Wysychająca rzeka odkryła wrak statku. Nikt nie wie, jak znalazł się na dnie
To z jednej strony nie lada gratka dla pasjonatów historii, a z drugiej bolesny dowód na to, jak dotkliwa jest susza. Rzeki osiągają rekordowo niskie poziomy wody i pozwalają dostrzec rzeczy, które były dotychczas dobrze zakryte. Tylko że to nie powód do radości.
Serwis meteolu.pl informował, że w środę o godz. 14:00 poziom wody na wodowskazie w miejscowości Kryłów w rzece Bug osiągnął zaledwie 14 cm. W ten sposób udało się pobić niechlubny rekord z 2015 r. najniższego poziomu wody w historii pomiarów. Już jest nieaktualny, bo według strony hydro.imgw.pl wynosi stan wynosi 13 cm.
Prognozy dotyczące opadów są alarmujące. Od dzisiaj, 28 sierpnia, do 6 września według ECMWF w wielu miejscach nie spadnie ani jedna kropla deszczu. Lokalnie mogą wystąpić jedynie symboliczne opady, które będą niewielkie i niezbyt skuteczne. W połączeniu z wysokimi temperaturami, taka sytuacja znacznie pogorszy stan rzek, wilgotność gleby oraz zwiększy zagrożenie pożarowe
– podsumował portal.
Susza w pełni
To fatalna sytuacja. Niestety niezaskakująca, bo eksperci od dawna powtarzają, że mamy olbrzymi problem.
Wysychanie rzek odsłania jednak kryjące się pod wodą skarby. Portal meteolu.pl informuje, że miejscowości Bojany koło Broku (woj. mazowieckie) z wody ponownie wyłonił się 100-letni parowiec. Po raz pierwszy w całej okazałości udało się go zobaczyć w 2015 r., na co pozwolił rekordowo niski stan wody. Okoliczni mieszkańcy wiedzieli o nim wprawdzie „od zawsze”, ale nie znali żadnych szczegółów. Ich wiedza kończyła się na tym, że na dnie „coś” leży.
Najpierw próbowano go wyciągnąć z wody w 2006 r. Bezskutecznie, ale dzięki temu udało się ustalić, że to statek parowy o wymiarach ok. 3,5-4x10m pochodzący najprawdopodobniej z przełomu XIX i XX w. Dalsze badania, do których doszło w 2014 r., nie dostarczyły żadnych nowych konkretnych informacji.
Niektórzy sugerowali, że to statek rosyjski bądź niemiecki, który w trakcie I wojny światowej wszedł na mieliznę i zatonął. Gmina Brok na swojej stronie pisała, że w tej opowieści może kryć się ziarenko prawdy, wszak z początkiem wojny „Rosjanie zmobilizowali do swojej flotylli wiślanej ponad 30 cywilnych rzecznych parowców, które pełniły służbę jako transportowce wojskowe na Wiśle i w jej dorzeczu”.
Inną wersję wydarzeń przekazał 88-letni mieszkaniec Bojan Eugeniusz Skrajny, który słyszał od swojego ojca, że był to statek bolszewicki, który zatonął w roku 1920. A rzecz miała się następująco. Po Bitwie Warszawskiej cztery bolszewickie jednostki usiłowały czmychnąć z nagrabionymi łupami na Wschód. Ten, który leży dzisiaj na dnie Bugu, holował trzy mniejsze. Na wysokości Bojan został ostrzelany przez polskie oddziały i wszedł na mieliznę. Gdy nie udało się go ściągnąć, pozostałe odcięły liny i popłynęły w stronę Broku. Jeden z nich zatonął podobno w okolicach brokowskiego mostu.
- relacjonowała gmina.
Inne wersje dotyczyły późniejszych lat – np. że statek zatonął w okresie międzywojennym lub już w trakcie II wojny światowej. Budziły jednak wątpliwości, bo gdyby faktycznie tak się stało, powinniśmy dysponować twardymi dowodami. Tymczasem jak zaznaczała gmina „działania wojenne we Wrześniu, jak i okupacja niemiecka w rejonie Broku, są dość dobrze opracowane i udokumentowane i o żadnym takim wydarzeniu nigdzie nie ma wzmianki, podobnie zresztą jak nie ma nigdzie śladu potwierdzającego to co podają przewodniki turystyczne dla wodniaków, że jest to parowiec sowiecki, który zatonął tutaj w roku 1945, a nawet w 1946”.
Takich skarbów wysychająca rzeka oddaje więcej
Jak czytamy na meteolu.pl, pływającym po rzece ludziom udaje się natrafić np. na elementy ceramiczne czy fragmenty starego dzbana. Widać również most funkcjonujący w czasach przedwojennych, kiedy rzeka Bug nie wyznaczała granicy.
To ciekawe znaleziska, ale… cóż, lepiej by było, gdyby pozostały niewidoczne na dnie, ewentualnie mogły zostać odkrywane np. przez nurków. Niestety poziom rzek maleje. I każdy taki artefakt jest tego bolesnym przypomnieniem.