10 największych zaskoczeń po kilku dniach z Nintendo Switch
Konsolę Nintendo Switch mam od trzech dni. Nie bawiłem się z nią tyle czasu, ile bym chciał. Wszystko przez finały IEM 2017, za sprawą których z platformy korzystałem głównie w trybie mobilnym. Jednak nawet po krótkim kontakcie z urządzeniem kilka razy zostałem bardzo zaskoczony. Pozytywnie i negatywnie.
1. Nintendo Switch jest cichutkie jak mysz pod miotłą
Na nowej konsoli Nintendo testowałem cztery gry - wyścigowe Fast RMX, logiczne Snipperclips, zręcznościowego Shovel Knighta oraz oczywiście The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Niezależnie, czy to prosta gra 2D, czy trójwymiarowa produkcja z otwartym światem, Nintendo Switch jest zaskakująco ciche.
System chłodzenia konsoli wyraźnie słyszałem jedynie raz - przy pierwszym włączeniu urządzenia. Od tego momentu zapomniałem, że Nintendo Switch posiada wentylatory. Dopiero przykładając ucho do żeberek z ujściem powietrza słychać delikatne szumienie. Rewelacja.
2. Antena Wi-Fi w Nintendo Switch to nieporozumienie
Konsola notorycznie gubi bezprzewodowy sygnał. Nawet stojąc metr od routera pokazuje połowę kresek WiFi. Urządzenie potrafi rozłączyć się bez żadnego powodu i zgubić sieć na kilka lub kilkanaście minut. Do tego walczy z plikami internetowymi jak Syzyf z głazem, ociężale buforując filmy online.
Początkowo myślałem, że posiadam model z wadą fabryczną. Kiedy jednak przeczesałem fora dyskusyjne, odkryłem, że na tę dolegliwość cierpi masa posiadaczy Switcha. Nintendo albo zafundowało sobie gigantyczną wtopę na premierę, albo to sprawa systemowa, która zostanie rozwiązana wraz z aktualizacjami oprogramowania. Czekam na rozwiązanie, bo na ten moment rozgrywka online jest niemal niemożliwa!
3. Joy-Cony to małe dzieła sztuki. Naprawdę. No i te wibracje!
Początkowo bałem się, że moje tłuste paluszki będą zbyt duże dla małych Joy-Conów. Na całe szczęście akurat w tym przypadku „rozmiar nie ma znaczenia”. Chociaż unikalne kontrolery Nintendo nie cechują się taką precyzją jak pad PlayStation czy Xboksa, są wygodne, przyjemne w dotyku oraz bardzo, bardzo praktyczne.
To z jednej strony proste, ale z drugiej niesamowite, że wystarczy wysunąć pada, podać znajomemu i już można grać na podzielonym ekranie. Nie trzeba dodatkowego kontrolera, dodatkowej konsoli czy dodatkowej gry. Większość startowych produkcji na Switcha wspiera tryb kooperacji, a wspólna zabawa to ewidentnie jeden z najważniejszych celów Nintendo.
Na pochwałę zasługują również wibracje. Delikatne, ale bardzo sugestywne. Bardzo punktowe. Bardzo „seksi”, w porównaniu do mocnego szarpania silnikami w kontrolerze Xboksa. Niestety, naprawdę trudno wyrazić to słowami. Aby się przekonać, co takiego fajnego jest w technologii Rumble HD, trzeba pobawić się ze sprzętem przynajmniej kilka godzin.
4. Lewy Joy-Con faktycznie gubi połączenie z konsolą
Utrata bezprzewodowego połączenia lewego Joy-Cona ze Switchem to druga obok zasięgu i mocy WiFi wada platformy Nintendo. Przez trzy dni zabawy lewy pad dwa razy odmówił mi posłuszeństwa. Na całe szczęście szybkie wyjście do ustawień naprawiało ten błąd. To jednak żadne długofalowe rozwiązanie.
Podczas sieciowych rozgrywek, na przykład w Mario Kart 8 Deluxe albo Splatoon 2, takie nagłe zerwanie połączenia będzie nie do pomyślenia. Nintendo musi coś z tym zrobić. W dodatku jak najszybciej. Wszakże premiera Mario Kart zaplanowana jest już na kwiecień 2017 roku!
5. „News” to rozwiązanie, którego może pozazdrościć Sony i Microsoft.
Zakochałem się w zakładce „News”. Lądują tam wszystkie informacje i teksty dotyczące świata Nintendo. To tutaj pojawiają się newsy o nowych grach dostępnych w eShopie, promocjach czy aktualizacjach oprogramowania. Nie to jednak świadczy o wyjątkowości sekcji „News”.
„News” to wyjątkowe miejsce tekstów poradnikowych, nieco publicystycznych, pozbawionych sztywnej formy. Artykuły są napisane lekko, w potocznym języku, a do tego podpisane przez „Amelię” - nowego łącznika Nintendo z fanami. To pierwszy raz, kiedy Wielkie N zrywa z korporacyjnym kodeksem i tak bezpośrednio, swobodnie, intymnie wręcz komunikuje się z klientami. Gdybym miał to do czegoś porównać, wskazałbym na blog PlayStation Europe.
6. Zero, absolutne ZERO przydatnych programów i aplikacji
Chociaż jeszcze przed premierą wiedziałem, że Switch nie dostanie przeglądarki internetowej w dniu debiutu, po cichu liczyłem na jakiekolwiek aplikacje. Netflix. YouTube. Spotify. Nintendo Accout. Super Mario Run. Cokolwiek!
Konsola jest jednak całkowicie naga. Nie posiada żadnych pre-instalowanych mini-gier oraz aplikacji. Dlatego kupując Switcha trzeba pamiętać, aby od razu dokupić grę, a najlepiej kilka. W przeciwnym przypadku największą rozrywką pozostanie kreator awatara Mii ukryty głęboko w opcjach systemowych:
7. Stopkę z tyłu obudowy można łatwo wyrwać… ale nie ma się czym przejmować.
Ten punkt to przejaw geniuszu projektantów konsoli. Nintendo Switch posiada wbudowaną stopkę, dzięki której można postawić tablet na płaskiej powierzchni. Pozwala to grać na konsoli bezprzewodowo, z kontrolerami odłączonymi od głównej bryły urządzenia. Świetna sprawa, ale rodzi pewne ryzyko.
Będąc roztargnionym, można na przykład wsunąć Switcha do stacji dokującej z wysuniętą stopką. Ta wtedy odskakuje, ale spokojnie, nie musicie biec po klej. Nintendo przewidziało takie sytuacje. O ile podpórka nie pęknie w połowie, zawsze można ją wcisnąć w zawiasy, z których wyleciała. Rewelacyjna sprawa i przykład tego, że japońska firma zadała sobie trud, aby jak najbardziej dostosować urządzenie do codziennego użytkowania.
8. Triggery głębokościowe? Zapomnijcie.
Trzeba oddać Japończykom z Nintendo, że to właśnie oni stworzyli pierwszego handhelda wyposażonego w dwa analogi oraz dwa triggery. Tego nie miała nawet PlayStation Vita. Niestety, ku mojemu wielkiemu smutkowi spusty nie są pojemnościowe.
Triggery są analogowe, dokładnie tak samo jak przyciski akcji. Oznacza to, że dotykając spustu palcem wskazującym nie pojawia się uczucie stopniowego wgłębiania triggera, jak na przykład pedału gazu w samochodzie. Brak tego efektu bardzo ogranicza funkcjonalność Joy-Conów, zwłaszcza w symulatorach i grach wyścigowych.
9. Grafika jest cudowna. Jak to się zmieściło do tabletu?!
Gdy pierwszy raz uruchomiłem The Legend of Zelda: Breath of the Wild, autentycznie mnie zatkało. Byłem pod wielkim wrażeniem tego, jak śliczna gra z otwartym światem, zmiennym cyklem dobowym, dynamicznym oświetleniem i zaawansowaną fizyką zmieściła się do małego tabletu. Niesamowite doświadczenie.
Oczywiście zestawiając Breath of the Wild z Uncharted 4 czy Horizon Zero Dawn grafika przestaje wbijać w fotel. Tyle tylko, że PS4 nie jest handheldem. Z perspektywy mobilnego grania Switcha stać na naprawdę, naprawdę wiele. Podzespoły są jak najbardziej wystarczające. Jeżeli zaś chodzi o granie stacjonarne… cóż, tutaj mam PS4, Xboksa oraz PC.
10. Ceny gier na Nintendo Switcha mogą być znośne.
Flagowa Zelda kosztuje prawie 300 złotych. Zbiór mini-gier 1-2 Switch to wydatek rzędu 209 złotych. Za kooperacyjnego Super Bombermana R musimy zapłacić aż 210 złotych. Na całe szczęście nie wszystkie tytuły zostały wydane w tak absurdalnych cenach. Na Nintendo Switch znajdzie się coś dla mniej zasobnych w portfelach graczy.
Przykładowo, za świetne Fast RMX udające WipeOuta zapłaciłem 86 złotych. Logiczne Snipperclips kosztuje 80 złotych. Samodzielne DLC do świetnego platformowego Showel Knighta to wydatek rzędu 40 złotych, z kolei Showel Knight ze wszystkimi dodatkami wyniesie nas raptem 100 złotych. Za drobne też można w coś zagrać. W dodatku w trybie kooperacji, przed jedną konsolą.