REKLAMA

Infinix Note 40 Pro najpierw rozwalił mi szyszynkę pudełkiem, a później zrobił to ponownie działaniem

To było moje pierwsze podejście do smartfonów firmy Infinix. No może nie licząc kilkunastominutowej zabawy kilka miesięcy temu podczas targów IFA w Berlinie. Trochę obawiałem się nowości, bo przecież co można zrobić nowego w temacie smartfonów? Tymczasem czasem nie trzeba wymyślać koła na nowo, wystarczy rozpieścić użytkownika, tak jak Infinix Note 40 Pro.

Infinix Note 40 Pro najpierw rozwalił mi szyszynkę pudełkiem, a później zrobił to ponownie działaniem
REKLAMA

Zacznijmy nietypowo, bo od pudełka. Zazwyczaj w tym miejscu robię jakiś zmyślny wstęp, który ma przykuć waszą uwagę. Może napisałbym skąd wzięła się firma Infinix w Polsce, do kogo należy i od kogo czerpie inspirację? A może sprawdziłbym statystyki sprzedaży, żeby napisać, że producent rozpycha się łokciami na polskim rynku? W ostateczności napisałbym jakiś żarcik kosmonaucik, ale mamy majówkę, a ja, zamiast dumać przy grillu nad stopniem wysmażenia mięsa, zastanawiam się, jak to jest, że do pudełka smartfonu za 1496 zł można było upchnąć tak wiele rzeczy, a gdy ostatnio kupowałem telefon dla żony za prawie trzykrotność tej kwoty, to musiałem jeszcze wydać ponad 100 zł na kostkę ładowarki. Gdzie zrobiliśmy błąd jako ludzkość?

REKLAMA

Oczywiście, słyszałem opowieści o ekologii, o uratowanych pingwinach, które do dzisiaj tańczą ze szczęścia, bo jedną decyzją gigantów rynku ich los się poprawił. To nic, że wyprodukowanie kostki ładowarki kosztuje, to absolutnie pomijalna sprawa, że trzeba ją przewieźć samolotem lub statkiem na drugi koniec świata i to absolutnie bez znaczenia, że jest zapakowana w kartonowe pudełko otulone folią. Jej brak w pudełku z telefonem pięknie bilansuje wszystko, najpiękniej zaś bilansują się zielone kolumny w Excelu, ale porzućmy złośliwości. Przyjrzyjmy się szczegółom.

Infinix Note 40 Pro - specyfikacja

Nie ma dobrego testu bez przestawienia głównego bohatera. Tak prezentuje się smartfon Infinix Note 40 Pro:

  • procesor MediaTek Helio G99 Ultimate,
  • układ graficzny Mali-G57 MC2,
  • 12 GB RAM (wirtualnie rozszerzanej do 24 GB), 256 GB pamięci na dane,
  • 10-bitowy 6,78-calowy ekran AMOLED, rozdzielczość 2436 x 1080 pikseli, częstotliwości odświeżania 120 Hz, jasności szczytowej 1300 nitów,
  • główny aparat 108 Mpix, optyczna stabilizacja obrazu, f/1.8; aparat makro 2 Mpix f/2.2; czujnik głębi 2 Mpix, kamera do selfie 32 Mpix,
  • głośniki stereo, Bluetooth 5.2, NFC, port IrDa, IP54, dual SIM
  • wymiary 164,4 x 74,6 x 7,8 mm, waga 190 g,
  • akumulator 5000 mAh, ładowanie przewodowe z mocą do 70 W, bezprzewodowe do 20 W, ładowanie zwrotne przewodowe i bezprzewodowe.

Pisałem o pudełku i zestawie sprzedażowym w zachwytach, ale trudno tego uniknąć, skoro znajdziemy w nim: smartfon, szkło na wyświetlacz, skórzane etui na plecki MagCase, ładowarkę 70 W, kabel do ładowania, igłę do tacki SIM, instrukcję, przewodowe słuchawki (!) oraz uwaga <werble> ładowarkę bezprzewodową, która działa tak jak ładowarka MagSafe do iPhone'a. Mózg mi wybuchł, gdy to ujrzałem. Powtarzam - płacicie za to wszystko 1496 zł.

Smartfon jest piękny, co tu dużo pisać. Nie ukrywam, że jestem fanem zakrzywionych wyświetlaczy, lubię je, korzysta mi się z nich niesłychanie wygodnie, ale najbardziej lubię ich wygląd. Urządzenie z takim ekranem wygląda po prostu lepiej, wydaje się być produktem premium. I dokładnie takie wrażenie robi Infinix Note 40 Pro. Z przodu ma olbrzymi ekran, a z tyłu obudowa ma kolor, którego nie potrafię nazwać. Mieni się różnymi odcieniami i wygląda to naprawdę dobrze, aż żal chować taki smartfon do etui. Plusem jest to, że producent nie poszedł po taniości i nie dał przezroczystego silikonowego etui, tylko estetyczne pokryte wegańską brązową skórą. Takie etui jestem w stanie przełknąć. Zwłaszcza że producent poniekąd zmusza nas do korzystania z niego. Wspomniałem wcześniej o ładowarce bezprzewodowej, która działa jak MagSafe w iPhonie. Otóż do korzystania z niej potrzebne jest właśnie to etui, bo w nim zatopione są magnesy.

A jak już jesteśmy przy ładowaniu to muszę wspomnieć o jednej rzeczy. Mój kolega Piotr Barycki doszedł ostatnio do wniosku, że sprawdzi, ile procent akumulatora uzupełni podczas gotowania ryżu. Nie chcę psuć mu wysiłku, więc po szczegóły zapraszam do poniższego artykułu, ale mogę zdradzić, że trochę tych procentów przybyło.

Więcej o eksperymencie z ryżem przeczytasz w:

Ufam wam, że przeczytaliście powyższy tekst, więc mogę zdradzić, że przy użyciu przewodowej ładowarki smartfon uzupełnia energię od 0 do 100 proc. w mniej niż 40 minut. Smartfon bez trudu wytrzymuje dwa dni pracy, więc jestem mile zaskoczony, nie sądziłem, że wyniki będą aż tak dobre. A i zapomniałbym o jednym dodatkowym ficzerze - smartfon umożliwia bezpośrednie zasilanie podczas grania lub odtwarzania filmu z pominięciem akumulatora. Dzięki temu nie nagrzewa się i nie skraca żywotności akumulatora.

Wracając do wyglądu - ekran pokryty jest szkłem Corning Gorilla Glass, ramki i plecki wykonane są z plastiku, a na wyspie aparatu użyto szczotkowanego metalu. Smartfon dobrze leży w dłoni, nie wyślizguje się, a pomimo naprawdę sporych rozmiarów nie ma problemu z pewnym chwytem i obsługą.

Dużym plusem są głośniki stereo, nad którymi pracował dobrze znany JBL i to słychać, ale bardzo wrażliwi melomani usłyszą, że dolny głośnik jest trochę głośniejszy. Zaskoczyła mnie obecność diody doświetlającej z przodu ekranu, ale to akurat duży plus, bo takie rozwiązanie przydaje się nie tylko podczas wieczornych ujęć, ale również podczas kręcenia filmików na social media, gdzie dobre doświetlenie twarzy to podstawa.

Infinix Note 40 Pro - jak sprawuje się w akcji?

Ekran urządzenia jest piękny. To AMOLED, więc katy widzenia są świetne, kontrast idealny, a nasycenie kolorów to mistrzostwo świata. Trudno się do czegokolwiek przyczepić. Konsumpcja treści na tym smartfonie to czysta przyjemność. Jednak muszę zmartwić fanatyków naturalnych kolorów - musicie znaleźć inny smartfon, bo tutaj kolory są albo nasycone albo bardziej nasycone. Dla mnie to zaleta, ale słyszałem, że na takie kolory alergicznie reaguje Christopher Nolan. Dlatego jeżeli kupicie Infinixa Note 40 Pro i będziecie przebywać w jednym pokoju ze sławnym reżyserem, to lepiej nie pokazujcie mu tego ekranu, bo jeszcze oberwiecie kamerą IMAX po głowie.

MediaTek Helio G99 Ultimate nie jest demonem wydajności, ale nikt tego nie obiecuje. Jeżeli miałbym opisać jakość działania jednym słowem, to powiedziałbym, że jest zadowalająca. Nie odnotowałem zwolnień, przycięć, czy spadku jakości działania wraz ze wzrostem temperatury. Smartfon chodzi płynnie i nie nagrzewa się. Niektórzy powiedzą, że procesor Helio G99 ma już swoje lata i stosowanie jego kolejnych inkarnacji nie ma sensu, ale z drugiej strony większość zwykłych użytkowników nie potrzebuje niczego mocniejszego. Testuję smartfony za kilkaset złotych i takie za grube tysiące, a jeszcze nie zdarzyło mi się narzekać na moc w smartfonach do 2000 zł. Na tej półce cenowej urządzenia są po prostu zbyt dobre, żeby można było mówić o drastycznej różnicy wydajności.

Mam mieszanie uczucia co do nakładki systemowej o pięknej nazwie XOS. Mamy w niej sporo preinstalowanego i kompletnie niepotrzebnego oprogramowania. Po tym jak już je usuniecie, waszym oczom ukaże się czytelna nakładka z jednym minusem - belką ustawień. Widzę tutaj podobny casus, co w przypadku najnowszego HyperOS od Xiaomi - trudno zrozumieć, co oznaczają poszczególne ikonki. Nie zabrakło autorskiej wersji dynamicznej wyspy, ale nie będzie oglądać jej zbyt często. Ostatecznie polubiłem się z nią, ale mogłaby być trochę bardziej klasyczna w wyglądzie. Ale pewnie wtedy narzekałbym na nudę i brak świeżości. I weź tu człowieku zostań producentem telefonu, jak taki recenzent musi sobie ponarzekać.

Paweł, ale to brzmi zbyt pięknie, gdzie są jakieś oszczędności? Otóż jest ich kilka - zacznijmy od użytych materiałów - to dobrej jakości plastik, ale nadal plastik, ale największą oszczędnością jest brak obsługi sieci 5G. Nie ma go i nie będzie. Z tyłu zabrakło aparatu z obiektywem ultraszerokokątnym, a miejsca na dane nie rozszerzymy kartami pamięci, ale sumując braki i zestaw sprzedażowy śmiem twierdzić, że nie ma dramatu i Infinix Note 40 Pro to nadal świetny wybór w cenie do 1500 zł.

Infinix Note 40 Pro - aparaty

Zanim jednak przejdę do aparatów muszę wspomnieć o jednej rzeczy. Na wyspie aparatów znajduje się pierścień czy też koło, które może pełnić rolę diody powiadomień. Nazywa się Active Halo, ale u nas przetłumaczono to na aktywne podświetlenie krawędziowe. Świeci różnymi kolorami w różnych sytuacjach, np. w momencie ładowania czy otrzymania powiadomienia. Wymaga jednak trzymania telefonu ekranem do dołu, a raczej mało kto tak robi. Szkoda, bo efekt jest fajny.

Wróćmy do aparatów. Standardowo przypominam, że najlepszy jest dla mnie tryb Auto i absolutnie nie bawię się w zmianę ustawień. Dla odmiany w Infinix Note 40 Pro tryb auto został nazwany AI Camera, co wskazuje na to, że do jego poprawnego działania wykorzystywane są algorytmy sztucznej inteligencji. System rozpoznaje scenę i dobiera odpowiednie ustawienia. Tak prezentują się zdjęcia zrobione za pomocą smartfona. Tak, wiem - powinienen był wyłączyć etykietę. Niestety, w ferworze robienia zdjęć nie zauważyłem, że ta opcja jest domyślnie włączona. Mój błąd.

Infinix Note 40 Pro - brać czy nie brać?

REKLAMA

Cała majówka upłynęła mi na tych rozważaniach i doszedłem do wniosku, że jeżeli lubicie być rozpieszczani dodatkami do smartfona i nie chcecie niczego dokupywać do nowego telefonu, to Infinix Note 40 Pro jest zdecydowanym faworytem. Ale nawet pomijając kwestię wyposażenia, za 1496 zł otrzymujemy solidny smartfon, który działa dobrze, robi dobre zdjęcia, a do tego ma świetny ekran i ładuje się błyskawicznie. Polubiłem go.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA