Resident Evil 2 jest najbardziej klimatyczny wtedy, gdy zapłacicie ekstra za świetny dodatek audio
Jestem posiadaczem Resident Evil 2 w cyfrowej wersji Deluxe. W pakiecie z grą otrzymałem garść skórek dla bohaterów, a także motyw dla konsoli PS4 oraz dodatkową broń. To jednak mało istotne fanty, które nie mają większego znaczenia. Co innego ostatni z dodatków - ustawienie Original Ver. Soundtrack Swap. Bez niego nowy horror jest odczuwalnie gorszy. Nie przesadzam.
W mojej recenzji Resident Evil 2 możecie przeczytać, że gra jest kapitalna, ale niestety nie błyszczy na płaszczyźnie ścieżki dźwiękowej. Nowe kawałki są nijakie i płaskie. Pasują do ogólnego klimatu gry, ale muzyka nie wyróżnia się w żaden sposób. Nie broni się jako autonomiczny twór. Nie jest wartością samą w sobie. Co innego kawałki z oryginalnego Resident Evil 2 (1998 r.), które przeszły do legendy.
Trio kompozytorów - Masami Ueda, Shusaku Uchiyama oraz Shun Nishigaki - stworzyło coś wyjątkowego.
Gdy myślimy o niepowtarzalnej muzyce w interaktywnym horrorze, najczęściej przychodzi nam do głowy genialny Akira Yamaoka. Jego obłąkańcze, ale i romantyczne utwory napisane dla serii Silent Hill są nie do podrobienia. Kompozycje Yamaoki stały się jakością samą w sobie, rozsławiając gry oraz samego kompozytora. Resident Evil nigdy nie osiągnął podobnego muzycznego sukcesu. Jeśli jednak którakolwiek odsłona gier zbliżyła się do utworów granych na Cichym Wzgórzu, będzie to właśnie Resident Evil 2.
Rozpoczynający się od bicia dzwonu The Front Hall jest absolutnie nie do podrobienia. Jeśli ktokolwiek grał w Resident Evil 2 z 1998 r. dłużej niż godzinę, od razu rozpozna ten kawałek. Po prostu nie da się go zapomnieć. Piękne i szczegółowe tła 2D, pusty i tajemniczy komisariat, masa zagadek i przedmiotów do znalezienia… The Front Hall zdecydowanie definiuje kultowe RE2. Nadaje tożsamość całej pierwszej części gry, rozgrywanej w murach posterunku Raccoon City.
Szczególnie dobrze wspominam także kawałek The Library. Utwór wzmacniał poczucie wielkiej, złowieszczej tajemnicy wiszącej nad miastem. Gracz od razu czuł, że coś jest nie tak. Że za epidemią zombie skrywa się jakaś bardziej skomplikowana historia. Spisek mrocznych sił niemal dało się poczuć nosem. Posterunek policji był jedynie wierzchołkiem góry lodowej, a gdzieś tam w tle majaczyły potężne korporacje oraz umowy rządowe.
Nowe Resident Evil 2 to kapitalna gra, lecz o mało wyrazistej muzyce.
Współczesne kompozycje Capcom Sound Team są gdzieś tam w tle. Nie przeszkadzają, nie psują klimatu, ale również nie budują wyjątkowej tożsamości gry. Przeszedłem oba scenariusze dla dwóch grywalnych postaci. Mimo tego nie pamiętam ani jednego utworu. Żaden kawałek nie zapadł mi w pamięci. No, może tym przygrywającym podczas walki z finalnym bossem Leona. Odtwarzam sobie właśnie OST z nowego Resident Evil i mówię sam do siebie: - to naprawdę leciało podczas rozgrywki? Kompletnie tego nie pamiętam.
Właśnie dlatego ścieżka dźwiękowa to jeden z moich największych minusów w recenzji Resident Evil 2 na Spider’s Web. Muzyka nie jest zła per se. Jednak na tle kompozycji z 1998 r. wypada bardzo, bardzo blado. Jest jednak sposób, aby podnieść poziom doświadczenia dźwiękowego o przynajmniej kilka oczek. Niestety, trzeba za to dodatkowo zapłacić, co nie każdemu się spodoba.
Soundtrack Swap to ustawienie dla posiadaczy RE2 Deluxe, ale nie wyobrażam sobie gry bez tego dodatku.
W opisie ofertowym wersji Deluxe możecie przeczytać, że Original Ver. Soundtrack Swap pozwala podmienić muzykę oraz efekty dźwiękowe na te z 1998 r. To prawda, ale niepełna. Ustawienie nie sprawia, że wszystkie pliki audio zostają podmienione na odpowiedniki sprzed dwóch dekad. Do nowej gry trafia raptem kilka klasycznych dźwięków oraz kilka kultowych utworów. Dlatego nie liczcie na pełen powrót do przeszłości.
Na szczęście Capcom wybrał najbardziej charakterystyczne audio. Odwiedzając posterunek policji jako Claire znowu przygrywał mi niesamowity The Front Hall. Byłem zaskoczony, jak bardzo kultowy kawałek pasuje do nowego, trójwymiarowego środowiska. Powrót do nowej ścieżki dźwiękowej wydawał się w tym momencie idiotyzmem. Klasyczny OST przebija świeże kompozycje o kilka długości. Jestem przekonany, że poczuł to sam Capcom, dodając kultowe kawałki do nowej gry. Szkoda, że tylko dla posiadaczy wersji Deluxe.
Magię dawnych lat budują również stare efekty dźwiękowe. Interfejs ponownie staje się pełen charakterystycznych elektronicznych beepów, których nie można pomylić z żadną inną grą. Zapisywanie rozgrywki przywołuje dźwięk maszyny do pisania, a do pomieszczeń z możliwością zapisu powraca kultowy utwór Secure Place. Coś wspaniałego. Gdy rozegrałem nowy scenariusz z klasycznym audio, bawiłem się odczuwalnie lepiej. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. To jak awans o pół oczka na 10-stopniowej skali ocen.
Tym bardziej wielka szkoda, że „prawdziwego“ Residenta usłyszą tylko bogatsi gracze.
Original Ver. Soundtrack Swap powinien znaleźć się również w podstawowej wersji gry. Również dla dobra samych producentów. Ustawienie dźwiękowe to coś więcej niż smaczek pokroju skórek dla bohaterów. Mówimy o elemencie, który sprawia, że Resident Evil 2 staje się lepszy. Tak naprawdę, wymiernie lepszy. Gra silniej oddziałuje na gracza. Buduje lepszy klimat. Dodaje atmosferę tajemnicy. Wprowadza dziwne, magiczne wręcz poczucie melancholii.
Niestety, posiadacze podstawowej wersji gry nigdy tego nie poczują. Uważam to za gigantyczną stratę. Oczywiście nie mam zamiaru naciągać czytelników Spider’s Web na edycję Deluxe. Miłośnicy survival horroru tak czy siak będą bawić się doskonale, nawet z podstawową wersją produktu. Wyrażam za to smutek, że prawdziwą atmosferę RE2 można usłyszeć wyłącznie płacąc ekstra.
PS Gdyby ktoś szukał audio w lepszej jakości, oryginalna ścieżka dźwiękowa z Resident Evil 2 (1998) znajduje się także na Spotify.