REKLAMA

Płyta twojego ulubionego artysty może nie wyjść na winylu. Za problemy podziękujcie Adele

Depeche Mode zapowiedział box "Exciter" z niewydanymi wcześniej utworami. Na płytach winylowych ukażą się m.in. wcześniej dobrze znane single. Teoretycznie to news jak news, ale w tej pozornie suchej informacji, która mogłaby zainteresować wyłącznie fanów zespołu, kryje się winylowy problem, z jakim zmaga się cała branża muzyczna na całym świecie od dłuższego czas.

płyty winylowe
REKLAMA

Problem jest na tyle duży, że maluczcy mówią: pas. My tak bawić się nie będziemy. Rodzima Antena Krzyku zapowiedziała na swoim facebookowym profilu, że póki co winylowe wydania albumów nie będą się ukazywać. Powód?

REKLAMA

Do czasu normalizacji sytuacji porzucamy nasz ulubiony nośnik – podsumowuje prowadzący Antenę Krzyku Arkadiusz Marczyński.

Co do tego ma biedne Depeche Mode? Ano całkiem sporo, choć jest tutaj tylko przykładem znaczącego (i szkodliwego) trendu.

Płyty winylowe zaliczyły spektakularny powrót i od lat sprzedają się wyśmienicie. W 2021 roku w samym tygodniu przedświątecznym w USA sprzedano 2 mln czarnych krążków. Najwięcej od 1991 roku, czyli od czasu rozpoczęcia pomiarów.

Podobne szaleństwo ogarnęło Wielką Brytanię. Tyle że spośród 5 mln sprzedanych płyt, aż jedna czwarta to krążki… Abby. Resztę tortu zgarnęli dla siebie Adele z Edem Sheeranem.

– Kryzys winylowy odbija się już od lat na większości muzycznego ekosystemu w Europie – zauważa Darek Pietraszewski, współtwórca Radia Kapitał i współprowadzący wydawnictwo kasetowe Pointless Geometry. – A to m.in. dlatego, że zaczynamy słuchać relatywnie starej muzyki, która zaczęła do nas docierać.

Słowem: moda na winyle zaczęła poniekąd zabijać sam nośnik. Molochy rynku muzycznego zobaczyły, że winyl znów rządzi, więc zaczęli na potęgę wznawiać wszystko, do czego mają prawa. Ot, wspomniane Depeche Mode – przeczesuje się archiwa, aby opchnąć coś, co trafiło już na rynek, ale teraz można ponownie, bo przecież wszyscy chcą mieć muzykę na czarnej płycie.

Gdy dojdzie do tego premiera popularnej artystki, zaczynają się robić zatory. Tak było choćby po premierze albumu Adele. Tłocznie wolały "drukować" tę płytę, bo wiadomo było, że rozejdzie się na pniu, a wydawca słono zapłaci. Reszta zeszła na dalszy plan, a branżowe tytuły, jak Variety, donosiły, że pozostali na swoją kolej musieli czekać nawet dziewięć miesięcy. A im mniejszy jesteś, tym w dalszej części kolejki stoisz.

Odnawia się albumy na potęgę. W zapowiedziach dużego polskiego sklepu z płytami znajdziemy tytuły takich zespołów i wykonawców jak Slipknot, Coma, Czerwone Gitary, George Michael, Amy Winehouse, Alicja Majewska, Alibabki, Rolling Stones czy Toto. A to tylko niewielka część kwietniowych premier. Przepraszam: "premier".

Apogeum odgrzewanych kotletów przypada na Record Store Day

– Było to święto, które miało się skupiać na wspieraniu małych niezależnych sklepów winylowych poprzez wydawanie specjalnie dedykowanych albumów na ten dzień. Początkowe edycji z pewnością spełniały swoją funkcję. Niestety potężni wydawcy szybko poczuli krew i zaczęli angażować się w RSD, wrzucając swoje klasyki, urozmaicając je np. innym kolorem winyla, co mijało się z oryginalną ideą tego dnia. Cała branża od samego początku wiedziała, że jest to zwiastun kryzysu. Przez kilka lat okres przed RSD charakteryzował się tym, że tłocznie miały wydłużone okresy tłoczeń. Niezależne sklepy stały się zakładnikami idei, która już dawno rozmijała się z profilami tych sklepów – wyjaśnia w rozmowie ze Spider's Web Łukasz Wojciechowski z Astigmatic Records

Pierwszeństwo w tłoczni mają ci, którzy są w stanie zapłacić więcej, na dodatek produkują więcej

Jakaś tam wytwórnia z Polski chcąca wyprodukować 500 sztuk na nikim nie zrobi wrażenia, jeżeli zestawi się jej potrzeby z zamówieniem giganta sprzedającego globalnie. Okrutne prawo rynku.

strefa winyli class="wp-image-629485"
strefa winyli

– Inwestycja w tłoczenie winyli jest tak dużym zobowiązaniem, że nie wyobrażam sobie firmy, która odmówi majorsom składającym potężne zamówienia. Przynajmniej jeszcze nie teraz – podkreśla Michał Wilczyński z GAD Records, które na CD i winylach wydaje prawdziwie zapomniane i na nowo odkrywane muzyczne perełki z polskiej (i nie tylko) historii.

Problemy rynku dotknęły też tego wydawcę – np. w ubiegłym roku zlecenie wysłane w marcu otrzymane zostało kilka dni przed Sylwestrem.

Przynajmniej zmieścili się w jednym roku – z przekąsem stwierdza Wilczyński

Oczywiście wytwórnie i zespoły mogą poczekać z terminem wypuszczenia płyty na winylu, ale coś za coś. W tym przypadku może to być przede wszystkim opóźnienie trasy koncertowej.

Sęk w tym, że ta bardzo często motywowana jest właśnie nowym albumem, który jest pretekstem do wyjścia na scenę. Już lata temu Kazik Staszewski stwierdził, że płyty nagrywa się po to, aby ludzie mieli powód, by przyjść na koncert. To dużo mówi o artystycznym podejściu lidera Kultu, ale jednak jest też jakimś opisem sytuacji na rynku.

Można oczywiście najpierw puścić album do streamingu lub na płycie CD, a winyl dojdzie, jak już tłocznie odgruzują się ze sterty płyt Abby, Adele czy Innego Popularnego od 50 lat Muzyka. Ale tak naprawdę to biznesowy strzał w kolano. Według danych przekazanych przez wytwórnie Thirty Tigers, różnica w dacie premiery to strata 30-40 proc. ze sprzedaży winyla, bo fani przychodzący na koncert chcą wyjść z pamiątką.

Smutny paradoks: masowy klient kupi kolorowego starocia sprzed lat od dużej wytwórni, ale już nie każdy fan poczeka kilka miesięcy na nowy czarny krążek, bo wybierze to, co jest.

Problem w tym, że w sytuacji winyli kłopot się nawarstwił

Zgarnięcie rynku przez molochów to jedno. Doszły też powody niezależne.

– Pierwszym dużym problemem było spłonięcie fabryki Apollo Masters, która specjalizuje się w produkcji lakierów potrzebnych do produkcji winyli i która odpowiadała za 90 proc. produkcji światowej. Bardzo duże zainteresowanie majorsów zaczęło spowalniać produkcję, następnie COVID i spowodowane przez wirus obostrzenia spowolniały, a czasem blokowały dostawy. Przez COVID również artyści nie mogąc grać koncertów, więc masowo zaczęli wydawać muzykę.  I jeszcze wisienka na torcie: blokada Kanału Sueskiego przez kontenerowiec Evergreen – wylicza Wojciechowski.

Kilka tygodni do temu doszła do tego wojna w Ukrainie. Część niezbędnych surowców do wytworzenia nośnika pochodzi z Rosji, więc zerwał się kolejny łańcuch dostaw.

Jest źle, ale lepiej nie będzie – przynajmniej o optymizm póki co trudno. Jak wyglądać będzie sytuacja z perspektywy kogoś, kto lubi słuchać płyt winylowych?

cd muzyka sprzedaż zainteresowanie class="wp-image-2090586"

– Nic mi do tego, co ktoś chce zbierać czy jak chce słuchać muzyki, ale ceny woskowych placków stały się horrendalne, w wielu przypadkach zamieniając kolekcjonowanie w zwyczajny snobizm, który potrafi pożreć 200 złotych za jeden zwykły album z wysyłką. I nieraz opcji w postaci tańszego CD po prostu nie ma. Dlatego hasło "wydamy płytę także na winylu" przestało być dla mnie wyznacznikiem "fajności" wydawnictwa, a bardziej smutnej chęci wbicia się w trend, wyciągania kasy i traktowania muzyki bardziej jako gadżetu niż, no właśnie, muzyki – mówi mi Barnaba Siegel, autor bloga "The Seventies" i krytyk muzyczny w czasopiśmie Jazz Forum.

Ceny są faktycznie olbrzymie. Ci, którzy wrócili do czarnych płyt kilka lat temu, pamiętają, że droga była płyta kosztująca wówczas 80-90 zł. Dzisiaj "norma" to 120-130 zł.

Ale raczej do tych cen nie ma co się przyzwyczajać. Reedycja kultowego w rapowych kręgach albumu Kodex 1 to wydatek rzędu 215 zł (fakt, że to 2LP), WWO - Witam was w rzeczywistości 170 zł, a reedycja Joy Division – Closer uszczupli portfel o 160 zł. To pierwsze lepsze przykłady, ale pozwalające rozeznać się w sytuacji na rynku.

Spora część płyt wychodzi w limitowanym nakładzie

W efekcie albumu nie kupimy już u wydawcy, ale za to znajdziemy go na Allegro – w jeszcze wyższej cenie. Im mniejszy nakład, tym większe prawdopodobieństwo, że lada moment album zacznie krążyć ze sporą przebitką.

Podwyżki na winylowym rynku od jakiegoś czasu sprawiają, że odżywa płyta CD. Kilka lat temu, gdy pisałem o renesansie kaset, jeden z polskich wydawców przekonywał mnie, że ich powrót będzie nieunikniony – właśnie ze względu na rosnące koszty związane z wydawaniem albumów na winylach.

– Uważam CD za najbardziej optymalny nośnik, w zasadzie osiąga się 1:1 tego, co artysta miał technicznie na myśli w przeważającej ilości przypadków – tłumaczył mi wtedy Wojciech Kucharczyk, założyciel wytwórni MikMusik.

To właściwie już się dzieje. W ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych wpływy ze sprzedaży płyt CD wzrosły z 483,2 mln dol. (2020 r.) do 584,2 mln dol. (2021 r.). Tylko jest też druga strona medalu. Mariusz Wilczyński z GAD Records potwierdził, że problemy dystrybucyjne obejmowały chwilowo także płyty CD.

 class="wp-image-573915"

Tutaj też były problemy związane z dostępnością surowca do produkcji - ale w kwestii CD sytuacja się unormowała – informuje wydawca.

Rodzi się pytanie: na jak długo. Bo jeśli wszyscy rzucą się na CD to kryzys może dotknąć i ten nośnik.

Winyl przyciągnął do siebie retro-maniaków

A skoro tak, to może tęskniący za innym brzmieniem powrócą też do kaset?

– Nie jestem za to pewien, czy chciałbym widzieć renesans kaset. Od kilku lat kupuję specyficzne gatunki muzyczne na tym właśnie nośniku (głównie elektronikę), ale tu również obawiałbym się, że molochy będą chciały szybko przejąć biznes i zalać nas Nirvanami i Pearl Jamami, monetyzując sentyment do lat 90. Na szczęście poczciwa kasetka ma tę zaletę, że lokalne wydawnictwo może kupić za grosze stare nośniki, skasować zawartość i nagrać na coś nowo – pociesza się Barnaba.

Bezduszni księgowi wielkich wytwórni już zobaczyli, że taśma znowu się kręci. Wracamy na stronę popularnego sklepu. Jeszcze niedawno sekcja z kasetami była skromna – a i tak było to zaskoczenie, że się pojawiła. Teraz zajmuje już 8 stron i liczy 221 produktów.

Kupimy reedycje albumów Iron Maiden (79 zł), Płomień 81 (47 zł), Tiltu czy Klausa Mitffocha (25 zł), Lany del Ray (54 zł), AC/DC (71 zł), Scootera (60 zł) czy The Kelly Family (60 zł).

Z perspektywy kogoś, kto kupuje kasety, mogę wam potwierdzić, że ceny są bardzo wysokie, bo zwykle kaseta kosztuje od 25 do 35 zł. Kupuję ich dużo z zagranicy i rzadko się zdarza, żebym płacić więcej niż 8 euro za pojedynczy egzemplarz. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale mówimy o średnich cenach.

Dodajmy do tego, że wymienione tytuły to właśnie reedycje, a nie nowe rzeczy, jak ma to miejsce w przypadku małych i niezależnych wytwórni. Na małą skalę już dzieje się to samo, co kilka lat temu z płytami winylowymi.

Czy sytuacja na rynku winyli się unormuje?

Moi rozmówcy na razie nie szykują się na podobny ruch, jak w przypadku Anteny Krzyku. GAD Records nie musi, bo jak mówi mi Wilczyński płyta CD jest wciąż podstawowym, bazowym nośnikiem, a winyle pojawiają się nieregularnie.

– Jako wydawnictwo zajmujące się archiwaliami naprawdę bardzo lubimy te małe srebrne krążki, obszerne książeczki i krystaliczny dźwięk. Wielu kolekcjonerów też to niezwykle ceni - jedni na równi z winylami, inni skupiają się tylko na jednym nośniku. Dla nas to często najlepsza forma do prezentacji nagrań – dodaje.

Astigmatic Records chce pozostać wierne winylom ze względu na sympatię do tego nośnika. Poprawy sytuacji upatruje w oddolnych ruchach.

– Jest ciężko, ale według mnie warto przeczekać. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Jack White zaproponował ciekawe rozwiązanie, aby to majorsi zaczęli budować własne tłocznie na swoje potrzeby. To z pewnością odblokowało by mniejsze tłocznie, a i pewnie z ekonomicznego punktu widzenia płyty od nich powinny być tańsze w produkcji.

REKLAMA

Tłoczenie winyli zapowiedział też Bandcamp po tym, jak trafił w ręce Epic Games. Nie wiemy jednak jeszcze, na jakiej zasadzie miałoby się to odbywać.

Zastanawiający może być fakt, że nowych tłoczni na rynku brakuje. Jak wyjaśnia Łukasz Wojciechowski z Astigmatic Records, powodem może być strach przed tym, że szaleństwo w końcu się skończy. Na dodatek te, które istnieją, dość opornie myślą o rozwoju i dodawaniu nowych maszyn. Boją się, że ten balonik który został napompowany - w dużej mierze przez nich – pęknie. Słowem, kują żelazo póki gorące. A przez to my możemy nie posłuchać nowej płyty na winylu. Bo Adele ważniejsza.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA