Wchodzisz do Maka po burgera, a tam rower. Możesz jeść i oszukiwać się, że w sumie to jesteś fit
W niektórych restauracjach McDonald’s stanęły ławki zintegrowane z… rowerem treningowym. Założenie jest proste – podczas gdy ty zajadasz się Big Makiem, organizm spala spożywane kalorie, wytwarzając jednocześnie prąd do naładowania smartfona. Brzmi genialnie? Być może. W praktyce jednak to kompletna głupota.
Znajomi trener personalny zawsze mówi, że burgery w jego ulubionym lokalu są „zerokaloryczne”, bo w czasie treningu spala więcej kalorii, niż jedząc posiłek. Być może taka idea przyświecała chińskiemu łańcuchowi restauracji McDonald’s, do których wprowadzono właśnie stoliki będące kombinacją blatu, rowerka treningowego i ładowarki.
Sam pomysł ładowarek „napędzanych siłą mięśni” nie jest nowością; znajdziemy takie chociażby w warszawskich Złotych Tarasach. Jednak zachęcanie do jedzenia przy takim stoliku to jakieś kosmiczne nieporozumienie.
Jedzenie w ruchu szkodzi. To z McDonald’s szkodzi po dwakroć.
Nagranie z szanghajskiej restauracji McDonald’s, na którym młoda kobieta zajada się burgerem, popija go colą, a to wszystko podczas pedałowania na rowerku treningowym, obiegło świat w iście viralowym tempie. Nie brakuje głosów zachwytu nad geniuszem restauracji, która zachęca do „zdrowego stylu życia”. Jest to zresztą część większej kampanii społecznej w prowincji Guandong, która promuje postawy ekologiczne i niskoemisyjne, której częścią jest nowy McDonald’s. Stoliki z rowerami wykonano z surowców wtórnych, a pedałując, generujemy „czystą” energię elektryczną.
Można pomyśleć – czego tu nie lubić? Idąc do Maca, możemy od razu spalić nieco kalorii i podładować telefon bez szkody dla środowiska. Super sprawa, prawda?
Otóż nie. Nie tylko mamy tu do czynienia z klasycznym greenwashingiem (działaniami pozorującymi bycie eko), ale też z pomysłem potencjalnie szkodliwym dla zdrowia. Pomijając bowiem fakt, że jedzenie w McDonald’s do najzdrowszych nie należy, to samo spożywanie pokarmu podczas wykonywania aktywności fizycznej jest dla naszego organizmu bardzo niewskazane.
Czym skutkuje jedzenie w biegu?
Eksperci ostrzegają, że osoby jedzące w ruchu są narażone na szereg nieprzyjemnych symptomów, takich jak:
- Zgaga i nadkwaśność, wynikającą z zaburzenia funkcjonowania dolnego zwieracza przełyku. Gdy jemy, ów zwieracz zamyka się, by uniemożliwić powrót trawionego jedzenia do przełyku. W czasie ruchu dolny zwieracz przełyku nie może ani otworzyć się na adekwatnie długo, ani zamknąć, a to powoduje przedostawanie się kwasu żołądkowego do przełyku.
- Niestrawność, wynikającą z niedokładnego przeżucia pokarmu. Pozostając w ruchu, nie przykładamy się dostatecznie do pogryzienia jedzenia na mniejsze kawałki, co skutkuje się osadzaniem go w przewodzie pokarmowym, zamiast wchłonięcia do krwioobiegu.
- Wzdęcia i gazy, wynikające z zaburzeń działania mięśni wspierających układ trawienny.
- Nudności, wynikające ze wszystkich powyższych symptomów.
- Nadmierna aktywność pęcherza, wynikająca z mimowolnych skurczów mięśni towarzyszących aktywności fizycznej. Jedząc przy „aktywnym” stoliku, może się nam częściej chcieć sikać.
I wbrew temu, co może się wydawać, ćwiczenie w czasie jedzenia wcale nie sprawia, że wchłaniamy mniej kalorii. Raczej zachęca nas do jedzenia jeszcze większych ilości jedzenia, bo niejako „oszukujemy” organizm, blokując prawidłowe sygnalizowanie sytości.
Trzymajmy więc kciuki, by europejski oddział sieci restauracji nie wpadł na podobny pomysł i nie zaczął nam sugerować, że jedzenie w ruchu jest fajne. Nie jest. W naszym zabieganym, zestresowanym, przebodźcowanym świecie posiłki powinny być chwilą na złapanie oddechu i uspokojenie skołatanych myśli. Nawet posiłki jedzone w McDonald’s.