Słońce w środku nocy. Latarka czołowa Mactronic Maverick - recenzja
Zimno i ciemno - taką ostatnio mamy pogodę, a biegać (i nie tylko) trzeba. Najczęściej wieczorem, kiedy po słońcu nie ma już ani śladu. Jak rozproszyć tę ciemność? Ja spróbowałem czołówką Mactronic Maverick.
Zacznijmy może od specyfikacji technicznej, która obejmuje:
- diodę XP-L Cree
- cztery tryby świecenia:
- możliwość regulacji zasięgu
- czujnik ruchu do włączania i wyłączania oświetlenia
- zasilanie akumulatorem 800 mAh albo trzema bateriami AAA
- wymiary 62 x 46 x 45 mm
- łączna masa 209 g (akumulator 97 g plus reszta 112 g)
- odporność na warunki zewnętrzne IP64
- czas ładowania akumulatora do pełna: 2,5 godziny
A skoro to mamy za sobą, można przejsć do standardowo najważniejszego:
Jak to świeci?
I uwaga - odpowiedzi jest kilka i zmieniają się dość płynnie, bo Maverick ma nie tylko kila trybów świecenia, pomiędzy którymi przełączamy się przyciskiem w górnej części obudowy, ale też tzw. tryb focus. Tym ustawieniem sterujemy z kolei obracając osłonę wokół obiektywu, co powoduje albo skupienie wiązki światła (wtedy faktycznie maksymalny zasięg może być bardzo duży, ale oświetlane pole jest ograniczone), albo jej rozszerzenie, ale przy utracie zasięgu.
Powyżej widoczny jest pierścień z regulacją i latarka w trybie najbardzie skupionym, w którym światło jest naprawdę punktowe. Przyznam, że niespecjalnie często korzystałem z tego trybu, bo korzystałem z tej latarki głównie podczas biegania (w mieście i po górach), a także podczas pieszych wędrówek. I w każdym z tych przypadków bardziej zależało mi na tym, żeby oświetlić jak największą przestrzeń tuż przede mną, a nie jakiś odległy punkt. Ale jeśli np. czegoś wypatrujemy w dali albo jest to nasze drugie/dodatkowe źródło oświetlenia - dlaczego nie (bez problemu założymy Mavericka na kask rowerowy).
Regulacja skupienia jest przy tym dość płynna, więc na szczęście nie jest to wybór między oświetlaniem albo wielkiej powierzchni, albo małej kropeczki. Są też wszystkie poziomy pośrednie.
Tak wygląda to natomiast przy maksymalnym rozszerzeniu oświetlanego obszaru. Co istotne, nawet w takim ustawieniu powierzchnia obiektywu jest dość mocno cofnięta, co prawdopodobnie pomoże jej uniknąć uszkodzenia przy pierwszej napotkanej gałęzi (zdarza się, co poradzić).
Ok, a teraz do rzeczy. Tak wygląda polowe laboratorium bez włączonej latarki czołowej:
Tak wygląda po uruchomieniu Mavericka w najmocniejszym trybie:
Tak wygląda w trybie średnim:
Tak wygląda w trybie najsłabszym, który nazwałbym zdecydowanie trybem ekonomicznym, ewentualnie pozycyjnym:
I jeszcze ten sam cykl, ale z nieco innej perspektywy. Mocno:
Średnio:
Słabo:
I hop, jeszcze raz. Mocno:
Średnio:
Słabo:
Oczywiście wszystkie zdjęcia były wykonywane na dokładnie tych samych, manualnych ustawieniach aparatu. Poza delikatną korektą nie zostały poddane żadnej obróbce (nie były też rozjaśniane). Latarka czołowa była ustawiona w tryb najszerszego strumienia światła.
I to dobre miejsce na kilka obserwacji.
Tryb najmocniejszy jest absolutnie bez zarzutu. Kolor światła jest przyjemny dla oka i nie męczy nawet podczas dłuższego biegania po ciemku, zasięg przy pełnej szerokości strumienia światła jest jak najbardziej satysfakcjonujący (choć nie oświetlicie w ten sposób całego lasu, nie liczcie na to) i ani razu nie miałem sytuacji, gdzie nagle np. zahaczyłem nogą o coś, czego wcześniej nie wyłapało światło. Zresztą widać to na zdjęciu - Maverick w trybie High wycina nawet w kompletnej ciemności równomiernie oświetlony okrąg światła, w którym aż chce się biegać.
I przyznam się od razu, że większość czasu biegałem właśnie w tym trybie. Głównie dlatego, że bieganie w całkowitych ciemnościach nie jest moją pasją i celem, a czołówka raczej służy mi w awaryjnych wypadkach, kiedy trafię na nieoświetlony teren podczas miejskich biegów, albo kiedy noc zastanie mnie podczas górskich wędrówek czy również górskiego biegania. W takich przypadkach deklarowane 2,5 godziny (realnie, zwłaszcza teraz przy minusowych temperaturach, troszkę mniej), starczyło mi na naprawdę wiele wypadów.
Drugi tryb, opisywany przez producenta jako średni, również powinien wystarczy w wiekszości przypadków, choć głównie przy mniej wymagajacym terenie. Dalej podłoże oświetlone jest bardzo dobrze, dalej zasięg pozwala wykryć większość przeszkód z wyprzedzeniem, ale jednak np. w górach nie ma aż takiego komfortu. Z drugiej strony, jeśli ktoś planuje przebiec w normalnym tempie jakiś nocny maraton, to musi skorzystać z tego trybu oświetlenia - powinien on posłużyć nam przez 5,5 godziny.
Tryb najsłabszy z kolei może nie jest tak bardzo słaby jak na zdjeciach, ale polegałbym na nim raczej jako na oświetleniu pozycyjnym, ewentualnie doświetlającym w mieście, gdzie latarnie miejskie są, ale nie rozstawiono ich przesadnie gęsto. Zdecydowanie nie pobiegłbym z takim światłem w zupełnie dziki teren. Z drugiej strony - latarka wytrzyma w tym trybie aż 21 godzin, więc zawsze coś.
I teraz można przejść do reszty kwestii.
Obsługa i wygoda noszenia (i jedna ciekawa sztuczka).
Jeśli chodzi o komfort noszenia tej czołówki, to nie mam większych zastrzeżeń. Jest wprawdzie dość ciężka (200 g na głowie to jednak 200 g), ale to właściwie tyle. Oba pasy do mocowania na głowie są wystarczająco szerokie i mają spory zakres regulacji - bez trudu dopasowałem ją do swojej dużej głowy i mniejszej głowy żony. Żadne z nas przesadnie nie narzekało też podczas biegania, chociaż ponownie - to nie jest ultra lekki sprzęt i nie da się udawać, że ma się wolą głowę.
Cieszy też dodatkowo szeroka regulacja kąta nachylenia latarki (prawie 90 stopni) i fakt, że blokada jest na tyle mocna, że nawet podczas biegania po górach nie składa się/rozkłada się poza naszą kontrolą. Czy ten mechanizm będzie tak samo sztywny po kilku latach użytkowania? Nie wiem, ale może się kiedyś przekonam.
Trochę muszę się natomist przyczepić do przycisku włączania i wyłączania.
O ile biegamy bez rękawiczek - jest nawet całkiem w porządku, choć nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego nie jest przysunięty do bocznej krawędzi urządzenia. W rezultacie - mimo że przebiegłem z nim naprawdę sporo - za każdym razem najpierw chwytam za róg urządzenia, a dopiero potem przesuwam palce w miejsce, gdzie przycisk faktycznie się znajduje.
Niestety w rękawiczkach - nawet cienkich - trafienie w ten przyciski inaczej niż na chybił trafił jest już bardzo skomplikowane. Dlatego też latarkę można...
... aktywować gestem.
Tak, stąd zresztą czujniki umieszczone obok obiektywu. Zasada działania jest banalnie prosta - włączamy latarkę przyciskiem, machnięcie ręką kilka lub kilkanaście centymetrów przed czujnikiem gasi ją, a kolejne machnięcie - uruchamia. I tak w kółko. Machniemy - włącza się. Machniemy - wyłącza. Proste? Proste.
Do tego w rękawiczkach niesamowicie wygodne, bo nie musimy niczego szukać na obudowie. I tak, trochę gadżeciarskie, ale życie bez gadżeciarstwa mogłoby być trochę nudne.
Czy to się sprawdza? Zdecydowanie. W związku z tym, że trzeba machnąć dość blisko (ale spokojnie, nie uderzymy się w nos i nie strącimy czołówki), skuteczność jest właściwie stuprocentowa. I zdecydowanie bardziej wolę machnąć, niż wciskać przycisk, przy okazji np. przestawiając sobie idealnie ustawioną czołówkę. Trzeba przy tym pamiętać o jednym - ta funkcja działa wyłącznie z najmocniejszym trybem świecenia. Nie możemy więc machnięciem właczać i wyłączać naszej latarki np. w trybie pozycyjnym.
Nie jest to jednak rozwiązanie całkowicie idealne. Szczególnie nie byłem jego fanem w sytuacji, kiedy biegałem bez rękawiczek. Nie mam przeraźliwie białych dłoni, ale każde machnięcie tuż przed oczami i oświetlenie wnętrza dłoni naprawdę intensywnym światłem powodowało dość skuteczne oślepienie. Funkcję też można przypadkiem włączyć np. rozmawiając z kimś i zawzięcie gestykulując albo przemieszczając się ciasnymi pomieszczeniami.
Co jednak może być dla niektórych istotne - funkcję tę da się wyłączyć. Ja ją lubię i z niej korzystam, ale zdecydowanie wtedy, kiedy mam czarne rękawiczki. I doceniłbym też lepiej rozegrany przycisk.
I jeszcze o akumulatorze...
Bo jest ciekawy z dwóch powodów. Po pierwsze - nie musimy z niego korzystać. Możemy tutaj wrzucić trzy paliszki (nie sprawdzałem, jak długo wtedy podziała latarka) i w ten sposób zasilać nasz sprzęt. Więc jeśli planujemy naprawdę długie wypady, nie musimy kupować drugiego akumulatora (nie wiem czy się da - na stronie producenta nie ma takiej informacji). Wystarczy stos baterii-paluszków albo akumulatorków.
Druga ciekawostka - akumualtor można, ba, nawet trzeba, ładować poza urządzeniem, co zresztą jest raczej standardem w tym segmence. Sama latarka nie ma żadnego złącza. Tyle dobrze, że dzięki temu jest faktycznie odporna na trudne warunki (sprawdzałem wielokrotnie w deszczu, nie mam zastrzeżeń). Z drugiej strony - czy regularne otwieranie i zamykanie nie wpłynie negatywnie na całą konstrukcję?
Bezdusykusyjny minus przynam z kolei za brak jakiegokolwiek wskaźnika poziomu naładowania. Latarka po prostu z czasem przełącza się na niższe tryby, ale to trochę słaba informacja. Wystarczyłoby chociażby kilka diod z boku urządzenia...
Warto czy nie?
Tak, chociaż jedno warto od razu zaznaczyć. To nie jest tani (ale też nie ekstremalnie drogi) sprzęt - jego producent wycenił go na ok. 196 zł i nie udało mi się znaleźć dużo tańszej oferty. Nie powiedziałbym też, że jest absolutnie niezbędny np. ludziom, którzy biegają po mieście albo szukają czegoś ekstremalnie lekkiego. Jeśli miałbym się jeszcze do czegoś przyczepić, to może do tego, że tryb średni ma aż 240 lm, natomiast tryb oszczędny - już tylko 30 lm. Nie wiem, czy nie przydałby się po drodze jeszcze co najmniej jeden. A, no i ten trochę nieszczęsny przycisk.
Poza tym jednak nie jestem w stanie wymyślić zbyt długiej listy wad - wręcz przeciwnie, jest tutaj sporo do chwalenia. Po pierwsze - latarka czołowa Mactronic Maverick po prostu bardzo dobrze świeci. Po drugie - możemy ją zasilać albo z akumulatora (szkoda, że nie ładowanego przez USB-C), albo z najzwyklejszych baterii/akumulatorów AAA. Po trzecie - jest odporna i na pył, i na opady deszczy (do pływania się nie nada). Po czwarte - ma regulację kąta świecenia. Po piąte - ma regulację skupienia strumienia świetlnego. Po szóste - ma przyjemny gadżet w postaci obsługi z wykorzystaniem gestów (nieprzekonani mogą przyznać punkt za opcję wyłączenia tego.)
I wreszcie po siódme - jest bardzo wygodna (szerokie, grubie pasy z regulacją) i najzwyczajniej w świecie chętnie zabierałem ją ze sobą w każdy teren i przy każdej aktywności. Kto wie, gdyby nie było już trochę zbyt późno na jazdę na rowerze, pewnie zabrałbym ją ze sobą nawet tam.