po zakończeniu jego emisji zmieni się cały świat. Ale i tak pokazali to, czego już od dłuższego czasu potrzebujemy: wiary w idee.
Po pandemii konieczny jest reset i zdecydowany powrót do zrównoważonego rozwoju. Takiego jak kiedyś, gdy za innowacją stał prawdziwy ludzki problem, a technologia miała go rozwiązać - mówi Stramski i gorzko dodaje, że niestety ostatnio daleko od tego odeszliśmy. - Tworzyliśmy produkty, których nikt nie potrzebował, które nie rozwiązywały żadnego problemu, oprócz tego, który związany był z posiadaniem nadmiaru gotówki w portfelu klienta. Koncerny wykorzystywały ludzką słabość, by napędzać konsumpcję. To zły kierunek. Raz, że nie stymulował ludzi do kreatywnych działań, a dwa, nie wnosił nic wartościowego dla świata - dodaje ekspert i zżyma się, że ogromne środki były rozdysponowywane na trywialne, niekiedy absurdalne pomysły.
Przykładem może być jeden z największych skandali w historii Doliny Krzemowej związany z niesławną firmą Theranos, która dzięki rewolucyjnej technologii Edison, która w teorii pozwala na przeprowadzanie analizy krwi z minimalnej próbki pobieranej z palca bez użycia igły miała zapewnić każdemu właściwie od ręki dostęp do badania krwi. Po czterech latach zwodzenia inwestorów i oszukiwania lekarzy firma okazała się być wydmuszką do wyciągania kasy od inwestorów. A przecież takie innowacje dziś byłyby naprawdę na wagę złota.
- Powstało multum niepotrzebnych aplikacji, które nie osiągnęły sukcesu, ale i tak otrzymywały dofinansowanie. Dodatkowe rundy finansowania były jak respirator, który podtrzymywał je przy życiu. W ciągu ostatnich 7-8 lat Dolina Krzemowa, a za nią cały świat, zakochała się w szybkim wzroście. Facebookowi 10 lat zajęło osiągnięcie wyceny, na którą Microsoft czy Apple pracowały 25 - 35 lat - opowiada Stramski. Według niego pieniądze, jakie są inwestowane w startupy, można wydawać rozsądniej. Wystarczy, że część z nich trafi do wizjonerów, którzy chcą rozwiązywać realne, a nie sztuczne problemy.
Czeka nas silny zwrot w kierunku technologii wspierających medycynę. Od rozwiązań inżynierskich po biotechnologiczne, które będą realizować nasze marzenia o wzmacnianiu organizmu, czy o tym by na podstawie kodu DNA sprawdzać odporność na choroby - opowiada Bromirski z Cisco.
Pandemia zwróci nasze oczy nie tylko na kwestie medyczne. Na chwilę odsunięty został, wciąż przecież aktualny, problem ocieplenia klimatu. Musimy do niego wrócić. A wraz z kryzysem gospodarczym dojdą kolejne wyzwania. - Postój gospodarczy wynikający z Covid-19 spowodował, że nagle miliony ludzi straciło dochody, nie mają jak się wyżywić. Jakoś trzeba będzie zapewnić im dostęp do żywności, leków, słowem podstawowych potrzeb - opowiada Stramski i dodaje, że problemy mogą dotyczyć nie tylko Indii, Afryki, czy Południowej Ameryki, ale też regionów dotychczas uważanych za bogate, jak Unia Europejska czy Stany Zjednoczone.
Mamy mało czasu. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które może zmienić to, jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość na Ziemi. To najwyższa pora, by zacząć lokować pieniądze w projekty, które zmienią naszą rzeczywistość tu i teraz, nie stać nas na finansowanie nieodpowiednio dobranych technologii - apeluje Stramski.
I ma rację. Bo ta niedaleka przyszłość z Johnnego Mnemonica nie jest szczególnie pociągającą wizją.