Tych rzeczy konkurencja powinna się nauczyć się od Netfliksa
Dużo oglądam w sieci. Całe godziny spędzam na śledzeniu nowych programów telewizyjnych i seriali. Wiem, co zaraz powiecie. Powiecie, że mam za dużo czasu. A ja wam odpowiem: to część mojej pracy. I ta też potrafi zirytować, zwłaszcza kiedy ma się do czynienia z urokami polskiego rynku VOD.
Ostatnie tygodnie spędziłam z kilkoma serwisami VOD. Oglądałam programy i seriale w TVN-owskim Playerze, polsatowskiej ipli, VOD TVP, Showmaksie, Netfliksie i HBO GO. Z danym serwisem spędzałam albo jeden odcinek jakiegoś show, albo długie godziny, które - bez owijania w bawełnę - można nazwać maratonem.
Po kilkudziesięciu godzinach z polskim rynkiem VOD stwierdzam jedno: konkurencja ma się czego uczyć od platformy Netflix.
Abstrahując od samej oferty, bo tutaj trudno wyrokować, co jest lepsze, gdyż lepsze jest to, co się komu podoba, Netflix sprawia po prostu, że oglądanie jest przyjemne. Że nie musisz się o nic martwić. Nie musisz zastanawiać się, na którym odcinku skończyłeś seans z sezonem serialu i oglądać po raz dziesiąty tego samego otwarcia produkcji. Bo Netflix, a raczej jego twórcy, zdaje się doskonale rozumieć potrzeby serialo- i filmomaniaków. Jest bezszelestny, jest - i to zaleta - transparentną platformą, której nie widać. Bo działa najlepiej, jeśli chodzi o rodzimy rynek VOD. I działa po prostu zadowalająco, nie rodząc technicznych problemów.
Wiem, że poniekąd trudno porównywać Netfliksa i ogólnodostępne serwisy, z których korzystać można bezpłatnie, ale moje zarzuty nie dotyczą obecności reklam w VOD TVP czy Playerze (w ipli, na szczęście, reklam w trakcie odcinka nie uświadczymy), więc nie na tym będę się skupiać. Chociaż moja wrodzona złośliwość nie pozwala mi przemilczeć faktu, że zarówno w VOD TVP jak i w Playerze od TVN-u reklamy zawsze działają bez zarzutu i są wyświetlane od początku do końca (co więcej, gdy są emitowane, nie możemy przełączyć karty w przeglądarce, bo wówczas nowa reklama się nie włączy i nie doczekamy się początku upragnionego odcinka serialu), czego nie można powiedzieć o właściwym programie, który włączyliśmy do obejrzenia.
Netflix: zalety - dlaczego ten serwis wygrywa z innymi?
Netflix się nie zacina i nie wie, co to "przerwa techniczna".
Problemy pojawiły się jedynie wtedy, kiedy próbowałam oglądać Orange Is the New Black w... PKP Intercity. A jak wiadomo, tam internet po prostu nie działa. Nie dało się wówczas jeszcze pobrać odcinków na urządzenie mobilne i oglądać ich offline. Teraz możemy i to całkowicie eliminuje takie sytuacje, dopóki - oczywiście - mamy miejsce np. na tablecie, ale to już nie kwestia techniczna Netfliksa.
Natomiast problemy z tzw. buforowaniem, jeśli chodzi o Player czy TVP, miałam prawie za każdym razem. Zdarza się, że odcinek się zacina, wyświetlany jest czarny ekran, a dźwięk nadal słychać. Albo po prostu nie jesteśmy w stanie "przewinąć" epizodu o kilka minut. Musimy odświeżyć stronę, tym samym odcinek włączy się od nowa, a wraz z nim reklamy...
HBO GO też niestety miewa problem z płynnością działania i zdarzyło mi się kilkakrotnie, że dany epizod nie chciał się włączyć - pojawiał się komunikat o błędzie albo końcu subskrypcji. Było też tak, że konkretny epizod nie działał w wersji webowej HBO GO, ale już na tablecie, w aplikacji, wszystko śmigało bez zarzutu.
Netflix jest najlepszym przewodnikiem.
Netflix dokładnie wie, w której minucie skończyłeś oglądać dany film i odcinek serialu. Bez przeklikiwania orientujesz się też, który epizod produkcji powinieneś włączyć.
Jeśli mamy płatne konto w Playerze, to powinniśmy być w miarę zadowoleni też tutaj z tej pierwszej dogodności. Showmax i HBO GO również sobie z tym radzą, ale wciąż - Netflix robi to lepiej, dokładniej. HBO GO nie zapamiętuje zawsze konkretnej minuty - zdarza się, że odcinek rozpoczyna się od wcześniejszego momentu, w którym skończyliśmy oglądać. A jeśli chodzi o kwestie podpowiadania, jaki odcinek teraz powinniśmy obejrzeć, Netflix jest bezkonkurencyjny, widać to od razu w przeciwieństwie np. do HBO
Netflix wie, co już widziałeś.
I ty też od razu to widzisz w zakładce "Obejrzyj jeszcze raz". Jest to wygodne. Jestem w ogóle fanką tej spersonalizowanej strony głównej Netfliksa. Pozwala zainteresować się nowymi pozycjami i wszystko porządkuje. Sam fakt możliwości utworzenia profili dla każdej osoby, korzystającej z danego konta jest świetny (Showmax też oferuje tę możliwość). Nie ma bałaganu, wszystko jest podane na tacy. Nie musisz szukać, sprawdzać. I nawet jeśli wydaje to się wam problemami pierwszego świata, zastanówcie się, ile razy oburzyliście się, gdy w jakimś tekście pojawia się informacja o źródle albo produkcie do kupienia, ale nie ma bezpośredniego odnośnika do danego materiału, sklepu online. I ile razy chciało się wam czegoś odszukać?
Binge-watching z Netfliksem to przyjemność.
Kolejne odcinki włączają się bez problemu (na HBO GO - z racji tego, że nie tworzymy profili dla każdej osoby korzystającej z konta - następny odcinek potrafi się włączyć, rozpoczynając się od napisów końcowych, jeżeli chwilę przed nami ktoś go oglądał; Player potrafi wykończyć, a Showmax zawieść). Co więcej, możemy za pomocą jednego kliknięcia pomijać intro w serialach, jeśli jest w środku odcinka, a jeśli na początku, nie musimy nic robić!
Netflix wie, że polski widz najbardziej lubi napisy.
Polskie tłumaczenia zagranicznych pozycji... Tak, to właśnie za brak tego udogodnienia Netfliksowi na początku obrywało się najbardziej. Ale teraz radzi sobie, mimo drobnych błędów, naprawdę dobrze w tej materii. Nie trzeba co chwilę zmieniać ustawień, domyślnie włączone są polskie napisy i oryginalny dźwięk.
Co najbardziej irytuje mnie w HBO GO, to fakt, że za każdym razem w nowym odcinku tego samego serialu, nawet jeśli oglądam jeden za drugim, muszę zmieniać opcję tłumaczenia z lektora na napisy. Irytujące jest też to, że napisy przestają się pojawiać albo niektóre dialogi są pominięte - dzieje się tak w Grze o tron i w filmach z serii Star Wars.
Oczywiście, nie jest tak, że Netflix we wszystkim jest najlepszy.
Ten serwis też może uczyć się czegoś od swoich konkurentów. HBO GO zdecydowanie lepiej oznacza to, kiedy dana produkcja nie będzie już obecna w ofercie platformy. W Netfliksie takiej informacji trzeba szukać i nie jest dostępna cały czas.
Trudno mi jednak wskazać inny serwis, który tak kompleksowo dba o swojego widza. Wszystko działa tu sprawnie, bez zarzutu i to zdecydowanie usługa, która cieszy się moim największym zaufaniem. To od niej zaczynam swoje poszukiwania "co dzisiaj obejrzeć", to na produkcje tej platformy zwykle czekam najbardziej.
Trudno się spierać, czy Netflix ma najlepszą ofertę. Bez wątpienia jest jedną z największych i konkurować może z nią tylko ta od HBO GO (jednak problem z HBO GO polega też na dostępności serwisu; nie można po prostu wykupić możliwości założenia konta na platformie, a trzeba zawrzeć umowę z siecią komórkową lub telewizją cyfrową, żeby mieć do niej dostęp). Showmax goni pod tym względem konkurencję, ale potrzeba mu czasu.