Bonjour! Dzień dobry! Asystent Google właśnie nauczył się tłumaczyć języki w czasie rzeczywistym
Bariery językowe znikają na naszych oczach. Od teraz każdy z nas będzie miał przy sobie własnego, prywatnego tłumacza symultanicznego – Asystenta Google.
Powiecie pewnie – nic nowego. Od dawien dawna można przecież wykorzystać aplikacje do tłumaczenia w telefonie, by sprawnie porozumiewać się zagranicą, lub odczytać menu w restauracji w niezrozumiałym języku.
To jednak, co teraz proponuje Google, to zupełnie inny poziom zacierania granic.
Asystent Google może tłumaczyć w czasie rzeczywistym
Pierwszy raz nowa funkcja została zapowiedziana już w ubiegłym roku na Google I/O, zaś w lutym poznaliśmy więcej szczegółów, gdy funkcja trafiła do niedostępnych w Polsce urządzeń stacjonarnych obsługujących Asystenta Google.
Dzięki nowej funkcji „tłumacza symultanicznego”, Asystent Google potrafi tłumaczyć rozmowę w wybranych językach w czasie rzeczywistym. Dla przykładu – meldując się w zagranicznym hotelu nie będziemy musieli tłumaczyć osobno swoich słów i słów recepcjonisty. Wystarczy uruchomić Asystenta Google, a ten zrozumie zarówno jedną, jak i drugą stronę, i przetłumaczy wymawiane w ojczystych językach słowa na żywo, w trakcie rozmowy.
Funkcja tłumacza właśnie trafia na wszystkie smartfony z Androidem i iOS, na których działa Asystent Google’a (iOS 10 i Android 7.1). Oznacza to, że niebawem niemal każdy posiadacz smartfona będzie nosił w kieszeni potężne narzędzie, niebywale ułatwiające komunikację z obcokrajowcami. Na ten moment wbudowany w Asystenta tłumacz potrafi porozumiewać się w 44 językach - w tym w języku polskim.
Na moich smartfonach nowa funkcja niestety jeszcze nie działa – Asystent Google na prośbę o tłumaczenie póki co odsyła mnie do aplikacji Tłumacz Google. Spodziewam się jednak, iż jak zwykle, trafi ona do wszystkich na przestrzeni kilku najbliższych tygodni.
Gdy tylko funkcja pojawi się na smartfonach redakcji, sprawdzimy jej użyteczność w praktyce.
Nigdy w historii nie byliśmy tak blisko porozumiewania się wspólną mową
Tolkienowska wizja „mowy wspólnej”, którą włada każde plemię równolegle z własnym językiem, nigdy nie była tak blisko urzeczywistnienia. W historii mieliśmy już wiele przykładów, gdy jeden z języków stawał się globalnie dominującym: łacina, francuski, hiszpański, teraz angielski. Nigdy jednak nie mieliśmy pod ręką narzędzi, które sprawiałyby, że nie znając żadnego z obcych języków możemy porozumieć się z drugim człowiekiem, który nie włada tym samym językiem, co my.
Naszą „mową wspólną” stała się technologia. I oczywiście, jako tłumacz z wykształcenia będę pierwszym, który powie, że technologia jeszcze przez długi, długi czas nie zastąpi żywego człowieka z odpowiednim wykształceniem językoznawczym, jeśli chodzi o poprawność i wierność tłumaczenia. Wszak tłumaczenie to nie tylko przekład języka, ale także kontekstu i wydźwięku.
Tym niemniej na potrzeby prostej komunikacji i zwyczajnego porozumienia podczas pobytu zagranicą, to, co oferuje współczesna technologia, dosłownie zwala z nóg.
Możemy psioczyć, że tłumaczowi Google’a czy Binga wciąż zdarzają się komiczne pomyłki, ale spójrzmy prawdzie w oczy – naszym dziadkom nie śniło się nawet, że tłumaczenie w locie przy użyciu maszyny noszonej w kieszeni kiedykolwiek będzie możliwe.
Teraz nie tylko jest możliwe, ale jest staje się też dostępne dla każdego. Na naszych oczach znikają bariery, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu wydawały się nie do przebicia.