Lipidowe sutenerstwo, czyli tłusty obraz kobiecej telewizji w Polsce
A w ogóle, to nie opowiadałem wam jeszcze o moim nowym hobby. Jak nie oglądałem telewizji prawie w ogóle, tak ostatnio pasjami pochłaniam telewizję dla kobiet.
Jestem przedstawicielem poglądu, że człowiek po 30-tce się uwstecznia. I kiedy zmęczony po pracy szukam chwili relaksu, włączam sobie komedie z Adamem Sandlerem, zniesmaczony stwierdzam, że to jest zbyt ambitne i wtedy na ekranie telewizora już bez żadnych wyrzutów sumienia ląduje telewizja kobieca.
Moim ulubieńcem jest oczywiście TVN Style, ale nie tylko, tam potem wjeżdża TLC HD i kilka innych, które z jakiegoś powodu chciała mi podarować zamiast piłki nożnej kablówka.
I to jest inny świat. I mnie ten świat fascynuje
Jeśli miałbym w jednym zdaniu opowiedzieć, o czym jest telewizja kobieca, to w 70 proc. są to perypetie kobiet z co najmniej lekką otyłością, w wielu wypadkach z otyłością skrajną, a pozostałe 30 proc. to programy o gotowaniu dla kobiet, które też chciałyby być otyłe, ale jeszcze nie wiedzą jak.
Coś tam się jeszcze mieści (hehe) w ramówce, ale stopień w jakim te stacje żerują na grubych ludziach to swoiste lipidowe sutenerstwo. Historie wielkiej wagi, Rodzina wielkiej wagi, Sprawa wielkiej wagi, Kilogramy zbędnej skóry, Panny młode ponad miarę itd. - wymieniam z pamięci. Jeszcze w to wszystko, żeby nie było zbyt monotonnie, Doktor Pryszczylla. Sami się domyślcie o czym.
Konfrontacja ze światem kobiecej telewizji
Trudno mi jest tak do końca wejść w umysł kobiety. A telewizje kobiece starają się dobierać to, co jest chętnie oglądane przez ich telewidzki (i Kralkę).
Kobieca telewizja wygląda jak raj dla fetyszystów i to takich, których wyrzuca się z klubów fetyszystów. Spodziewałem się mody, makijażu, ploteczek, mebli, stylu życia, kultury. Tego nie ma albo wcale albo jest spłaszczone do minimum. Albo produkuje się coś polskiego, gdzie udało się sprzedać product placement, albo otyłych Amerykanów. Ramówka jest przerażająco wręcz monotonna. Tam nie ma jakiegoś fat-shamingu czy porad, jak schudnąć, to po prostu dokumenty i reportaże na temat osób, które doszły do etapu 300 kg. To nie są zwykłe grubcie, których nie brak w naszej redakcji i na polskich ulicach. To historia o ludziach, którym życie wymknęło się spod kontroli. Niejeden wybitny fizyk w swoim życiu nie dorobi się takiego dokumentu.
Mnie ten fenomen fascynuje. Jego skala, bo przecież są to treści - wydawałoby się - raczej egzotyczne tematycznie, niezbyt interesujące, podchodzące pod specyficzną, współczesną formę turpizmu.