REKLAMA

Każdy żołnierz będzie śmigłowcem. Amerykanie mieli szalony pomysł na maszynę zwiadowczą

Osobisty śmigłowiec miał stać się standardową maszyną rozpoznawczą armii Stanów Zjednoczonych w latach 50. Wczesne testy wykazały, że pojazd ze względu na swoją niezwykłą mobilność doskonale sprawdziłby się na atomowym polu bitwy. Jednak inżynierom nie udało się sprostać kilku problemom.

24.01.2023 12.49
Każdy żołnierz będzie śmigłowcem. Amerykanie mieli szalony pomysł na maszynę zwiadowczą
REKLAMA

Lata 50. były szalonym okresem. Ludzie szykowali się na wojnę atomową i byli przekonani, że w 2000 r. będziemy mieli latające samochody, a wycieczki na Księżyc będą codziennością. Był to czas niezwykłych pomysłów i śmiałych idei. Charley Zimmerman, inżynier aeronautyki, który w latach 50. pracował dla Narodowego Komitetu Doradczego ds. Aeronautyki (NACA), nie mógł pogodzić się z tym jak skomplikowane i trudne było latanie samolotami. Chciał, aby latanie stało się codziennością dostępną dla każdego.

REKLAMA

Zimmerman opracował w czasie II Wojny Światowej eksperymentalny samolot myśliwski Vought XF5U, którego sylwetka nawet dzisiaj wzbudza zainteresowanie. Zgodnie z projektem samolot miał być niezwykle wręcz zwrotny, zdolny do niemal pionowego startu i lądowania. Co więcej, maszyna miała mieć możliwość zawisu w powietrzu jak śmigłowiec.

 class="wp-image-3150801"
Vought XF5U

Zimmerman pracował też nad innymi wynalazkami. W 1946 r. opracował swój pierwszy osobisty śmigłowiec. Jednoosobowy transport powietrzny, nazwany przez twórcę Aerocyklem, miał być idealny dla oddziałów zwiadowczych. Jako prawdziwy innowator zrezygnował z opatentowania wynalazku. To pozwoliło innym opracować własne wersje maszyny.

Skorzystał z tego Lewis McCarty Junior, inżyniera lotnictwa, który słyszał o testach Zimmermana i uznał to za świetny pomysł. We współpracy z firmą de Lackner Helicopter stworzył więc osobisty śmigłowiec DH-4 Heli-Vector.

 class="wp-image-3150777"
DH-4 podczas testów

Armia amerykańska zainteresowała się wynalazkiem w 1953 r. Kończąca się wówczas wojna w Korei udowodniła przydatność pierwszych śmigłowców, które mogły lądować praktycznie wszędzie. Armia planowała wyposażyć w osobisty śmigłowiec oddziały rozpoznawcze, które miały w ten sposób przelatywać nad skażonym terenem, po wybuchu bomby atomowej.

Lot małym śmigłowcem jak jazda na rowerze.

Konstrukcja śmigłowca DH-4 Heli-Vector była niezwykle wręcz prosta. Maszyna była prostą ramą w kształcie krzyża, z pilotem stojącym na platformie, zabezpieczonym pasami bezpieczeństw. Silnik był sterowany przez sprzęgło motocyklowe i przenoszony na przeciwbieżne wirniki o średnicy 4,6 m za pośrednictwem napędu pasowego z reduktorem łańcuchowym. Silnik Mercury Marine 20H miał moc 40 KM.

 class="wp-image-3150765"
DH-4 podczas testów

Co ciekawe sterowanie pojazdem odbywało się metodę kinestetyczną czyli poprzez wychylenie ciała, mniej więcej tak jak w Segwayu, na rowerze czy desce surfingowej. Podwozie śmigłowca było wyposażone w z poduszki powietrzne umożliwiające lądowanie na wodzie. Zgodnie z projektem DH-4 miał zasięg do 80 km. Przez wał wirnika można by przeciągnąć linę do podnoszenia ładunku. Prędkość maksymalna wynosiła 121 km, a pułap maksymalny 1500 m.

Powstało kilkanaście egzemplarzy śmigłowca HZ-1

Prototyp, oficjalnie nazwany przez armię HZ-1 Aerocycle wykonał swój pierwszy lot 22 listopada 1954 r. Wykonano ponad 160 lotów o łącznej długości ponad 15 godzin, a wyniki tego wczesnego programu testów uznano za na tyle obiecujące, że zamówiono kilkanaście egzemplarzy śmigłowca.

REKLAMA

HZ-1 został zaprojektowany tak, aby był bardzo łatwy w pilotażu, a wczesne testy wykazały, że niewyszkoleni żołnierze mogą nauczyć się go obsługiwać w mniej niż 20 minut. Jednak wprawne pilotowanie śmigłowca okazało się znacznie trudniejsze, niż się spodziewano. Ponadto nisko zamontowane wirniki wyrzucały małe kamienia na boki co mogło ranić innych żołnierzy.

Jednak najgorszą wadą był brak synchronizacji dwóch przeciwbieżnych wirników, które po kilkudziesięciu minutach lotu uderzały w siebie, co skutkowało ich zniszczeniem. Niestety inżynierom nie udało się ustalić dokładnej przyczyny zazębienia łopat. Maszyna byłą też niezwykle wrażliwa na ostrzał z ziemi w związku z tym armia zdecydowała o porzuceniu projektu.

Czytaj także:
- Żołnierze schowali się w kartonie na polu walki. Walczyli przeciwko broni nie z tej ziemi
- Przyczepili do czołgów silniki rakietowe. Pomysł był genialny, ale nie pomyśleli o jednym
- Ta broń wywołuje radioaktywne tsunami. Posejdon to połączenie torpedy i drona

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA