REKLAMA

Insta inspiracje: Wysoki Śląsk to wysoki poziom zdjęć z drona. Poznajcie twórców tego projektu

Tycjan Trzpioła i Katarzyna Makowska opowiedzieli mi, jak dolecieli do nowego regionu w Polsce, czyli Wysokiego Śląska. Nie zabrakło historii tracenia drona i szczęśliwego odzyskiwania go, praktycznych rad, ale i miłości do lokalnej ojczyzny.

03.01.2019 13.16
Wysoki Śląsk
REKLAMA
REKLAMA

Pokochałem zdjęcia z projektu „Wysoki Śląsk” nie tylko ze względu na świetną kolorystykę, wspaniałe kadry i niecodzienne spojrzenie, ale dlatego, że mogę odkrywać mój ukochany Dolny Śląsk z perspektywy, jakiej do tej pory prawie nikt nie pokazywał. Tycjan i Kasia od ponad roku prowadzą wspólnie ten inspirujący profil. Dla mnie to najbardziej smakowity wizualnie i koncepcyjnie polski projekt dronowy, który odkryłem w 2018 roku. Przy okazji wystawy podniebnych kadrów z „Wysokiego Śląska” postanowiłem spotkać się osobiście z jego autorami i porozmawiać o tym, jak powstaje projekt, skąd wziął się pomysł na jego rozpoczęcie oraz o różnych wyzwaniach i trudnością związanych z lataniem dronami w Polsce.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862900"
Pole Rzepaku na Dolnym Śląsku. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk

Krzysztof Basel, Spider's Web: Ponad roku temu rozpoczęliście zdjęcia w nowym rejonie Polski - Wysokim Śląsku. Jak tam trafiliście?

Kasia Makowska, Wysoki Śląsk: Wysoki Śląsk to Dolny Śląsk widziany z wysoka. Nazwa powstała spontanicznie, ale była naturalna. W zeszłym roku w czasie jednej z podróży po Dolnym Śląsku Tycjan miał drona w plecaku i szykowaliśmy się do kolejnych zdjęć z powietrza. W czasie rozmowy stwierdziliśmy, że warto byłoby te zdjęcia gdzieś pokazać, a nie chować do przysłowiowej szuflady.

Tycjan Trzpioła, Wysoki Śląsk: Miałem chwilę zawahania, że jak wrzucę te zdjęcia na swój prywatny profil na Facebooku to moje fotografie przepadną, do nikogo nie dotrą. A mi zależało, aby coś z tymi zdjęciami dalej zrobić. Chciałem pójść trochę śladami Wojtka Radwańskiego, którego od dawna śledzę, a który to prowadzi projekt o Bałtyku. Skoro on może to my też, tylko u nas, na Dolnym Śląsku. Postanowiliśmy połączyć promocję swoich prac z promocją Dolnego Śląska. I tak założyliśmy profil Wysoki Śląsk. Sam zaprojektowałem logo i ruszyliśmy.

Dużo podróżujecie, ale jednak najbardziej interesuje was Dolny Śląsk. Co jest w tym rejonie takiego niezwykłego?

K: Rzeczywiście dużo podróżujemy, szczególnie Tycjan, ale zawsze tu wracamy. To stąd oboje pochodzimy, a najbardziej kochamy weekendowe, lokalne wypady w czasie których odpoczywamy i się inspirujemy. Chcemy pokazać te rejony, te wszystkie piękne, małe miejscowości i wsie, ale z zupełnie innej perspektywy. Drony latają nad tymi miejscami od niedawna i nie ma zbyt wielu naprawdę dobrych fotografii, które by eksplorowały ten temat.

Chcemy, aby osoby z tych miejsc były zaskoczone naszymi kadrami, zaskoczone widokiem na swoje dobrze znane okolice. A inni ludzie przekonali się do odwiedzenia Dolnego Śląska, bo jest naprawdę piękny.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862882"
Zapora Centrum we Wrocławiu. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk

T: Pochodzę z Legnicy, gdzie wiele osób fotografuje to miasto w podobny sposób, podążając za już otartymi schematami. A dokładnie to robią zdjęcia na tym samym osiedlu, na którym można uchwycić wiele geometrycznych kadrów. My kiedyś przeszliśmy się do parku w okolicy i stamtąd wykonaliśmy kilka zupełnie innych zdjęć z powietrza. Niektóre trafiły nawet do lokalnego kalendarza Legnicy. To przykład na to, że wciąż można eksplorować nawet z pozoru dobrze znane miejsca w Polsce i robić to w świeży sposób.

Skąd bierzecie inspiracje do kadrów?

K: Różnie. Są miejsce, gdzie wydaje się nam, że da się tam zrobić dobre zdjęcia. Planujemy sobie wizytę w takich miejscach z wyprzedzeniem. Mimo wszystko jednak, nawet już tam będąc, trzeba sporo polatać, poszukać, popróbować. To nie jest tak, że przeglądamy sobie mapy i ustalamy, że tu zrobimy zdjęcie. Tu raczej chodzi o przybliżenie jakiegoś rejonu, gdzie już na miejscu szukamy dobrych zdjęć z powietrza.

Na przykład Hala Stulecia. To na tyle ciekawa i charakterystyczna budowla, że można się spodziewać imponujących kadrów z powietrza. I rzeczywiście hala wygląda fantastycznie z góry. Tyle, że jak już tam fotografowaliśmy to polecieliśmy w prawo, w lewo, poszukaliśmy różnych kadrów dookoła, z innych perspektyw. Zwykłe, klasyczne kadry nas nie zadowalają.

T: Jeśli wiem, że będę latać w określonym rejonie to przeglądam też Google Maps w poszukiwaniu geometrii. Geometrii, która może być ciekawa.

Podróżujecie, aby fotografować czy fotografujecie przy okazji podróży?

K: Przede wszystkim podróżujemy. Kochamy podróżować. Perspektywa siedzenia w domu i nic nierobienia nas zabija. Każdą możliwą chwilę spędzamy aktywnie. Za podróżami idzie fotografia i miłość do Dolnego Śląska.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862885"
Boisko w rejonie ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk

T: Zdarzają się takie weekendy, kiedy nigdzie nie wyjeżdżamy. Czasami wtedy sam wstaję o 5:00 rano i jadę we wcześniej upatrzone miejsce we Wrocławiu, aby zrobić zdjęcia przy dobrym świetle, w odpowiednim momencie, kiedy nie będzie tam samochodów i ludzi.

To wszystko się razem pięknie układa. Czym zajmujecie się zawodowo? Przypuszczam, że ma to wpływ na projekt.

T: Zawodowo jestem filmowcem, fotografem, grafikiem. Z grafiką byłem związany od początku swojej drogi zawodowej, ale z czasem to się przerodziło w fotografię i filmowanie. A dodatkowo zawodowo podróżuję. Staram się te wszystkie pasje połączyć - z każdej podróży przywozić mnóstwo zdjęć i filmów, aby pokazać codzienne życie i kulturę. Te międzynarodowe produkcje i fotografie można zobaczyć na moim prywatnym profilu. To są rzeczy, o których zawsze marzyłem.

K: Na co dzień pracuję w korporacji jako Brand Manager. Wysoki Śląsk jest dla mnie fajną odskocznią od pracy. Myślę, że dobrze się w tym odnajduję. Tycjan daje mi „mięsko”, czyli zdjęcia, filmy i grafiki, a ja zajmuję się ich promocją, robię zamieszanie.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862906"
Odra na poziomie Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk

Znakiem charakterystycznym zdjęć z projektu Wysoki Śląsk jest kompozycja oraz moje ulubione barwy. Tycjan, jak nauczyłeś się obrabiać zdjęcia? To jest jakaś pochodna gradingu z filmów?

T: Pracuję jako filmowiec dobre 8 lat, ale cały czas uczę się gradingu. Kolory zdjęć rzeczywiście przyszły trochę z filmów, ale też trochę śledzę trendy. Bazując na tym eksperymentuję, tworzę swoje własne kolory. Porównuje kolorystykę, którą widzę i chcę przenieść na ekran komputera. Dopracowanie swoich własnych presetów, które są bazą do dalszej obróbki, zajęło mi ponad miesiąc. Mam odpowiednie ustawienia bazowe do konkretnych pór roku, warunków oświetleniowych. No i na tym sobie eksperymentuję, ciągle coś tam zmieniając. Obróbka jednego zdjęcia czasami zajmuje mi nawet godzinę. I to przy założeniu, żeby nie „sprzątać” zdjęć - nie oczyszczać ich ze śmieci, samochodów, ruin. Chcemy pokazywać prawdę i jak najmniej ingerować w kadry.

Dużo latacie nad Wrocławiem. Czy zdarzyło się, że w niebie mieliście bliskie spotkanie z innym dronem?

T: Raz mi się to zdarzyło. Latałem o poranku w okolicach Wyspy Słodowej we Wrocławiu. Po chwili usłyszałem, że w bliskiej okolicy lata inny statek powietrzny. Nie mogłem namierzyć operatora, nie wiedziałem czy ma na sobie kamizelkę, gdzie jest, jakie ma plany. Automatycznie zakończyłem zatem zdjęcia dla bezpieczeństwa własnego i innych. Mogę wrócić do tego miejsca innym razem, kadr nie ucieknie. Pogoda może się zmienić, ale bezpieczeństwo ponad wszystko. I każdemu doradzam, aby tak do tego podchodził. Zarówno w Polsce, jak i za granicą, gdzie przecież jest inne prawo, mogę być zupełnie inne zasady dotyczące latania dronami.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862903"
Czarna Góra. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk

Jaką masz procedurę latania w mieście?

Przede wszystkim staram się znaleźć ustronne miejsce w mieście, gdzie nie ma ludzi. Jeśli w danym miejscu jest tłoczno to nie puszczam drona. Ważne jest też, aby nie było ciasno. Nie polecę np. w wąskiej uliczce lub w miejscu, gdzie jest dużo drzew. Potrzebuję mieć chociaż ok. 4 m wolnej przestrzeni dookoła siebie, aby wznieść drona. Muszę być też pewny, że w moim otoczeniu nie ma nikogo, kto do mnie podbiegnie i zacznie zaczepiać. To tyczy się akurat nie tylko latania w mieście, ale też praktycznie każdej przestrzeni, w której latamy.

Kasiu, pomagasz w tym Tycjanowi?

K: Tak, często latamy razem. Tycjan pilotuje drona, ale ja odpowiadam za sprawdzenie tego, co się dzieje dookoła. A ludzie niestety mają manierę podchodzenia do dronów i traktowania ich jak zabawki. Czasami rodzice wręcz zachęcają dzieci do „zabawy” z dronem. To jest niebezpieczne. Dzięki temu, że ja kontroluję sytuację dookoła, Tycjan może spokojniej latać.

Jakich rad udzieliłbyś osobie, która zaczyna swoją przygodę z lataniem dronami? Poza tym, aby latać z pomocnikiem.

T: Podzielę się ważną radą, która jest istotna dla każdego - zarówno profesjonalistów, jak i osób amatorsko latających. Bez względu na to czy latam w nowym miejscu we Wrocławiu czy gdziekolwiek indziej, zawsze kalibruję drona przed lotem. Czuję się wtedy spokojniej i wiem, że jest dużo większa szansa na to, że dron w razie czego wróci dokładnie w miejsce z którego wystartował.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862909"
Wesołe miasteczko na placu Społecznym we Wrocławiu. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk.

Kalibracja to podstawa.

T: Zgadza się, ale wiele osób początkujących nie kalibruje dronów przed lotem. No chyba, że już aplikacja wymusi kalibrację, jak często dzieje się to np. w DJI Mavic Air. Niestety, wiele osób nie ma pojęcia co to jest kalibracja, jak się ją przeprowadza i do czego służy. Sam miałem z tym problemy na początku.

Brzmi groźnie.

T: I było groźnie. Kiedyś nie skalibrowałem drona, wystartowałem i na koniec musiałem łapać urządzenie na kontrolerze, bo mi uciekało. Dron miał problem z satelitami, chciał wylądować, ale nie potrafił odnaleźć miejsca, z którego wystartował, a w dodatku akumulator się niestety kończył. Dron celował zatem... w jezioro. Po tej sytuacji doszedłem do wniosku, że będę kalibrować drona za każdym razem, aby uniknąć powtórki.

Jakie są jeszcze inne częste błędy początkujących?

T: Oddawanie kontrolera innej osobie. Znam wiele przypadków, kiedy jeszcze na ziemi coś się działo z dronem i operator oddawał kontroler do rąk innej osoby, która przecież nie musi się na tym znać. Sam w tym czasie próbował coś zrobić z dronem. I czasem podczas takich manewrów dochodziło do odpalenia śmigieł przez przypadkowe poruszenie gałek na kontrolerze. To coś, czego nigdy nie robię.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862897"
Odra. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk

Oprócz tego, zawsze trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Śledzić nie tylko to, co widać na ekranie, ale też dookoła drona, mieć z nim kontakt wzrokowy. Niektórzy zbyt mocno wierzą tylko w podgląd z kamery. Trzeba być świadomym stanu akumulatora, kalkulować czy starczy nam energii, aby dron spokojnie i bezpieczenie wrócił, a nie na ostatnich dwóch czy trzech procentach. Ważne jest też, aby kontrolować miejsce lądowania.

Kiedyś miałem przygotowane, odgrodzone lądowisko dla drona, ale mimo to małe dziecko uciekło mamie i niespodziewanie chciało złapać lądującego drona. Takie sytuacje mogą być bardzo niebezpieczne, jeśli nie sprawdzamy też sytuacji na żywo, a nie tylko przez podgląd z kamery. Całe szczęście kolega chwycił dzieciaka za kurtkę, bo mogłoby się to skończyć tragedią.

Zdarzyło mi się, że ktoś chciał piłką strącić mojego drona. Tak dla zabawy.

Może wleciałeś nie tam, gdzie trzeba i komuś się to nie spodobało?

T: Nie, latałem na otwartej przestrzeni. Ale rozumiem, że ludzie mogą nie lubić dronów, które wlatują tam, gdzie oni sobie nie życzą. Szanuję ich przestrzeń prywatną. Nie latam nad domami, w okolicach klasztorów. Co ciekawe, w Sieci można zobaczyć sporo fotografii klasztorów. A przecież to są miejsca święte, tam mieszkają mnisi i to brzęczenie dronów może im przeszkadzać w modlitwie czy pełnieniu swoich zadań.

Zdarzyło ci się zgubić drona?

T: Wiele, wiele razy myślałem, że już zgubiłem drona. Ostatnio w Norwegii, już się nawet z nim pożegnałem, byłem pewien, że go nie znajdę. Czujnik nie wyczuł kamienia wystającego na grani. Dron w niego uderzył, straciłem nad nim panowanie i zleciał. Skończyło się 20-minutowym trekingiem o wysokości 400 m w górę z dwoma plecakami. Pikanterii całej sytuacji dodawał fakt, że zbliżała się wielka burza. Musiałem dobiec do niego szybko. Ale udało się.

Przerabiałem różne sytuacje. Raz wyleciałem dronem w górach, ale nie sprawdziłem, że było zagrożenie orkanem. Nagle zaczął wiać wiatr o prędkości 100 km/h. Walczyłem z dronem, aby go bezpiecznie sprowadzić na ziemię chyba z pół godziny.

 class="wp-image-862888"
Jakuszyce. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk

Czego cię te sytuacje nauczyły?

T: Obserwuję pogodę. Jeśli widzę, że jest silny wiatr to nie ryzykuję. Dron to urządzenie, które sporo kosztuje, może też zrobić krzywdę. Lepiej dmuchać na zimne niż potem gasić pożar.

Z jakich źródeł sprawdzasz pogodę?

T: Z różnych. Zaczynam od systemowej appki na iPhonie, ale sięgam też po aplikację Pogoda.pl. Czasem sprawdzam też na stronie Instytutu Meterelogicznego. Do tego korzystałem z UAV Drone, ale już kilka razy się naciąłem, prognoza mnie zawiodła. No i oczywiście patrzę na bieżąco, co się dzieje na niebie.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862894"
Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk

A co powiesz o aplikacji Drone Radar?

To fajna aplikacja ułatwiająca latanie w strefach, które są ustalone, ale nie powinno się na niej w pełni polegać. To są słowa, które usłyszałem w trakcie kursu, kiedy robiłem licencję na latanie. Jej dane nie są aktualizowane co godzinę, tylko co dzień, dwa, a sytuacja może się zmieniać dużo szybciej. Te strefy mogą być nie do końca precyzyjnie określone. W miarę możliwości dobrze jest potwierdzać dane z tej aplikacji z Urzędem Lotniczym, szczególnie w przypadku bardziej zaawansowanych lotów komercyjnych. Fajnie, że istnieje taka aplikacja, jak Drone Radar, ale dla bezpieczeństwa trzeba też polegać na innych źródłach.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862915"
Kasia Makowska, Tycjan Trzpioła i ich pies Taj. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk.

To naprawdę jest aż tak istotne? Co może się stać, jeśli nie sprawdzimy dokładnie strefy, w której chcemy latać?

T: Wbrew pozorom to bardzo istotne. Zdarzają się bardzo różne, niebezpieczne sytuacje. Na przykład, słyszałem o sytuacji, kiedy operator latał sobie dronem, a tu nagle niedaleko na niebie pojawiła się awionetka.

Jakim dronem latasz?

Moim pierwszym dronem, który miałem w rękach, był DJI Phantom 4. To była nówka sztuka. Kolega go kupił i przywiózł na plan zdjęciowy. Poprosił mnie, abym go pilotował. To był jego ogromny błąd, bo ja nie miałem żadnego doświadcznia w lataniu no i szybko rozbiłem go na drzewie.

Ta niezbyt fortunna przygoda sprawiła, że zainteresowałem się dronami na poważnie. Niedługi potem kupiłem Phantoma 3 Advancded, ale sprzedałem go po miesiącu i przesiadłem się na DJI Mavic Pro. I tym dronem latam cały czas. Ten dron przejechał ze mną pół świata, zaliczył mnóstwo zamoczeń, upadków, zahaczeń. Na Isladni latałem z nim nawet w lekkim deszczu, zanim wylądowałem. To dron, którego nie chciałbym zamienić na żaden inny model, poza Mavic Pro 2.

Wysoki Śląsk class="wp-image-862876"
Muzeum Współczesne we Wrocławiu. Fot. Tycjan Trzpioła / Wysoki Śląsk.

Ile ma wylatanych godzin w powietrzu?

T: Grubo ponad 30 godzin. Trudno powiedzieć jednoznaczenie czy to dużo czy mało. Producent nie podaje żywotności. Niektórzy mogą stwierdzić, że 30 godzin w powietrzu to wcale nie jest dużo. Warto jednak wziąć pod uwagę także inne czynniki świadczące o eksploatacji drona, czyli w jakich warunkach latał. Nasz dron to prawdziwy weteran. Samych kompletów śmigieł zużyłem chyba z 15.

REKLAMA

W ramach akcji w serwisie PolakPotrafi.pl zbieraliście środki na zakup wymarzonego Mavica Pro 2. Udało się!

Tak, to ogromny sukces. Bardziej niż faktyczne środki na zakup nowego drona cieszy nas ogromne zaangażowanie i wsparcie od osób, które obserwują nasz projekt. Przez ostatnie dwa miesiące usłyszeliśmy więcej ciepłych słów, niż jesteśmy w stanie udźwignąć, co oczywiście dało nam ogromną motywację i chęci do dalszego działania. Już teraz zbieramy siły i materiały do kolejnych publikacji - zarówno Święta jak i Nowy Rok spędziliśmy podróżniczo na Dolnym Śląsku polując na bajeczne, zimowe kadry. Mavic Pro 2 powinien dołączyć do naszego zespołu w drugiej połowie stycznia, nie możemy się więc już doczekać nowej jakości w Wysokim Śląsku. Raz jeszcze dziękujemy i zapraszamy po więcej!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA