Ta warszawska restauracja zbiera 400 tys. zł na rozwój. Dołożysz się?
Crowdfunding może służyć do wspierania już istniejących biznesów. Podobnie jest w przypadku restauracji Kalaya, której właściciele chcą zebrać 400 tys. zł na inwestycje.
Większości osób crowdfunding może kojarzyć się ze zbieraniem pieniędzy na realizację nieistniejących jeszcze celów. Ta forma finansowania może sprawdzić się jednak też w przypadku już działających biznesów. Udowadniają to właściciele restauracji Kalaya. Wspólnie z platformą crowdfundingową Beesfund planują zebrać dodatkowy kapitał w celu wsparcia ciągłego rozwoju i dalszej ekspansji swojego przedsiębiorstwa.
Warszawska restauracja serwująca kuchnię Antypodów powstała pół roku temu.
Serwowane są w niej między innymi takie specjały, jak tatar z kangura, a jej nazwa w języku Aborygenów oznacza ptaka emu. Lokal spotkał się z tak entuzjastycznymi reakcjami gości i ekspertów, że planowane jest otwarcie kolejnych tego typu restauracji, nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Do tego potrzebny jest jednak duży kapitał. Restauratorzy i biznesmeni chcą pozyskać go sprzedając udziały w grupie Harbour Restaurants Group S.K.A., do której należy lokal.
Kampania, mająca na celu zebranie 400 tys. zł rozpoczęła się dziś. Za taką kwotę restauratorzy chcą sprzedać 16,7% akcji grupy. Może wydawać się, że wymagana suma jest naprawdę duża, jednak wiele lokali zdecydowało się wcześniej na podobny model finansowania, który bardzo im się opłacił. Przykładami takich restauracji są znajdujący się w Waszyngtonie Prequel oraz Som Saa ulokowany w Londynie. Podobnych przykładów nie brakuje też w Polsce. Lokale Craft Brewer oraz Inne Beczki uzbierały po 400 tys. zł na inwestycje.
Restauracja obiecuje swoim przyszłym akcjonariuszom wiele różnego rodzaju korzyści.
Niestety początkowo nie będzie należeć do nich wypłacanie dywidendy. Przez kilka pierwszych lat działania biznesu wszelkie zyski zostaną przeznaczone na rozwój lokalu i grupy. Jedyną bezpośrednią możliwością zarobku na udziałach będzie możliwość odsprzedania ich po wyższej cenie, jeżeli wartość grupy wzrośnie. Aktualna cena jednej akcji to 40 zł. Każdy posiadacz akcji będzie mógł brać udział w walnym zgromadzeniu akcjonariuszy i przedstawić na nim swoją wizję rozwoju restauracji i całej grupy. Osoby, które zdecydują się na kupno co najmniej pięciu akcji, otrzymają upominek - uchwyt do noszenia toreb lub otwieracz do wina.
Posiadacze 10 lub więcej akcji otrzymają coroczny kupon w wysokości 10% wartości udziałów, który będzie można wykorzystać w restauracji i lokalach partnerskich, takich jak Kania Lodge i Wine Express. W przypadku zakupu 100 lub więcej akcji wartość kuponów wzrośnie do 12%. Dodatkowo osoby inwestujące tak dużą kwotę będą mieć gwarancję rezerwacji stolika w dowolnym terminie. Osoby, które kupią 200 akcji lub więcej akcji, będą mogły przyjść z 5 osobami towarzyszącymi na kolację połączoną z degustacją oraz specjalnym menu i kartą win wybranych specjalnie przez - eksperta - Johna Borrella.
Czy podobna inwestycja ma sens?
Na pewno jest to bardzo interesująca inicjatywa, jednak brak możliwości wypłacenia dywidendy z zysków może odstraszyć wielu potencjalnych inwestorów. Można oczywiście pokusić się o stwierdzenie, że po kupnie dużej liczby akcji możliwe będzie odzyskanie ich wartości poprzez stołowanie się w restauracji Kalaya przez 8-10 lat, jednak nie mamy żadnej gwarancji, że ten bardzo dobry lokal przez tak długi czas będzie dostępny na mapie Warszawy.
W końcu został otwarty zaledwie kilka miesięcy temu i nie wiadomo, jak przetrwa próbę czasu. Można oczywiście mieć nadzieję, że wartość restauracji i udziałów będzie rosnąć, ale nawet jeśli tak się stanie, to odsprzedanie udziałów pozyskanych w tak niestandardowy sposób może nie być łatwe. Biznes jednak z założenia jest ryzykowny, dlatego nie warto z góry skreślać tej inwestycji, zwłaszcza że podobno jest to jedna z najlepszych lub nawet najlepsza restauracja serwująca kuchnię australijską w Europie.
Restauratorzy mają ciekawe plany rozwoju biznesu.
Chcą m.in. tworzyć nowe restauracje, otworzyć browar produkujący australijskie piwo. Chwalą się też, że swój roczny plan zrealizowali w pół roku i szukają nowych wyzwań. Wierzą, że sprzedaż udziałów będzie świetną kampanią marketingową, zaś akcjonariusze będą chętnie odwiedzać restaurację, która częściowo będzie należeć do nich. Osoby te będą też mówić o restauracji, zapraszać do niej swoich znajomych i promować ją w najbardziej naturalny sposób, za pomocą marketingu szeptanego. Według biznesmenów korzyść z przeprowadzenia tej akcji będzie wielopoziomowa.
Póki co wiem, że na pewno wrócę do tej restauracji jako klient. Można bowiem mieć wątpliwości co do strategii rozwoju obranej przez właścicieli, ale nie do jakości serwowanych w niej dań. Te są po prostu przepyszne i inne niż wszystko, co jadłem do tej pory. Warto się tam pojawić i spróbować australijskich specjałów, a dopiero później podjąć decyzję o ewentualnym wsparciu tego przedsięwzięcia.