Nawet Einstein plótł bzdury. Oto największe naukowe wpadki geniuszy
Nauka stanowi niezaprzeczalny fundament naszej cywilizacji. Zawdzięczamy jej poprawę jakości życia i jego wydłużenie za sprawą medycyny i farmacji. Dzięki nauce mogliśmy nieprawdopodobnie poszerzyć nasze horyzonty wiedzy nt nie tylko planety, na której żyjemy, ale i całego Wszechświata.
Jednak oprócz niezliczonych osiągnięć nauki nie sposób nie wspomnieć o przypadkach, kiedy nauka - a tak naprawdę zajmujący się nią ludzie - błądzili i stawiali zupełnie błędne tezy. Oto kilka przykładów tego, gdy nauka była w zupełnych malinach.
Wiek Ziemi
W XIX w. Lord Kelvin czyli Sir William Thomson był pierwszą osobą, która podjęła się wykorzystania fizyki do obliczenia przybliżonego wieku Ziemi i Słońca. Lord Kelvin wyszedł z założenia, że Ziemia zaczęła swoje istnienie od formy gorącej, roztopionej kuli, która z czasem zaczęła się ochładzać. Próbował obliczyć, ile czasu musiałoby zająć naszej planecie na osiągnięcie obecnego poziomu temperatur. Jego obliczenia były błędne m.in. z tego względu, że wtedy jeszcze świat naukowy nic nie wiedział o zjawisku radioaktywności, a co za tym idzie nie mogło być ono uwzględnione w rachunkach Irlandczyka.
Dziś wiemy, że za ciepło wewnątrz Ziemi odpowiadają przechodzące proces rozpadu radioaktywnego pierwiastki takie jak uran i tor. Jednak i tak to nie to było przyczyną błędu w obliczeniach, według których Lord Kelvin oszacował wiek Ziemi między 20 a 400 mln lat (pomijając już całkiem dużą rozpiętość jego założeń). Kelvin całkowicie zignorował także możliwość tego, że istniały nieznane mu i ówczesnej nauce mechanizmy odpowiedzialne za transport ciepła z wnętrza Ziemi i za rozprowadzanie go po całej jej powierzchni.
Błędem Lorda Kelvina było według współczesnych naukowców to, że założył on, iż ciepło jest transportowane z dokładnie taką samą wydajnością na całej głębokości ziemskiego globu. Nawet w jego czasach inni naukowcy sugerowali, że jego przypuszczenia są błędne i że ciepło może być transportowane bardziej efektywnie w głąb Ziemi. Lord Kelvin odrzucił jednak taką możliwość.
O tajemnicach nauki przeczytasz więcej na Spider'sWeb:
Potrójna helisa DNA
1953 r. był bardzo znaczący dla nauki. To wtedy dwójka naukowców: Francis Crick i James D. ogłosili odkrycie struktury podwójnej helisy DNA. Mało kto wie, że w tym samym roku chemik Linus Pauling również zaproponował swój własny pomysł na to, jak wygląda spirala DNA. Amerykanin był nie byle kim, po ogłoszeniu swojej teorii o DNA otrzymał Nagrodę Nobla dwa razy! Pierwszą został wyróżniony dokładnie rok później w dziedzinie chemii. Drugą - nagrodę pokojową - został uhonorowany w 1962 r. za swoją działalność na rzecz pokoju.
Jak twierdzi astrofizyk z Instytutu Naukowego Teleskopu Kosmicznego w Baltimore w USA Mario Livio, Paulinga można określić bez większej przesady za prawdopodobnie największego chemika, jaki kiedykolwiek istniał. Jednak choć Pauling był bez wątpienia genialnym naukowcem i działaczem społecznym, pospieszył się z opublikowaniem swojej teorii DNA, która okazała się zupełnie błędna. Twierdził bowiem, że zamiast podwójnych nici skręcających się w helisę, które tworzą cząsteczki DNA i o których wszyscy obecnie wiemy, istnieją trzy takie nici.
Podobnie jak w przypadku Lorda Kelvina zgubna okazała się zbytnia pewność siebie naukowca. Brała się zapewne stąd, że wcześniej odniósł sukces w określeniu tego, jak wygląda modelu struktury białek. Oprócz tego, że jego założenia nt. DNA zakładały, że tworzące go nici były trzy, a nie dwie, według Paulinga skręcały one w lewą stronę - w przeciwieństwie do stanu faktycznego.
Wielki Wybuch, czy stan ustalony?
Dwudziestowieczny astrofizyk Fred Hoyle był jednym z autorów popularnego modelu Wszechświata zakładającego „stan ustalony", który jednak został najlepiej zapamiętany przez annały nauki. Zakładał on, że kosmos jest po prostu w takim samym stanie, w jakim zawsze był i zawsze będzie. Idealnie niezmienny. Co ciekawe w 1948 r., gdy Hoyle razem z Thomasem Goldem i Hermannem Bondi ogłosił swoją teorię stan ustalony, naukowcy wiedzieli już, że Wszechświat się rozszerza. Hoyle wcale tego nie odrzucał.
Teoria stanu ustalonego próbowała wyjaśnić, w jaki sposób Wszechświat może być wieczny i zasadniczo niezmienny przy jednoczesnym niepodważalnym, bo zaobserwowanym przez teleskopy przez Edwina Hubble’a, stopniowym oddalaniu się od siebie galaktyk. Według teorii stanu ustalonego, między oddalającymi się galaktykami dochodziło do tworzenia się nowej materii, która miała wypełniać opuszczoną przez nie przestrzeń i podtrzymywać stały stopień gęstości Wszechświata.
Można powiedzieć, że w tym ujęciu stan ustalony Wszechświata polega na tym samym na czym polega niezmienność morza. Cząsteczki wody, które się w nim znajdują podlegają najróżniejszym zawirowaniom ale zasadniczo morze pozostaje w takim samym stanie jako takie. Sam pomysł tego, że Wszechświat mógł mieć początek, był według Hoyle’a pseudonauką.
Również w tym przypadku trzeba zauważyć, że naukowiec zbyt bardzo poddał się swemu przeświadczeniu może nie o nieomylności, ale na pewno o posiadanej racji. Na wczesnym etapie teoria stanu ustalonego brzmiała całkiem sensownie według ówczesnego stanu wiedzy i wiele jej założeń było bardzo podobnych do teorii Wielkiego Wybuchu.
Największym błędem, jaki popełnił Hoyle było zignorowanie jedne z najważniejszych zasad nauki - jeśli dowody świadczą przeciw jakiejś tezie, to znaczy że jest ona błędna. Różnych przesłanek świadczących o nieprawidłowości teorii stanu ustalonego przybywało, aż zgromadzone dowody przeciwko temu modelowi stały się dosłownie przytłaczające i oczywiste dla reszty naukowego świata. Hoyle ignorował to jednak uparcie nawet wtedy, gdy teoria Wielkiego Wybuchu została ostatecznie zaakceptowana jako obowiązująca teoria.
Stała kosmologiczna Einsteina
Bez przesady Alberta Einsteina można określić jako jednego z największych umysłów w historii i najprawdopodobniej najbardziej znanego naukowca wszech czasów. Trudno zliczyć jak wiele razy aż do dziś dowiadujemy się o nowych odkryciach dotyczących fizyki i kosmosu, przy okazji których pada określenie „znów okazuje się, że Einstein miał rację”, „obliczenia Einsteina okazały się po raz kolejny słuszne”.
Jak się jednak okazuje Einstein - jak każdy - był omylny. Jego równania opisujące działanie sił grawitacji w ramach ogólnej teorii względności opublikowane w 1916 r. są dziś traktowane jak dzieło sztuki w dziedzinie jaką jest nauka.
Jednak nawet sam Einstein nie ustrzegł się jednego błędu w swoim rozumowaniu. Do swoich wspomnianych równań genialny naukowiec wprowadził pojęcie stałej kosmologicznej. Zrobił to, ponieważ uważał - nieco podobnie jak poprzednio opisywany naukowiec Hoyle - że Wszechświat jest statyczny. Stała kosmologiczna Einsteina miał zapewniać statyczny stan kosmosu poprzez przeciwdziałanie wewnętrznemu przyciąganiu grawitacyjnemu.
Jednak w przeciwieństwie do innych badaczy zaślepionych swoim ego Einstein zasługuje na uznanie. W reakcji na odkrycia naukowców świadczące o tym, że Wszechświat się rozszerza wycofał się ze swojej tezy i usunął stałą kosmologiczną ze swoich równań.
Związana z tym anegdota mówi, że Einstein nazwał stworzoną przez siebie koncepcję stałej kosmologicznej swoim największym błędem. Historia bywa jednak przewrotna, bo jak się okazało już po śmierci geniusza, Wszechświat nie tylko się rozszerza, ale jego ekspansja przyspiesza z czasem. Aby wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje naukowcy postanowili ponownie wprowadzić stałą kosmologiczną do ogólnych równań teorii względności.
Błędem jaki popełnił Einstein było usunięcie stałej kosmologicznej, a nie jej wprowadzenie do swoich równań. Koniec końców okazuje się, że nauka i zajmujący się nią naukowcy nie są wolni od błędów, a Einstein… i tak ma rację.