TikTok zebrał swoich fanów, żeby bronili aplikacji. Poradzili sobie lepiej niż szef
TikTok od jakiegoś czasu jest na celowniku wielu państw, które przestają tolerować fakt, skąd tak naprawdę aplikacja pochodzi. Zanim szef TikToka miał okazję bronić się przed Kongresem, o dobre imię próbowali zawalczyć sami twórcy wyświetlanych treści. Co ciekawe, w wielu przypadkach na miejsce ściągnął ich TikTok.
"Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasz TikTok gra" – mogliby zakrzyknąć influencerzy zebrani w Waszyngtonie. Ich wyjazd mający na celu pokazanie dobrej strony chińskiej aplikacji, w świecie kibicowskim pewnie byłby wyszydzany, bo jak się okazało, to sam TikTok opłacił wielu internetowym celebrytom transport, hotel czy wyżywienie. Ustawka rodem z polskiej polityki.
W rozmowie z Wired TikTok potwierdził, że opłacono przyjazd nie tylko samych twórców – każdy z nich mógł zabrać osobę towarzyszącą. Jak potwierdziła jedna z obecnych, TikTok pomógł pokonać wszelkie przeszkody związane z wyjazdem. Ona sama do Waszyngtonu przybyła z Los Angeles. Wired policzył ok. 40 osób, którym TikTok pomógł w dotarciu.
Nie chodziło wyłącznie o zrobienie sztucznego tłumu. Twórcy mogli spotkać się z kongresmenami czy senatorami, przedstawiając swój punkt widzenia. Time dodaje, że udało się zdobyć pewne poparcie na Kapitolu, ale zauważalny był też opór czy milczenie wielu wpływowych polityków. Prowadzący tiktokowe konta podkreślali, że "strach przed Chinami" zaślepił zasiadających na Kapitolu.
W zmianie nastawienia na pewno nie pomógł Shou Chew. Jak pisał Jakub Wątor świeżo po jego przesłuchaniu: "jeśli los TikToka w USA miałby się ważyć tylko po tym przesłuchaniu, to jest on przesądzony".
Politycy byli dla niego bezlitośni, a on sam wił się, nie chcąc udzielić konkretnych, jasnych odpowiedzi
Przez całe przesłuchanie mieli oni ofensywne nastawienie, a odpowiedzi prezesa TikToka raczej ich nie zadowalały. Oczekiwali konkretów zamiast okrągłych odpowiedzi. Ewidentnie drażniły ich wielokrotnie powtarzane przez Chew formułki. I nie widać w nich było cienia zaufania. Nawet gdy Chew zapewniał o braku powiązań z chińskimi władzami, kolejni politycy zadawali to samo pytanie, jakby chcieli go w końcu zamęczyć, by się do wszystkiego przyznał - relacjonował Kuba Wątor.
Republikanin August Pfluger stwierdził dosadnie zwracając się do szefa TikToka. - Jest pan jak Władimir Putin, zjednoczył pan Izbę Reprezentantów, niesamowite! I nawet jeśli zjednoczył nas pan tylko na jeden dzień, to dlatego, że wszyscy mamy poważne obawy.
Ruch TikToka, żeby ściągnąć twórców do Waszyngtonu, nie był tylko wyłącznie PR-ową zagrywką, mającą na celu pokazanie, że ich też ktoś lubi. W końcu autorzy filmików zarabiają na TikToku pieniądze, a bycie twórcą jest ich sposobem na życie. Nie byli więc wyłącznie marionetkami w rękach właściciela potężnej aplikacji, a ludźmi walczącymi o swoją przestrzeń. Wydaje się jednak, że wszystko zmierza w jednym kierunku: pozbycia się TikToka z amerykańskiego internetu. Europa będzie kolejna?
Zdjęcie główne: Nhemz / Shutterstock