Co piąty nośnik muzyki sprzedawany w Polsce to… płyta winylowa
Tak, mi też jest w to trudno uwierzyć, ale takie są fakty. Winyle sprzedają się coraz lepiej, co można było zaobserwować chociażby na tegorocznej edycji targów Audio Video Show.
Na początek garść ciekawych faktów: zysk ze sprzedaży winyli w Polsce w pierwszym półroczu 2019 r. wyniósł 5,3 mln zł. To o 38,7 proc. więcej, niż w pierwszym półroczu 2018 r. Aktualnie sprzedaż czarnych płyt odpowiada za 22 proc. sprzedaży wszystkich nośników z muzyką w Polsce.
Skąd mam te dane? Z prezentacji Andrzeja Puczyńskiego, który jest m.in. dyrektorem generalnym Universal Music Polska i prezesem zarządu ZPAV i był obecny jako jeden z prelegentów na dzisiejszej konferencji otwierającej 23. edycję Audio Video Show.
Skąd ta moda na winyle?
Nie ukrywam, że sam mam w domu gramofon i od lat kupuję czarne płyty, więc zdążyłem ten temat już dogłębnie przemyśleć. Nawet kilka razy. Moja kontrowersyjna teoria brzmi następująco: w czasach, gdzie za 20-30 zł mogę wykupić sobie bezproblemowy dostęp do ogromnej biblioteki muzyki, nośniki fizyczne - z praktycznego punktu widzenia - nie są nikomu do niczego potrzebne.
Ale są fajne. To trochę jak z e-bookami. Niby fajnie jest mieć kilkaset książek na swoim Kindle'u, ale jeszcze fajniej jest mieć swoje ulubione tytuły w formie papierowego wydania. Najlepiej jakiegoś ładnego, żeby ozdabiało półkę.
Z winylami jest bardzo podobnie. Przynajmniej u mnie jest bardzo podobnie. Od lat mam swój system zbierania płyt: jeśli jakaś płyta jest w miarę OK, oprócz dostępu do niej w ramach streamingu, lubię mieć ją na jakimś fizycznym nośniku. Tak żeby nie denerwować się, że Spotify znowu zaktualizowało swoją bibliotekę i wyrzuciło z niej daną pozycję - wierzcie lub nie, ale jeśli chodzi o artystów, których lubię, dzieje się to zbyt często.
No i mam też takie płyty, które nie dość, że bardzo lubię, to jeszcze ich wersje na winylu zostały super wydane. Nie wspominając już o tym, że z racji swoich rozmiarów płyty winylowe mają największe okładki i całe mnóstwo dodatków (książeczki z tekstami, niepublikowane zdjęcia kapel i inne tego typu bajery), z którymi po prostu fajnie się obcuje podczas słuchania samej muzyki.
O brzmieniu woskowanych płyt nie wspominam specjalnie, bo nie cierpię czytać znawców, którzy twierdzą, że żaden inny nośnik nie może równać się z winylem. To nieprawda.
Winyl brzmi specyficznie. Niektórzy kochają te trzaski (które wcale nie są urokiem tego nośnika, tylko oznakami zużycia albo igły, albo płyty, albo obydwu tych rzeczy), niektórzy je co najwyżej lubią, a niektórym brzmienie płyt odtwarzanych na gramofonie po prostu przeszkadza. Mi ono osobiście pasuje, ale nie mam na tym punkcie świra. O wiele lepiej kojarzą mi się trzaski na kasetach magnetofonowych, ale to już zupełnie inna historia, a ja powoli odbiegam od tematu.
Wracając więc do mojej kontrowersyjnej teorii: kupujemy winyle ze względu na ich walory dekoracyjne i z myślą o uhonorowaniu naszych ulubionych płyt. No i płytę winylową jest o wiele trudniej zgubić, niż płytę CD. Możecie mi w tej kwestii zaufać.
Jeśli chcesz zacząć swoją przygodę z winylami...
Polecam wybrać się na Audio Video Show 2019. Nie jest to bynajmniej impreza tylko i wyłącznie dla audiofili. Na terenie PGE Narodowego będziecie mogli porozmawiać z kilkudziesięcioma specjalistami od gramofonów i prawdopodobnie znaleźć większość (albo i wszystkie) waszych ulubionych płyt, wydanych na winylach na tamtejszej giełdzie.
Wbrew pozorom nie jest to wcale strasznie drogie hobby. No i wymusza na człowieku słuchania płyt w taki sposób, w jaki chcieliby ich twórcy: od początku do końca. Z przerwą na zmianę strony.