Domaga się zwrócenia chodników pieszym. Do Sejmu trafiła petycja w sprawie zakazów
Chodniki dla pieszych, a nie elektrycznych rowerów i hulajnóg. Autor petycji skierowanej do Sejmu chciałby nowych przepisów, które miałyby ułatwić życie spacerowiczom.
Na chodnikach i innych miejscach przeznaczonych do ruchu pieszego w obszarze zabudowanym powinien obowiązywać zakaz poruszania się pojazdami, w których występuje napęd elektryczny (za wyjątkiem wspomaganych w ten sposób wózków inwalidzkich) oraz pojazdami „o charakterze komercyjnym”. Autorowi petycji, która trafiła do Sejmu, chodzi o dostawców jedzenia, paczek i innych towarów.
Definicja pojazdu o charakterze komercyjnym jest niestety niejasna i nie wiadomo, czy wlicza się w nią też dostawca jedzenia na zwykłym rowerze. Co z rowerami cargo? Tego nie wiemy, a raczej nie widzę powodu, by zamykać się na takie dostawczaki. Ba, wydaje się, że akurat miastom mocno by się przysłużyły.
Głównym problemem dla autora petycji są przede wszystkim pojazdy elektryczne: rowery i hulajnogi. W tekście skierowanym do polityków czytamy, że chodniki i inne miejsca przeznaczone do ruchu pieszego stały się mniej bezpieczne od jezdni. Nagle na drogach dla rowerów czy chodnikach szaleją kierowcy sunący często powyżej 30 km/h.
Szczególnie cierpią na tym rodzice z dziećmi, którzy muszą nieustannie czuwać, czy z którejś strony nie nadjeżdża z wielką prędkością elektryczny rower, hulajnoga czy inny pojazd, tym bardziej że takie pojazdy często poruszają się szybko i bezszelestnie.
Trzeba zwrócić pieszym chodniki – apeluje
Trudno się nie zgodzić, że dziś chodniki i drogi dla rowerów opanowane są przez pojazdy, które mogą być olbrzymim zagrożeniem. Nie tylko jadą szybko, ale są też ciężkie, więc zderzenie z nimi przy nadmiernej prędkości może mieć fatalne skutki.
Autor petycji idzie nawet dalej i proponuje, by na drogach dla rowerów w obszarze zabudowanym nie dało się jechać szybciej niż 15 km/h. Wydaje mi się jednak, że to wylewanie dziecka z kąpielą. Owszem, w miastach na rowerowych szlakach bywa momentami tłocznie, szczególnie w weekendy i święta. Rozpędzenie się do 30 km/h „zwykłym” rowerem wprawdzie nie jest wielką trudnością, co przy większym ruchu też jest niebezpieczne. Przez lata jednak mimo wszystko jakoś dawaliśmy sobie radę. Teraz problemem są e-potwory, których rozmiar i osiągane prędkości po prostu nie pasują do chodników i dróg dla rowerów.
Petycja jest kolejnym dowodem na to, że Polacy mają dość takich pojazdów i zwyczajnie się ich boją
Niedawno do akcji wkroczyła policja. W Krakowie większą uwagę zwrócono na to, jakie pojazdy można spotkać na drogach dla rowerów i chodnikach. Posypały się mandaty, a jeden z zatrzymanych do kontroli poruszał się motorowerem.
Moc silnika tego pojazdu wynosiła 1400 W, przy dopuszczalnej dla roweru wynoszącej 250W. W związku z powyższym do kierowania tego typu pojazdem konieczne jest posiadanie stosownych uprawnień, zarejestrowanie pojazdu, jak również opłacenie składki OC - opisywali funkcjonariusze.
Radni w polskich miastach również chcą zrobić porządek z elektrycznymi bestiami. Coraz trudniej przymykać oczy na ich obecność. Apel, by przywrócić chodniki pieszym, jest słuszny, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że nie tylko e-potwory zawłaszczają tę przestrzeń.
Lista jest naprawdę długa i jeśli faktycznie chcielibyśmy uczynić chodniki bardziej przyjaznymi szlakami, przed nami stanęłaby Hydra. Jedna głowa to parkujące samochody, kolejna to automaty paczkowe, jeszcze inna symbolizująca nieumyślnie stawiane słupki albo skrzynie. Nie oznacza to, że nie warto próbować – trzeba mieć jednak świadomość, że na jednej bitwie się nie skończy. Od czegoś należy jednak zacząć i czas w końcu okiełznać pojazdy, które nie powinny jeździć obok rowerzystów czy pieszych. Najgorsze, że przepisy już są, tyle że rzadko kiedy egzekwowane. Przykład Krakowa to raczej wyjątek niż reguła.
