Bezpieczeństwo czy prywatność? Kamery patrzą, a my milczymy
Wielki Brat patrzy. Siedzi w furgonetce zaparkowanej za rogiem, mierzy ci odległość między oczami i porównuje ze swoją bazą danych. Oczywiście wszystko to dla twojego dobra.

Tak wygląda nowa rzeczywistość w Wielkiej Brytanii, gdzie rząd uruchomił mobilne systemy rozpoznawania twarzy (LFR – live facial recognition). Technologia ta już wcześniej testowana w Londynie teraz trafia do kolejnych jednostek policji w Anglii.
Montowane w niepozornych vanach kamery w czasie rzeczywistym skanują twarze przechodniów, mierzą odległości między elementami twarzy i porównują dane biometryczne z bazą podejrzanych o najcięższe przestępstwa – morderstwa, gwałty, porwania. Według władz to działanie celowane, a efekty są zadowalające – LFR umożliwiło ponad tysiąc zatrzymań, z czego 700 osób zostało skazanych lub pouczonych. Tyle że w skali całego Londynu to zaledwie 0,15 proc. wszystkich aresztowań od 2020 r.
Ale przecież niektórzy powiedzą, że lepsze 0,15 proc. niż nic. Problem jednak w tym, że działania celowane rzadko kiedy pozostają celowane, a sama definicja podejrzanego może się z czasem baaardzo rozciągać. Nie sposób tu nie przypomnieć głośnego w naszym kraju wątku Pegasusa. Tylko w 2024 r. służby po możliwość sprawdzania billingów obywateli sięgały 2 mln razy!
Znamy to z własnego podwórka
W Polsce temat Pegasusa wywołał polityczne trzęsienie ziemi. Chociaż system stworzony przez izraelską firmę NSO Group miał być wykorzystywany do walki z terroryzmem, szybko okazało się, że używano go wobec dziennikarzy, adwokatów i niewygodnych polityków. Narzędzie do ochrony państwa zostało użyte przeciwko obywatelom, którzy nie popełnili żadnych przestępstw. Bez nakazów, bez nadzoru, bez odpowiedzialności.
W Wielkiej Brytanii wszystko jest o wiele bardziej eleganckie. LFR działa transparentnie, z zachowaniem procedur i tylko w przestrzeniach publicznych, gdzie – jak twierdzi brytyjski rząd – nie ma oczekiwania prywatności. Oficjalnie wszystko zgodnie z prawem. Nieoficjalnie kto wie, kto i jak przetwarza twoje dane.
W Polsce Pegasus był aferą. W Wielkiej Brytanii LFR jest innowacją. Ale sedno sprawy pozostaje to samo – granica między bezpieczeństwem a nadzorem przesuwa się coraz dalej, a obywatele coraz rzadziej pytają: dlaczego?
Prywatność na wyprzedaży. Chwytaj, póki jeszcze coś zostało
Prywatność była kiedyś prawem, teraz staje się towarem. Ochoczo z własnej woli wyprzedajemy ją aplikacjom, firmom, państwom. Wszystko w zamian za komfort, bezpieczeństwo i pozory kontroli. Żadna ustawa nie musi nas do tego zmuszać. Wystarczy kilka dobrze dobranych hasełek: walka z przestępczością, monitoring zagrożeń, niższe ceny. Tylko daj nam swoje dane. Powiedz nam o sobie wszystko. Jeśli opakujesz to w strach i nazwiesz troską, to ludzie łykną wszystko.
W czasach Pegasusa mówiono: to tylko polityka. Teraz mówimy: to tylko kamery. Przecież kamery obserwują nas wszędzie i w każdej sytuacji. Ale czy to dobrze? Nikt się nie oburza, bo oburzenie wymaga refleksji, a ta ustępuje wygodzie. Kamery w sklepach? Oczywiste. Kamery w autobusach? Standard. Kamery w furgonetkach? Jeśli tylko złapią kogoś groźnego, to niech będą.
Nie masz nic do ukrycia? To nic
Zwolennicy inwigilacji zawsze mówią to samo: jeśli jesteś niewinny, nie masz się czego obawiać. Problem jednak w tym, że technologia nie zna twoich intencji. Zna tylko suche dane. A te bywają omylne. Zły kąt, złe światło, przypadkowe podobieństwo i stajesz się podejrzanym o przeprowadzanie masakry w szkole podstawowej, choć nigdy nie zrobiłeś nic złego. Jak czytamy w świetnym artykule Marka Szymaniaka i Rafała Pikuły, podobny system działający już w Holandii niesłusznie oskarżył o oszustwa tysiące osób. A system Robodebt z Australii kazał obywatelom zwracać świadczenia, które rzekomo były nieprawidłowo wypłacane.
Przeczytaj także:
Technologia nie pyta, czy jesteś gotowy. Nie proponuje. Wdraża. A my? Stoimy spokojnie w kolejce do metra, gdy ktoś w nieoznakowanym vanie właśnie skanuje nam twarz. Jeszcze kilka lat temu nazwalibyśmy to teorią spiskową. Dziś nazywa się to skuteczną polityką bezpieczeństwa. I może to jest właśnie najbardziej przerażające. Nie to, że jesteśmy obserwowani, ale to, jak bardzo się do tego przyzwyczailiśmy.
Ale może tak właśnie wygląda cena życia we współczesnym, nowoczesnym świecie? Nie da się zatrzymać rozwoju technologii. Tak samo, jak nie da się zatrzymać chęci państw do jej używania. A jeśli to wszystko naprawdę ma pomóc w ujęciu przestępców i uczynić miasta bezpieczniejszymi, to może niech patrzą. Tylko może lepiej niech się nie mylą.