Tu pobito rekord Guinnessa w szybkości łącza internetowego. DreamHack 2017 - relacja Spider's Web
Jeśli jakimś cudem nie słyszeliście nigdy o DreamHacku, to w skrócie: jest to gigantyczna impreza dla graczy. W Wielkiej Księdze Rekordów Guinnessa DreamHack występuje jako największe LAN-Party na świecie.
Dlatego zawsze chciałem tam pojechać. DreamHack bowiem nie jest ani imprezą stricte targową, ani turniejem e-sportowym, ani targami gier. Jasne, wszystkie te elementy da znaleźć się w Jonkoping, ale większość tej imprezy tworzona jest przez samych graczy. DreamHack zaczynał, jako spotkania znajomych w kafejkach internetowych na całą noc grania.
W dzisiejszych czasach na DreamHacku pojawia się trochę więcej ludzi.
Według Księgi Rekordów Guinnessa, najwięcej ludzi pojawiło się w 2013 r. na zimowej edycji DreamHacka.
Liczba zapisana jako rekord to 22 810.
Na Lan-Party przyjeżdża się oczywiście z własnym sprzętem.
Przy tak ogromnej liczbie ludzi rozstawienie się wszystkich zajęło praktycznie całą sobotę.
Stacje dowodzenia graczy stanęły w czterech ogromnych halach i w kilku mniejszych pomieszczeniach.
Dla niektórych było to również miejsce do spania.
Niektóre stanowiska przeszły solidny tuning.
Nie tylko stanowiska...
Dziewczyny też grają.
Jednak do statystyk pod tytułem "kobiety stanowią już ponad połowę graczy!" brakowało dość sporo pań.
Niektórzy nie ograniczali się do grania
W końcu od czasu do czasu trzeba zrobić sobie przerwę. Gdybyście zastanawiali się, co to za film, podpowiadam: War Machine.
Transfer nie był zresztą problemem.
Na DreamHacku pobito też Rekord Guinnessa, jeśli chodzi o szybkość łącza internetowego. Takie "szafy" stały w każdej hali.
E-sport na DreamHacku ma się całkiem dobrze.
Chociaż w tym roku większość rozgrywek było raczej kameralnymi imprezami.
Szwedzi równie mocno, jak CS:GO lubią dobre bijatyki.
Super Smash Bros musi koniecznie wyjść w końcu na Switcha.
Przyznam, że rozmiar sceny Rocket League mnie trochę zdziwił.
Fajnie, że ta gra staje się coraz bardziej popularna. #indiegames4life
Jeśli chodzi o e-sport, to najfajniej wypadło Heroes of The Storm.
Blizzard ma mocno pod górkę, jeśli chodzi o rozwijanie swojej własnej moby. Muszę jednak szczerze przyznać, że gra staje się coraz lepsza i pozostaje dość unikalna w porównaniu do Doty i LoL-a.
HGC Mid-Season Brawl to pierwszy globalny turniej w HoTS
Azja kontra Europa kontra Stany Zjednoczone. Każdy region reprezentuje trochę inny styl gry, przez co mecze oglądało się bardzo ciekawie. Sami gracze różnie reagują na stres związany z graniem przed żywą publicznością. Amerykanie z Roll 20 przyznają na przykład, że na LAN-ie czują większą motywację.
Pierwsze miejsce to 10 tys. dol. No i ten puchar.
Bez własnego komputera i nie będąc fanem e-sportu też było co robić.
Znalazło się nawet miejsce na analogową rozrywkę.
W tym na turniej w Magic: The Gathering.
Cosplayerów było jak na lekarstwo. Na tym zdjęciu widzicie prawie wszystkich.
Przyznam szczerze, że spodziewałem się czegoś bardziej... widowiskowego.
Ale piszę to z perspektywy kogoś, kto przyjechał relacjonować tę imprezę. Podejrzewam, że gdybym przyjechał tu w czasie wolnym, z własnym komputerem i paczką znajomych, skakałbym z radości i opowiadał, że było super. Tak przynajmniej reagowała większość ludzi, która pojawiła się na DreamHacku w takiej konfiguracji.
Fajne jest też to, że po tak długim czasie funkcjonowania DreamHack nadal pozostaje imprezą DIY. I, jak widać, formuła ta sprawdza się doskonale. Nie wiem co prawda, czy kondycyjnie wytrzymałbym 4-dniowe LAN-party, ale chętnie bym się takiego wyzwania podjął.