Rosja budzi się z letargu. W 2030 roku marzy jej się... Wenus i Jowisz
Rosyjska agencja kosmiczna ma coraz więcej chęci na to, aby przywrócić Rosję do roli aktywnych, a nie tylko historycznych potęg kosmicznych. Czy to się uda? Nie wiadomo, ale Zeus może być początkiem tego procesu.
Holownik? Masz na myśli sondę kosmiczną?
Nie do końca. Otóż według bardzo ogólnych planów holownik o skromnej nazwie Zeus miałby najpierw polecieć do Księżyca, gdzie ze swego pokładu uwolniłby sondę, która poleci do Wenus. Następnie sam Zeus poleci do Wenus, gdzie wykorzysta asystę grawitacyjną do tego, aby dostarczyć inną sondę kosmiczną, która stamtąd poleci w podróż do Jowisza.
Cała misja Zeusa miałaby trwać 50 miesięcy. Jak na razie jednak badacze z Rosyjskiej Akademii Nauk skupiają się na zaplanowaniu trajektorii lotu samego holownika, jak i wynoszonych przez niego sond kosmicznych.
Rosyjscy inżynierowie są przekonani, że zasilanie jądrowe w przestrzeni kosmicznej może znacząco skrócić czas przemieszczania się między planetami Układu Słonecznego. Aktualnie podróż na Marsa i z powrotem trwa ponad 3 lata. Zasilanie jądrowe mogłoby skrócić ten czas o ponad 30 proc.
Rozwój technologii wykorzystania reaktorów jądrowych w przestrzeni kosmicznej może przyspieszyć realizację także innych projektów. NASA rozważa wykorzystanie takiego źródła zasilania do zaopatrywania w energię elektryczną załogowych baz księżycowych, które mogłyby zacząć powstawać pod koniec dekady.
Rosja budzi się z letargu
Już samo ogłoszenie projektu Zeus wskazuje, że w rosyjskim przemyśle kosmicznym coś się zaczyna dziać. W ciągu ostatnich miesięcy Roskosmos ogłosił plany budowy własnej stacji kosmicznej oraz wysłania w przestrzeń aparatu, który miałby wylądować na południowym biegunie Księżyca. Oby tylko na słowach się nie skończyło. To ostatnia chwila na to, aby dołączyć do trwającego już drugiego wyścigu kosmicznego, w którym aktualnie w czołówce są Chiny i Stany Zjednoczone.