REKLAMA

Nie muszą blokować drogi i być tablicą na bazgroły. Miasto ma pomysł na szpetne skrzynki

Chociaż niby nie są największym problemem polskich miast, to skupiają w sobie najważniejsze problemy. Stawiane byle gdzie, zaniedbane, utrudniające życie pieszym. Da się inaczej? Da. Tylko trzeba chcieć. A to właśnie tej ochoty brakuje najczęściej.

skrzynki
REKLAMA

Jedną z pierwszych rzeczy, którą widzą mieszkańcy bloku w mojej okolicy, jest skrzynka elektryczna przyozdobiona kibolskimi malunkami. „Grafika” przedstawia przerobioną nazwę klubu, którego akurat ci artyści nie znoszą. Jedna z liter wygląda jak pewna męska część ciała. Nie sądzę, żeby była to twórczość, którą chciałoby się podziwiać wychodząc zaspanym z domu do pracy lub będąc radosnym idąc na spacer.

REKLAMA

Tylko czy kogoś to jeszcze dziwi? Większość skrzynek tak wygląda. Czasami są to bazgroły graficiarzy, innym razem wystające z ziemi pudła ozdabiają nalepki bądź wlepki. Kibicowskie, polityczne czy w końcu humorystyczne. Rozumiem uliczną sztukę, czasami mogę nawet stanąć w jej obronie, jednak stosunek do skrzynek i tego typu elementów zawsze uświadamia mi, że mamy poważny problem z godnym traktowaniem wspólnej przestrzeni.

Nie chodzi nawet o ich zaniedbany wygląd czy chuligańskie wybryki, których padają ofiarą. Grzechem pierworodnym skrzynek jest ich lokalizacja. Niektóre są przyklejone do ścian budynków, więc można odnieść wrażenie, że ktoś wcześniej zadbał o to, aby nie przeszkadzały innym. Są jednak takie, które wręcz krzyczą: stoję, bo mogę. Co mi zrobisz? Masz jakiś problem?

fot. Google Street View

Trudno się dziwić, że nikt wcześniej nie zastanowił się, czy skrzynka będzie komukolwiek przeszkadzać. Dlaczego miałby zawracać sobie tym głowę, skoro podobną kwestią nie zajmowano się podczas stawiania koszów na śmieci, znaków, biletomatów bądź parkomatów. Polskie chodniki to wylęgarnia losowo pozostawionych elementów tworzących slalom dla pieszego.

Można wybronić, że nie dało się inaczej, wyższa konieczność, ograniczenia technologiczne, za drogie alternatywy. Teraz jednak podobna argumentacja nie przejdzie. Warszawa pokazuje, że można zrezygnować ze szpecących i przeszkadzających w poruszaniu się skrzynek.

Niedawno ogłoszono, że nowe szafy sterownicze będą lądowały pod ziemią

Nowoczesne, ale i te nieco starsze urządzenia, aby poprawnie funkcjonować, potrzebują specjalnych sterowników. Różnica polega na tym, że obecna technologia pozwala wykrywać pieszych i rowerzystów, dostosowywać długość sygnałów do natężenia ruchu czy nadawać priorytety pojazdom transportu publicznego. Wiąże się to z potrzebą wykorzystania zdecydowanie większej ilości elektroniki niż kiedyś. Popularne „skrzynki”, które można zobaczyć na każdym skrzyżowaniu z sygnalizacją, nierzadko robią się coraz większe, bo z biegiem czasu sygnalizacje zyskują nowe funkcje, które wymagają dodatkowych urządzeń.

- wyjaśniał warszawski ZDM.

Zwrócono uwagę, że na taki krok zdecydowano się dopiero teraz, bo wcześniej rozwiązanie było znacznie droższe niż klasyczna naziemna instalacja.

Poza wysoką ceną problemem było również zapewnienie odporności na wilgoć i zalania. Teraz różnica cen znacząco się zmniejszyła, a przy tym pojawiły się skuteczne rozwiązania na walkę z wodą.  

„Technologia nie stoi na przeszkodzie” – podsumowano. I zabrano argument tym, którzy chcieliby teraz mówić, że nie było wyjścia i dlatego skrzynka musi stać na chodniku, przy drodze dla rowerów bądź innym miejscu, w którym zwyczajnie nie pasuje.  

A niestety ciągle się to zdarza. To pabianicki rynek po remoncie. Skrzynka na eksponowanym miejscu:

Więcej brzydkich elementów pod ziemię

Być może nie tylko skrzynki zostaną zakopane. W Gdańsku zaczęto zastanawiać się, co zrobić z ciągnącymi się wzdłuż ulic rurami ciepłociągu. Na ich wątpliwą estetykę zwrócił uwagę jeden z radnych. Z jednej strony wpisują się w stoczniowy klimat miasta i ich industrialna surowość ma swój klimat. Tyle że rury również stały się tablicą dla artystów-amatorów.

W najbliższym czasie zakopanie rur nie jest jednak możliwe. Jak wyjaśnił w rozmowie z trójmiasto.pl Piotr Kryszewski, dyrektor zarządzający ds. Zielonego Gdańska, w przypadku sieci przy ul. Jana z Kolna przełożenie sieci i zakopanie jej pod ziemią pochłonęłoby co najmniej 20 mln zł. To jedna czwarta budżetu na modernizację i budowę sieci ciepłowniczej w Gdańsku.

fot. Google Street VIew

Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej zwraca uwagę, że rury są w dobrym stanie technicznym. Może i nie wyglądają za dobrze, ale za to działają. Z tego powodu jakiekolwiek działania są nieopłacalne. Zaznaczono jednak, że spółka myśli o tym, aby poprawić ich estetykę.

Cieszy fakt, że coraz więcej uwagi poświęca się na tego typu kwestie

Jednak jak zwykle jest jakieś „ale” – za często popełnia się te same błędy. Po remoncie placu Trzech Krzyży okazało się, że widok na za kościół zasłaniają właśnie potężne skrzynki techniczne.

(…) zdemontowaliśmy dwie małe skrzynki, potem się jakoś okazało, że można zmniejszyć tę dużą. No i w efekcie obecnie z czterech skrzynek zostały dwie, w tym ta duża została zmniejszona o połowę

– wyjaśniał w rozmowie z „Wyborczą” Jakub Dybalski, rzecznik ZDM.
REKLAMA

Czyli – dało się. Wystarczyło wcześniej zastanowić się i sprawdzić inne opcje. Dopiero po oburzeniu mieszkańców zainterweniowano i zaczęto szukać pomysłów na tego typu urządzenia. Przedstawiciel ZDM zasugerował, że skrzynki można przysłonić zielenią albo przysłonić ławką.

To niby niewielkie działania, ale pokazałaby, że najbliższe otoczenie, dotąd zaniedbane i traktowane po macoszemu, może upięknić okolicę. Potrzebujemy takich małych gestów. Czasami naprawdę niewiele jest potrzebne, aby odczuć znaczącą różnicę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA