REKLAMA

Nawigacja, która każe ci zaparkować... dalej od celu? Taki jest plan i wygląda świetnie

Nawigacja ma proste zadanie - doprowadzić nas do określonego celu. Samochód też ma proste zadanie - dowieźć nas do tego celu bez konieczności chodzenia. Jest sens komplikować? Jest.

toyota
REKLAMA
REKLAMA

Takie przynajmniej zdanie ma Toyota, która opatentowała właśnie rozwiązanie jednocześnie tak proste, i tak ciekawe, że aż chce się zadać w tym momencie dwa pytania. Po pierwsze, dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł. Po drugie, dlaczego to dopiero patent, a nie gotowe rozwiązanie, z którego można skorzystać już teraz?

O co chodzi? O to, żeby zamiast wszędzie wozić swój tyłek, czasem go gdzieś dostarczyć osobiście.

Pomysł opisany we wniosku patentowym jest naprawdę rozbrajająco oczywisty po zapoznaniu się z nim (jak to zwykle bywa...).

Mamy smartfona. Mamy samochód. W tym pierwszym, w specjalnej aplikacji, ustawiamy, ile kroków chcemy dziennie wykonać. Wsiadamy do tego drugiego, obydwa sprzęty się łączą, wprowadzamy adres do nawigacji i... tu dzieje się coś, co naprawdę mi się podoba.

Samochodowa nawigacja proponuje bowiem - bazując na naszych planach zdrowotnych - żeby nie dojeżdżać samochodem aż do samego celu. Zamiast tego lepiej zatrzymać się kilka ulic wcześniej, tym samym realizując ileś procent naszego dziennego planu kroków.

Oczywiście to nie byłoby obowiązkowe.

Sugestie o zaparkowaniu kawałek dalej od celu wyświetlałyby się tylko wtedy, kiedy system uznałby, że nasz dzienny cel kroków nie został zrealizowany. Dodatkowo byłaby to tylko sugestia - jeśli spieszylibyśmy się do celu, moglibyśmy ją po prostu odrzucić i jechać tak, jak zaprowadziłaby nas najzwyklejsza nawigacja.

Zresztą parkowanie w pewnej odległości od celu to nie jedyna funkcja tego rozwiązania opisana we wniosku patentowym - niektóre rady byłyby o wiele bardziej zaawansowane. Przykładowo samochód mógłby nam zasugerować zaparkowanie na określonym piętrze parkingu (żeby skorzystać ze schodów i tym samym zrealizować kolejny cel), wybór konkretnych restauracji w okolicy (z menu zgodnym z naszym planem zdrowotnym), czy odradzenie wybranych restauracji (z menu niezgodnym z naszym planem).

Tak, wiem, to nie jest jakiś kluczowy pomysł dla rynku motoryzacyjnego, ale dla kogoś, w przypadku kogo aktywniejszy tryb życia - na początku napędzany właśnie tymi magicznymi 10 tys. kroków - zmienił bardzo wiele, to naprawdę interesująca nowość. W końcu nie zawsze jest czas, żeby specjalnie wyjść na dłuższy spacer, nie zawsze na koniec dnia chce się dobijać do upragnionego wyniku.

A tutaj - o ile oczywiście nie spieszylibyśmy się na jakieś szczególnie istotne spotkanie - mówimy o dołożeniu maksymalnie kilku, może kilkunastu minut, za które nasz organizm na pewno nam podziękuje. Jasne, można sobie samemu zaplanować spacer z samochodu do celu, ale po co, skoro może zrobić to za nas komputer?

Zresztą cieszy sam fakt, że producenci coraz zgrabniej starają się wkomponować samochód w nasz codzienny, cyfrowy ekosystem, zamiast na siłę tworzyć z niego jego najważniejszy element. Nieskończenie bardziej cieszyłaby właśnie taka jak opisana aplikacja, niż kolejny, niesynchronizujący się z niczym kalendarz czy już w ogóle absurdalny kalkulator.

Inna sprawa, że pytań odnośnie tego rozwiązania jest wciąż sporo.

REKLAMA

Po pierwsze, niestety, to wciąż tylko patent. A niezrealizowanych świetnych pomysłów z patentów jest na świecie od groma. Nie wiadomo więc, czy takie rozwiązanie kiedykolwiek trafi do samochodów Toyoty.

Po drugie, pozostaje kwestia zgodności z całą masą urządzeń monitorujących naszą dzienną aktywność. Jakie sprzęty i aplikacje byłyby w stanie przekazywać oprogramowaniu Toyoty dane na temat naszych krokowych osiągnięć, żeby te wszystkie starania miały sens? Cóż, na to odpowiedź otrzymamy pewnie dopiero wtedy, kiedy taka usługa zadebiutowałaby na rynku. I o ile.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA