To zdecydowanie najlepszy czytnik na rynku, ale czy najlepszy zakup? Kindle Oasis - recenzja Spider's Web
W pierwszych wrażeniach nazwałem Kindle Oasis niekwestionowanym królem e-czytników. Czy po dwóch tygodniach użytkowania najnowszy czytnik Amazonu nadal zasługuje na koronę i berło?
Ocenić najnowszy, flagowy czytnik firmy Jeffa Bezosa było niezwykle trudno. Z jednej strony, cena wydaje się zaporowa (choć w istocie wcale nie jest aż tak źle, o czym za chwilę), a z drugiej… przecież mówimy o absolutnym creme de la creme e-czytania. O urządzeniu, które dyktuje trendy i wyznacza standardy. O sprzęcie, który pod kilkoma względami jest bardzo śmiałym eksperymentem i odejściem od formatu urządzenia, do którego przywykliśmy przez kilka ostatnich lat.
Kindle Oasis to najlepiej wykonany czytnik na rynku
Podczas gdy niemal wszystkie e-czytniki wykonane są z tworzywa sztucznego, tym razem Amazon obrał inną drogę i rozciągnął przyjemną w dotyku powłokę z tworzywa na metalowym szkielecie. Efekt? Czytnik jest niebywale sztywny i solidny. Trzymając go w dłoni naprawdę czuć, że obcujemy ze sprzętem klasy premium.
Jednak nie to najbardziej uderza, gdy bierzemy Kindle’a Oasis do ręki. Najbardziej uderzający jest jego rozmiar i waga. Do tej pory przez dwa lata korzystałem z Kindle Paperwhite 2, którego dotychczas nie byłbym w stanie nazwać ciężkim, czy dużym i nieporęcznym. Jednak gdy po dwóch tygodniach z Oasisem próbuję wziąć PW 2 do ręki to naprawdę wydaje się on wielki, a już na pewno stanowczo zbyt wiele waży.
Oczywiście to przesada, bo PW 2 to nadal bardzo kompaktowe urządzenie, ale w porównaniu z Oasisem… nie, tutaj nie ma porównania. Amazon stworzył czytnik, który – zgodnie ze słowami Jeffa Bezosa – znika w rękach. Masy 130 gram po prostu nie czuć, czytnik jest tak leciutki, że nawet wielogodzinne maratony czytelnicze nie kończą się nadwyrężaniem nadgarstka.
Tym bardziej, że Kindle Oasis jest też niebywale ergonomiczny. Amazon odważnie postanowił odejść od klasycznego designu Kindli, jaki znają użytkownicy i postawił na asymetryczną stylistykę, która na początku może wydawać się dziwaczna, ale w praktyce jest naprawdę genialna. Fizyczne klawisze zmiany stron lądują idealnie pod kciukiem, a dzięki wbudowanemu akcelerometrowi możemy przekładać czytnik z ręki do ręki, a wyświetlany tekst obróci się o 180 stopni. W pewnym chwycie pomaga też asymetryczna grubość urządzenia – po jednej stronie mamy nieco grubszy uchwyt (8,5 mm), mieszczący w sobie również baterię, a reszta sprzętu mierzy zaledwie 3,5 mm grubości. Mowa tu oczywiście o gabarytach bez założonego etui, ale nadal są one imponujące.
Z początku sądziłem, że błędem jest zastosowanie fizycznych klawiszy zamiast pojemnościowych przycisków, jak w Kindle Voyage, ale w praktyce to bardzo dobra decyzja. Fizyczne klawisze są tak dobrze spasowane, że raczej nie przyciśniemy ich przypadkowo, co pewnie miałoby miejsce, gdyby zastąpić je pojemnościowymi przyciskami i umieścić pod kciukiem użytkownika.
Osobiście nowy design urządzenia i jego ergonomia bardzo przypadły mi do gustu, ale większość osób, które pytałem o to doświadczenie, jest zdania, że w poprzednich Kindlach było lepiej. Cóż, kwestia gustu i – w dużej mierze – pewnego przyzwyczajenia.
Wyświetlacz to przepiękny e-ink Carta… z jednym „ale”.
Co jak co, ale spośród wszystkich e-czytników to właśnie Kindle od zawsze ma najlepsze wyświetlacze. I chociaż konkurencja w ostatnich latach znacząco przybliżyła się do poziomu paneli stosowanych w czytnikach Amazonu, to urządzenia takie jak Oasis czy Voyage nadal wiodą prym.
Kindle Oasis ma niemalże identyczny wyświetlacz jak doskonały w tym względzie Kindle Voyage… z dwoma różnicami. Nadal patrzymy na panele e-ink Carta o przekątnej 6”, rozdzielczości 1440 × 1080 pikseli i zagęszczeniu pikseli na poziomie 300 ppi, jednak w Oasisie panel doświetla 10, a nie 8 diod. Czy różnica jest widoczna? Ani trochę. Widoczny jest za to brak czujnika oświetlenia, który był obecny w Voyage, a zabrakło go w Oasis. Ta decyzja może odwieść od zakupu wielu potencjalnych nabywców.
O wyświetlaczu w Kindle Oasis mogę mówić w zasadzie w samych superlatywach. W moim egzemplarzu podświetlenie jest bardzo równomierne, nie rzucają się też w oczy problemy z nierównomierną temperaturą barwową, które zgłaszają niektórzy użytkownicy. Biel cyfrowej kartki papieru jest znacznie zimniejsza, niż w moim starym Kindlu PW 2, czy nawet nowszym PW 3, ale nieszczególnie mi to przeszkadza.
Zmieniło się za to podświetlenie panelu – po raz pierwszy odkąd Amazon zaczął oświetlać swoje czytniki, wyłączenie podświetlenia skutkuje faktycznym wyłączeniem diod doświetlających. Wcześniej nawet ustawiając jasność na „0” diody delikatnie się żarzyły. I, jak przystało na Kindle’a, zjawisko ghostingu, czyli „przenikania” przez siebie kartek jest tutaj praktycznie niezauważalne.
Pod względem interfejsu to nadal taki sam Kindle, jak każdy inny.
Nie ma tu niespodzianek: widziałeś jednego Kindle’a – widziałeś je wszystkie. To jednak zaleta, nie wada. Znajomy interfejs oznacza tyle, że momentalnie możemy się oddać lekturze, a wszystkie pozycje, które zapisaliśmy w chmurze Amazonu, czy też kupiliśmy u giganta, od razu będą dostępne.
Z drugiej strony nieco zaskakujące jest to, że nie czuć tutaj w ogóle przeskoku w płynności interfejsu względem Kindle’a Voyage, a nawet… Paperwhite 2! Nie mogę tego jednak potraktować jako wady, bo wszystko pracuje z taką płynnością, na jaką tylko pozwala specyfika e-papieru. Widocznie na tym polu technologia tymczasowo osiągnęła swój limit.
Czytanie na Kindle Oasis to bajka.
Przez ostatnie dwa tygodnie przeczytałem więcej książek, niż przez ostatnie dwa miesiące. I nie ma w tych słowach krztyny przesady. Zazwyczaj obowiązki pozostawiają mi niewiele wolnych chwil na spokojne zanurzenie się w lekturze, więc ostatnimi czasy czytam nie więcej, niż książkę tygodniowo. Zazwyczaj mniej. I nie wiem, czy to kwestia „efektu nowości”, czy może tego, że ostatnio na liście lektur miałem kilka lżejszych pozycji, ale czytałem o wiele więcej na Oasisie, niż na moim Paperwhite 2.
Czytnik jest leciutki. Tekst – ostry i przyjemny dla oka. Po to urządzenie zwyczajnie chce się sięgać, wrzucić do torby, zabrać ze sobą, wyciągać przy każdej możliwej okazji. Dzięki temu, że zajmuje on tak mało miejsca (spójrzcie tylk, jak gigantyczny przy nim wydaje się PW2!) wejdzie do praktycznie każdej torebki, a nawet zmieści się w kieszeni kurtki, jak się dobrze postaramy. Szkoda tylko, że zabrakło tu tego czujnika podświetlenia znanego z Voyage. Osobiście nie odczuwałem braku aż tak dotkliwie, ale łatwo sobie wyobrazić, że jeśli ktoś przywykł do tego dodatku, to tutaj trudno będzie mu się odzwyczaić. Tym bardziej, że jasność w Oasisie trzeba regulować dość często, zależnie od warunków oświetleniowych.
Pomijając jednak ten drobiazg… wrażenia czysto „czytelnicze” to największa zaleta Kindle Oasis. W połączeniu z 4 GB pamięci na książki to jedno, malutkie urządzenie, przez długie lata może pełnić rolę gigantycznej biblioteki i najlepszej czytelni w jednym.
Etui, które jest czymś więcej, niż tylko okładką.
Po raz pierwszy do sprzedawanego Kindle’a Amazon dołącza w zestawie etui. I to nie byle jakie! Z przodu okładka nie różni się niczym od standardowych, skórzanych okładek na inne czytniki. Oczywiście standardowo jej zamknięcie usypia Kindle’a, a otwarcie wybudza. Niespodzianka czeka jednak z tyłu. Etui Kindle Oasis wyposażono bowiem w dodatkowy akumulator, który pełni rolę swoistego powerbanku dla czytnika. Najpierw czytnik drenuje baterię z etui, a dopiero potem zaczyna zużywać własną. Ładowanie czytnika poprzez port microUSB ładuje również okładkę.
To połączenie ma zapewnić czytnikowi „miesiące” czasu pracy na baterii. Niestety, w praktyce nie jest już tak różowo.
Owe „miesiące” to tak naprawdę 9 tygodni. Niby dwukrotnie dłużej od Kindle’a PW2 i PW3, ale mniej, niż mogłyby wskazywać reklamowe slogany Amazonu. Bez okładki zaś Kindle Oasis wytrzymuje na baterii tyle, co Voyage, czyli około dwóch tygodni. Biorąc pod uwagę jak cienki jest to czytnik, wynik jest imponujący. Tyle tylko że trzeba bardzo uważać, bo okazuje się, że ten akumulator można wyzerować w… kilka godzin.
Taka sytuacja przydarzyła mi się podczas wyjazdu na weekend do rodziny. Skończyły mi się zasoby czytelnicze, więc korzystając z tego, że mój egzemplarz to wersja 3G z wbudowaną kartą eSIM, postanowiłem kupić sobie kilka książek. Rodzina mieszka w miejscu o dość dyskusyjnym pokryciu zasięgiem, ale jakoś mi to umknęło. Nie wpadłem też na to, żeby podłączyć Kindle’a do domowej sieci Wi-Fi. I jakież było moje zdziwienie, gdy po zaledwie trzech godzinach pasek naładowania akumulatora spadł z 73% do… 2%.
Była to absolutnie jednorazowa sytuacja, spowodowana w głównej mierze kartą eSIM, ale nadal uczucie rozczarowania było przemożne. Narzuca się też prosty wniosek – nie warto dopłacać do wersji z 3G. O wiele lepszym wyjściem jest po prostu wykorzystać mobilny hotspot w swoim smartfonie. Chyba że bardzo często czytamy poza zasięgiem domowego Wi-Fi, a zależy nam na regularnej synchronizacji między urządzeniami. Wtedy wariant z 3G jest sensowną opcją.
Wspomnę też o jednym drobiazgu, który Amazon wprowadził, by wycisnąć jak najwięcej z małego ogniwa akumulatora Kindle Oasis - mowa o trybie "głębokiego uśpienia", który... szczerze mówiąc, potwornie mnie irytuje. Przywykłem do tego, że Kindle uruchamia się dokładnie w chwili otworzenia okładki. Tymczasem w Oasisie potrzeba 2-3 sekund, by czytnik wybudził się z uśpienia. Drobiazg - tak. Ale po zupełnie innym doświadczeniu z pozostałymi Kindlami, te kilka sekund działa na nerwy.
Kindle Oasis to najlepszy e-czytnik na rynku. Ale czy to najlepszy zakup? Sprawa jest skomplikowana...
Przy całej swojej wspaniałości i dość nietypowym podejściu do tematu e-czytania, nie potrafię powiedzieć wam wprost „tak, kupujcie!”. Na dziś dzień ten czytnik jest najzwyczajniej w świecie za drogi. Choć też zależy, jak na to patrzeć – gdy do ceny Kindle Voyage doliczymy koszt etui, nagle okazuje się, że cena jest zbliżona. Ale nadal mówimy o kwocie ponad 1300 zł za wariant bez łączności 3G! Za czytnik e-booków!
Chociaż szczerze i z serca zakochałem się w czytaniu na Kindle Oasis, to dla 99% konsumentów nadal najlepszym Kindle’em pozostanie Paperwhite 3. Ma wyświetlacz o takim samym zagęszczeniu pikseli, czyta się na nim równie przyjemnie, wytrzymuje ponad miesiąc na baterii, a że ma lekką nadwagę? Dopóki nie porównamy go bezpośrednio z Oasisem, nie sposób się o to przyczepić, bo po prostu tego nie czuć.
Jednak kiedy już porównamy sobie gabaryty i ergonomię obydwu czytników… cóż, trudno jest wrócić. Człowiek szybko się przyzwyczaja do dobrego, więc posiadaczom Kindle PW3 i Voyage polecam nie brać Oasisa do ręki. Bo zapragniecie go mieć.
Nie byłby to jednak racjonalny zakup. Oasis jest dla tych, którzy chcą mieć urządzenie najlepsze z najlepszych, jednak różnica między nim a poprzednimi czytnikami Amazonu nie jest na tyle wielka, by wydawać na niego górę pieniędzy.
Szczególnie na tle kosztującego dwukrotnie mniej Kindle Paperwhite 3.