Nie do zaorania. Jeśli to nie prima aprilis, to G-Shock pokazał właśnie najtwardszego ze smartwatchy
Jeśli ta premiera okaże się primaaprilisowym żartem, pęknie mi moje małe, geekowskie serduszko. G-Shock właśnie pokazał swój pierwszy zegarek z Wear OS. Tak, Panie i Panowie - mamy pierwszego inteligentnego G-Shocka.
Ileż czekaliśmy na taki produkt! Wiadomo było, że Casio małymi kroczkami zmierza w kierunku stworzenia inteligentnego zegarka o ponadprzeciętnej wytrzymałości. Wskazywały na to zarówno zegarki z serii ProTrek, jak i premiera modelu GBD-H1000, pierwszego G-Shocka wyposażonego w czujnik tętna i jako takie funkcje smart. Pisałem wtedy, że G-Shock doskonale wie, co robi: małymi kroczkami przyzwyczaja swoich wiernych fanów do tego, że czasy się zmieniają, a wraz z nimi muszą się też zmienić niezniszczalne zegarki Casio.
Casio G-Shock GSW-H1000 to pierwszy prawdziwy niezniszczalny smartwatch.
Z wyglądu GSW-H1000 wygląda łudząco podobnie do GBD-H1000, ale kluczowe jest to, co skrywa wzmacniana żywicą konstrukcja i wyświetlacz. Nie ma tu bowiem autorskiego systemu Casio, lecz mamy pełnoprawny Wear OS ze wszystkimi funkcjami smart, jakie tylko oferuje zegarkowy system Google’a.
Oczywiście nie byłoby to w stylu G-Shocka, gdyby na GSW-H1000 pracował interfejs identyczny z setką innych zegarków. Wear OS, co widać na załączonych grafikach, jest tutaj stylizowany w duchu legendarnego producenta zegarków. Dotyczy to nie tylko tarczy i motywu, ale także aplikacji - np. kompasu czy wykresu pływów charakterystycznych dla G-Shocków z serii Mudmaster, Rangeman czy Gulfmaster. G-Shock przygotował też swoją aplikację sportową z predefiniowanymi profilami, choć oczywiście można też skorzystać z Google Fit czy dowolnej innej aplikacji dostępnej na Wear OS.
Najwytrzymalszy smartwatch na świecie.
Miarą legendy niech będzie to, że nawet nie mając nowego G-Shocka w rękach, mogę bezpiecznie założyć, że nie istnieje wytrzymalszy smartwatch. Te zegarki są po prostu nie do zaorania. Nieważne, czy mówimy o klasycznym Mudmasterze czy nowoczesnym GBD-H1000 - żeby wykończyć G-Shocka, trzeba go rozjechać czołgiem.
Nie spodziewam się niczego innego po GSW-H1000. Wnętrze zegarka zamknięte jest w tej samej wytrzymałej obudowie, co inne G-Shocki odporne na zanurzenia do głębokości 200 metrów. Denko przykrywające podzespoły i szereg czujników - w tym optyczny pulsometr, pulsoksymetr, GPS, Bluetooth, barometr, etc. - zostało wykonane z tytanu.
Ekran otoczony jest zaś metalowym bezelem. Oczywiście przekłada się to również na rozmiar - GSW-H1000 będzie równie ogromny, co GBD-H1000, ale prawdę mówiąc, pomimo wielkich rozmiarów GBD-H1000 był jednym z najwygodniejszych zegarków, jakie kiedykolwiek nosiłem. Po GSW-H1000 oczekuję takiego samego komfortu.
Oczywiście oprócz legendarnej wytrzymałości pozostaje jeszcze inna kwestia - zaoferowania fanom marki użyteczności, do której przywykli. Dla przykładu, zegarek można obsługiwać zarówno dotykiem, jak i przyciskami na krawędzi obudowy. Przyda się to podczas korzystania z zegarka nad i pod wodą albo w rękawiczkach.
Skoro zaś o ekranie mowa, GSW-H1000 ma dwuwarstwowy wyświetlacz - kolorowy panel LCD o przekątnej 1,32” i rozdzielczości 320 x 300 px do obsługi interfejsu oraz monochromatyczny, zawsze włączony LCD, który wyświetla kontekstowe informacje z aplikacji i zawsze pokazuje godzinę. Fani G-Shocka z pewnością nie polubiliby się z zegarkiem, który tego nie potrafi.
Ów podwójny wyświetlacz ma rozwiązać bodajże największy problem smartwatchy i największy „odstraszacz” dla fanów klasycznych G-Shocków - czas pracy.
Casio na oficjalnej stronie produktu ani razu nie wspomina czasu pracy na jednym ładowaniu, więc można się spodziewać, że nie będzie on spektakularny. Zastosowanie monochromatycznej warstwy wyświetlacza powinno jednak wydłużyć go na znacznie więcej niż zwyczajowy dzień-dwa, jakie oferują inne smartwatche z Wear OS. W dokumentacji można wyczytać, iż podczas aktywnego użytkowania zegarek ma wytrzymać około 1,5 dnia, a z kolei przy korzystaniu głównie z funkcji pokazywania czasu ma działać nawet miesiąc.
Smartwatch marzeń.
Nawet najwytrzymalszy Garmin Tactix nie może się równać z wytrzymałością G-Shocków. To fakt, nie opinia. Nie istnieje inteligentny zegarek, który byłby w stanie zaoferować tak wszechstronną odporność na każde warunki i taki spokój ducha o noszony na nadgarstku czasomierz, jak robią to G-Shocki.
Przeciętne smartwatche to na tle G-Shocka, wybaczcie mi, filigranowe zabawki. Apple Watch, nawet włożony w najmocniejsze dostępne (tfu!, tfu!) etui nie jest w ułamku tak wytrzymały, jak G-Shock. Mój Garmin Fenix 6 wygląda jak zabawka, gdyby położyć go obok GBD-H1000 czy nadchodzącego GSW-H1000.
Takiego smartwatcha rynek potrzebował od lat, by przekonać nieprzekonanych. Nie licząc czasu pracy na jednym ładowaniu, GSW-H1000 odbija każdy argument antyfana smartwatchy: oferuje nieporównywalnie wyższą funkcjonalność od nawet najlepiej wyposażonego G-Shocka, jest odporny na wszystko i ma zawsze włączony wyświetlacz.
Nie wiemy jednak, kiedy i za ile będziemy się mogli o tym przekonać, bo Casio nie podało jeszcze ani oficjalnej daty wprowadzenia zegarka do sprzedaży nad Wisłą, ani jego polskiej ceny.
Za oceanem został jednak wyceniony na 700 dol., co po doliczeniu podatków daje nam cenę około 3200 zł. Zupełnie do przełknięcia dla fana G-Shocków z wysokiej półki. GSW-H1000 trafi na globalny rynek w połowie maja. Polska premiera pewnie będzie nieco później. Ja już nie mogę się doczekać, by zrobić z nim to samo, co zrobiłem z GBD-H1000 - zakopać w morskim piachu, opłukać w falach Bałtyku i z satysfakcją patrzeć, jak pomimo surowego traktowania zegarek nadal wygląda jak nowy.