REKLAMA

21 mln. dol. zadośćuczynienia dla artystów to żadna kara dla Spotify. To zamiatanie problemu pod dywan

Czy to już koniec przepychanek o wypłacanie należnym artystom tantiemów przez Spotify? Na pewno nie. Jednak streamingowy gigant w końcu zapłaci za niedopilnowanie przestrzegania praw autorskich w swoim serwisie. Szkoda tylko, że zapłaci za mało, aby to cokolwiek zmieniło.

Spotify wypłaci 21 mln. dol. artystom. Ale to żadna kara
REKLAMA
REKLAMA

Trudno jest zliczyć wszystkie pozwy w sprawie naruszania praw autorskich, jakie wpłynęły na Spotify od 2011 roku, tak jak nie sposób zliczyć kwot, jakich domagali się pokrzywdzeni artyści. Ostatni, bardzo głośny pozew wniósł muzyk David Lowery, domagając się od firmy aż 150 milionów dolarów zadośćuczynienia. Oczywiście to kwota absurdalna patrząc przez pryzmat jednego muzyka, ale skala problemu sięga o wiele głębiej, a pokrzywdzonych artystów są setki, jeśli nie tysiące.

Dlatego też Spotify od dłuższego czasu prowadziło batalię z NMPA (National Music Publishers Association), czyli organizacją podobną do polskiego ZAIKS-u, która pilnuje należytego przestrzegania praw autorskich, zwłaszcza tych majątkowych. W końcu obydwie strony doszły do porozumienia, a Spotify musi się ugiąć, płacąc karę, która… wcale karą nie jest.

21 milionów dla poszkodowanych artystów? Dla Spotify to ryzyko wliczone w koszta.

Z początkiem kwietnia poszkodowani artyści przez trzy miesiące będą mogli skorzystać ze specjalnego formularza, by skontaktować się bezpośrednio ze Spotify i dochodzić swoich praw, a firma jest zobowiązana wypłacić im zaległe tantiemy przysługujące z tytułu odsłuchań źle skatalogowanych lub nielegalnie udostępnionych utworów. Na ten cel Spotify przeznaczy między 21 a 25 milionów dolarów, z czego 16 mln. dol. to wypłaty na poczet tantiemów, a 5 mln. to nałożone na firmę kary.

Jeśli kwota nie zostanie w pełni rozdysponowana po upływie tych trzech miesięcy, reszta zostanie rozdzielona miedzy pokrzywdzonych wydawców i artystów zależnie od ich rynkowych udziałów w serwisie. W zamian za wypłacone zadośćuczynienie, wydawcy i artyści mają się zobowiązać do nie wnoszenia dalszych roszczeń względem Spotify. Czyli w zasadzie co?

Spotify zamyka usta wydawcom, usprawnia algorytmy, ale nie daje gwarancji.

25 milionów dolarów, to dokładnie taka kwota, jaką - jak wynika z pozwu złożonego przez Davida Lowery'ego - firma trzyma w odwodzie specjalnie na poczet wypłat roszczeń z tytułu praw autorskich. Jeżeli to prawda, oznacza to mniej więcej tyle, że “kara”, nałożona przez NMPA nie będzie nawet odczuwalna. Co za tym idzie - nie odniesie żadnego skutku.

Niezwykle trafnie w wywiadzie dla New York Times ujął to Jeff Price, z firmy Audiam, specjalizującej się w tropieniu naruszeń praw autorskich. Ugoda, na jaką poszły NMPA i Spotify tak naprawdę “nagradza złe zachowanie” tego drugiego. Gdyby gigant zapłacił te setki milionów, o które był pozywany w przeszłości - być może wtedy odczułby konsekwencje swoich działań. A jeśli karą jest kwota, która nie przekracza “planowanych” na ten cel wydatków, to tak naprawdę… nic się nie stało.

CEO Spotify w świetle ugody z NMPA po raz kolejny podkreślił, że firma "dba o to, aby wypłacać artystom każdy grosz". Jak do tej pory nie było tego jednak widać, chyba że to taka gra słów, a CEO tak naprawdę chciał powiedzieć, że “dba o to, aby artystom wypłacać grosze”. Nie bez powodu wielu naprawdę rozpoznawalnych artystów, z Taylor Swift na czele, porzuciło Spotify. Oczywiście po części winą za niskie tantiemy tytułem streamingu należy także obarczyć wydawców, którzy zagarniają dla siebie największy procent mikrej wypłaty za odsłuch muzyki, ale pozostaje faktem, iż na Spotify artyści - delikatnie mówiąc - nie zarabiają kokosów.

W kwestii marnych groszy nic się nie zmieni, ale poprawie rzekomo ma ulec sytuacja z łamaniem praw autorskich, poprzez niepoprawne katalogowanie utworów, czy też nielegalny upload plików przez zarejestrowanych jako “artyści” oszustów. Spotify od roku pracuje nad udoskonaleniem swoich algorytmów rozpoznawania treści i weryfikacji kont autorskich, aby uniknąć podobnych sytuacji. Niestety owo “usprawnianie” nie jest w żaden sposób regulowane, a ugoda z NMPA nawet nie dotyka tego problemu. Ergo: nie przynosi rozwiązania, a Spotify nie daje gwarancji.

Co gorsza, New York Times sugeruje, iż ugoda ze Spotify może posłużyć NMPA za wzór dokumentu w innych sprawach o naruszenie praw autorskich, które zostały złożone przeciw takim serwisom jak Tidal, Google Play Music All Access i Rhapsody. Jeżeli faktycznie tak będzie, to problem naruszania praw autorskich przez te platformy nigdy nie zostanie rozwiązany, a jedynie tuszowany wypłatą należnych tantiemów artystom, oczywiście ze stosowną klauzulą, aby nie ponawiali roszczeń. I nic się nie stało.

Możemy się spodziewać, że w najbliższym czasie nie usłyszymy już o pozwach i naruszeniach praw artystów przez Spotify. Może nawet przez jakiś czas nie będą docierać głosy rozgoryczonych muzyków, którym teraz w zasadzie zostanie tylko narzekać na niskie przychody płynące ze strumieniowania muzyki. Jednak na dłuższą metę taka sytuacja jest niedopuszczalna i niezbędne są konkretne regulacje, aby zadbać o interesy artystów w świecie wydawniczym, który drastycznie się zmienił w ciągu ostatnich 5 lat.

REKLAMA

Streaming to wygoda dla użytkownika. Streaming to bez wątpienia przyszłość muzyki, a na pewno coś, z czego nikt nie będzie chciał zrezygnować. Nie może się to jednak odbywać kosztem głodowych stawek i naruszania praw autorskich artystów. Niestety, ugoda między Spotify a NMPA, która mogła wiele zmienić, sprawiła tylko tyle, że problem znów rozejdzie się po kościach i to w majestacie prawa.

Do czasu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA