REKLAMA

Jak wygląda rynek dronów w Polsce? Rozmawiamy z doświadczonymi operatorami

Filmowanie i fotografowanie z drona to bardzo nośny i ciekawy temat. Podniebne kadry kuszą nietypowym punktem widzenia, a sam sprzęt zachęca dostępnością i malejącymi cenami. O rosnącym rynku dronów w Polsce rozmawiałem z doświadczonymi filmowcami i operatorami dronów - Krystianem Bielatowiczem i Tomaszem Gładysem.

24.06.2015 19.00
Jak wygląda rynek dronów w Polsce? Rozmawiamy z doświadczonymi operatorami
REKLAMA
REKLAMA

Krystian Bielatowicz jest fotografem i filmowcem, który od jakiegoś czasu do swoich projektów dołącza ujęcia z drona. Krystian współpracuje z Nikon Polska – jest wykładowcą Akademii Nikona i redaktorem portalu Szeroki Kadr. Jego fotografie publikowane były m.in. w Newsweek Polska, National Geographic Polska, National Geographic Traveler, Polityce, Przekroju i w wielu zagranicznych tytułach. Jest laureatem licznych prestiżowych konkursów, w tym BZWBK Press Foto, Newsweek Poland Photo Awards i National Geographic Poland Photography Contest.

Tomasz Gładys jest fotografem, podróżnikiem, lotnikiem i jednocześnie doświadczonym operatorem drona. Nagrywa z powietrza przy użyciu zaawansowanych konstrukcji, które przenoszą duży sprzęt fotograficzny. Tomasz jest wykładowcą Akademii Nikona, a wraz z Krystianem Bielatowiczem poprowadzi pierwszą edycję warsztatów filmowania i fotografowania z drona.

Jak mówi Krystian Bielatowicz:

O rynku dronów w Polsce rozmawiałem z Krystianem Bielatowiczem i Tomaszem Gładysem.

Marcin Połowianiuk: Czy Polski rynek jest gotowy na operatorów dronów?

Krystian Bielatowicz: Dobrych fotografów jest niewielu, a w przypadku filmowania i fotografowania z drona jest ich jeszcze mniej. Patrząc na fotografię i na filmy, większość osób ma nie tyle problemy z samym lataniem i obsługiwaniem drona, a raczej z kompozycją i z obróbką.

Na rynku fotograficznym wciąż jest wielu fotografów, którzy używają w swojej pracy motolotni, paralotni, czy nawet niewielkich helikopterów. Helikopter do niedawna dawał swobodę kadrowania, ale to samo dają dziś drony. Dzięki zewnętrznym monitorom można mieć bardzo dobry podgląd obrazu. Można więc osiągnąć bardzo zbliżone efekty przy znacznie niższych kosztach.

Dlaczego obserwujemy teraz tak mocny rozkwit rynku fotografowania i filmowania z dronów?

Krystian Bielatowicz: Wszystko zmieniły ceny. Kiedyś stabilizatory kosztowały kilkadziesiąt tysięcy złotych. Na zakup takiego stabilizatora mogły sobie pozwolić tylko duże studia wykonujące profesjonalne produkcje, lub ewentualnie wypożyczalnie sprzętu. Kiedy pojawiły się gimbale za ok. 10 tys. zł, rynek zaczął się otwierać na hobbystów, a nawet amatorów. Sam jestem tego dobrym przykładem. Zacząłem korzystać z drona z gimbalem i GoPro w momencie, gdy ceny były już przystępne. Dzięki temu mogę dołączać ujęcia z drona do moich produkcji filmowych, czyli do dokumentów i wywiadów.

Druga rzecz to technologia. Małe kamery nagrywające w Full HD, typu GoPro, były rewolucją. Połączenie technologii dronów i nowoczesnych kamer otworzyło ten rynek.

Na rynku profesjonalnych produkcji filmowych też wszystko zaczęło się zmieniać. Tutaj dysponując odpowiednim budżetem można wynająć operatora z dronem. Koszt wypożyczenia to ok. 2-3 tys. zł za dzień zdjęciowy, a więc bez problemu mogą sobie na to pozwolić produkcje z większymi budżetami. Polskie firmy zajmujące się wypożyczaniem dronów często chwalą się, do jakich produkcji zostały wynajęte.

Rozwój rynku spowodowały więc te trzy czynniki – spadek cen, rozwój technologii sprzętu foto/wideo i rozwój samych dronów.

drony-2

Czy polski klient zainteresowany nagraniami z drona wymaga już najwyższej jakości, czy może cały czas jakość nie jest priorytetem, a liczy się tylko nietypowy punkt widzenia?

Krystian Bielatowicz: To kwestia klienta. W Polsce zleceniodawca często nie zna za bardzo tematu i możliwości, jakie można uzyskać. Poza tym polski klient nie jest przesadnie bogaty. Miałem kilka przykładów, gdzie duża firma chciała się zdecydować na nagrania z drona, ale po zobaczeniu cen rezygnowała. Nawet nie chodziło o to, że nie było jej stać. Winą jest brak świadomości, jak ujęcia z dronów wpływają na jakość i atrakcyjność filmów. Klienci dopiero powoli się tego uczą.

Tomasz Gładys: Wydaje mi się, że mamy dwie skrajności jeśli chodzi o klientów. Są wśród nich tacy, których w zupełności zadowala jakość zdjęć i filmów z GoPro – po prostu są zadowoleni z nietypowej perspektywy i uważają, że do ich potrzeb materiały mają genialną jakość. Później jest długo, długo nic, a dalej mamy klientów, którzy wymagają jakości z najwyższej półki. To są ekipy filmowe, które nie idą na żadne kompromisy. Przykładem takich nagrań z wyższej półki są np. seriale i reklamy telewizyjne. Na tego typu zlecenia nikt nie porwałby się z kamerą GoPro, bo tutaj minimum to dobra lustrzanka.

Jak duże trzeba mieć doświadczenie, by móc porwać się na takie profesjonalne produkcje?

Tomasz Gładys: Kwestia operatorów dronów nie jest łatwą sprawą. Teoretycznie dron nie przysparza większych problemów przy sterowaniu, startowaniu i tworzeniu prostych figur geometrycznych. Mimo to, dobrzy piloci, którzy potrafią współpracować z operatorami kamer (bo w profesjonalnych produkcjach potrzeba do tego dwóch osób), to tak naprawdę jednostki. Na rynku nie ma wielu takich osób. Do tego trzeba całych lat praktyki.

Czasem warunki są łatwe. Można pracować w bezwietrzny dzień, kiedy dron jest bardzo posłuszny. Czasami są jednak trudne ujęcia, kiedy dzień nie jest najlepszy, a ekipa telewizyjna jest wymagająca i nie przyjmuje wymówek – potrzebują materiału tu i teraz. Często operator drona po skończeniu pracy jest oblany potem, a bywa, że ujęcia powstają przy dużej dozie ryzyka.

W jakich dziedzinach najczęściej wykorzystuje się drony? Czy jest to filmowanie i fotografowanie, a może zupełnie inne branże, takie jak np. geodezja lub budownictwo?

Tomasz Gładys: Możliwości zastosowania dronów ogranicza jedynie wyobraźnia. Potencjał jest tu ogromny. Niedawno spotkałem się z operatorem, który do drona ma podpiętą kamerę termowizyjną i lata w Polsce przy liniach wysokiego napięcia. W ten sposób sprawdza jakość linii energetycznych dla firm obsługujących przesył prądu. Możliwości są różne – chociażby poszukiwawcze, ratownicze, czy oczywiście militarne. Trochę się śmiejemy z prób Amazona z dostarczaniem dronami przesyłek, ale wiele dziedzin jest na wyciągnięcie ręki.

Krystian Bielatowicz: Fotografowanie i filmowanie jest jednak największą działką. Tak jak wielu mamy filmowców i fotografów ślubnych, tak pojawia się coraz więcej operatorów nagrywających śluby z drona. W ten sposób można nagrać wyjścia z kościoła, plener, itd. Do takich zastosowań nie trzeba bardzo drogich kamer, bo odbywają się przeważnie za dnia, w dobrym świetle. Śluby to największa działka w fotografii „naziemnej” i podobnie może być z dronami. Całkiem spory jest również rynek reklam internetowych. Mamy tu na myśli nagrywanie hoteli, restauracji, dużych firm, korporacji, uniwersytetów, itd.

Zakup drona jest obecnie prostszy niż kiedykolwiek. Wystarczy pójść do dowolnego większego elektromarketu i można wyjść z dronem pod pachą. To sprawia, że nagrywaniem mogą się zajmować osoby zupełnie niedoświadczone. Tylko czy przeciętny użytkownik bierze pod uwagę kwestie bezpieczeństwa?

Krystian Bielatowicz: Dron z lustrzanką waży kilka kilogramów i jeśli spadnie na tłum ludzi, to oczywiście zrobi duże szkody. Tutaj jednak przywołałbym analogię do aut, gdzie każda osoba za kierownicą też może spowodować wypadek.

Tomasz Gładys: Dron to taka mała latająca „kosiarka do trawy”, a niewielu ludzi czyta instrukcję, bo po zakupie sprzętu chce jak najszybciej zacząć się bawić. Z tego względu producenci robią co mogą, by drony były możliwie bezpieczne. DJI dla przykładu wprowadził pewne ograniczenia w oprogramowaniu, które domyślnie uniemożliwiają użytkownikom wejście w manualny tryb lotu.

drony-4

Krystian Bielatowicz: Mimo to każdy pilot musi zachować rozsądek. Osobiście nigdy nie latałem dronem nad ludźmi. Uczyłem się latać tylko na dużych przestrzeniach. Przy moich zleceniach nie dochodzi do niebezpiecznych sytuacji.

Jeśli natomiast duża produkcja, typu reklama, zakłada przelot nad ludźmi, to całość wymaga większej organizacji. Jeśli klient jest świadomy, to wie, z czym to się wiąże, jeśli chodzi o koszty. Nagranie trzeba zgłosić do urzędu miasta i wykonać w asyście policji. W dużych produkcjach często występują statyści, a ludzie są ubezpieczeni. W przypadku osób indywidualnych, każda osoba powinna zadać sobie pytanie, na ile pewnie się czuje i na ile jest świadoma. Nawet jeśli pojawią się bardziej restrykcyjne ograniczenia prawne, to ludzie i tak znajdą sposób, by je obejść. To jak z prawem jazdy – choć dużo osób ma ten dokument, to niewiele potrafi dobrze jeździć.

Tomasz Gładys: Przy całym nośnym temacie dronów najbardziej brakuje przekazania ludziom świadomości z czym wiąże się latanie. Że istnieje podział na strefy powietrzne, że w jednych miejscach można latać, a w innym nie. Osoby latające amatorsko powinny mieć wiedzę, gdzie można latać, żeby nie zrobić problemów sobie i innym. Brakuje tu takiego działania mającego na celu uświadomienie operatorów.

Jak wobec tego wygląda polskie prawo? Czy jest ono za mało, a może za mocno rygorystyczne?

Tomasz Gładys: Na dzień dzisiejszy prawo wymaga licencji pilota tylko od osób zajmujących się nagrywaniem komercyjnie, czyli zawodowo. Teoretycznie ktoś, kto nagrywa dla siebie, może bez licencji latać dronem do 25 kg.

Krystian Bielatowicz: Trochę mnie dziwi ten podział na zastosowania komercyjne i niekomercyjne. W praktyce niekomercyjnie można nagrywać dużym dronem w centrum miasta, a komercyjnie nie można narywać małym Phantomem na pustej łące.

Tomasz Gładys: To dość delikatna sprawa. Łatwo wpaść w skrajności. Osobiście uważam, ze prawo nie jest bardzo rygorystyczne – wręcz przeciwnie. Są zapisy, które są niepotrzebne i które należałoby zmienić. Co więcej, Urząd Lotnictwa Cywilnego na swojej stronie podaje wszystkie zmiany, które chce wprowadzić do uchwały. Trwają obecnie konsultacja społeczne (co jest dobre), aczkolwiek po tych zmianach wielkiej rewolucji nie będzie.

W tym momencie osoba ze świadectwem może swobodnie latać na całym obszarze niekontrolowanej strefy, lub w miejscach, gdzie nie ma wydzielonych stref. Z kolei w miejscach stref trzeba z 10-dniowym wyprzedzeniem złożyć wniosek do Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Jeśli chcemy robić ujęcia mostu Siekierkowskiego w Warszawie, to możemy je robić po stronie Gocławia, ale nie od strony Wilanowa, bo jesteśmy tam w strefie lotniska Okęcie, a więc możemy być zatrzymani i ukarani grzywną.

Jest propozycja, by zmienić ten zapis. Pomysł jest taki, że nawet podczas lotów w strefie kontrolowanej (wydzielonej), możliwy będzie lot do 150 m bez uzyskiwania pozwolenia od Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. To byłoby bardzo dobre rozwiązanie do mniejszych projektów. Dziś jeśli chcemy zrobić ujęcie kolumny Zygmunta to musimy zgłosić wniosek o pozwolenie, a przecież latamy na kilkunastu metrach. To niepotrzebna biurokracja. Problem występuje przy wysokości 300-400 m, ale nie tuż nad ziemią.

A jak w praktyce jest z egzekwowaniem prawa? Czy policja i straż miejska są świadome nowych przepisów dotyczących dronów?

Tomasz Gładys: Wielokrotnie zatrzymywali mnie policjanci w centrum czy w parkach. Jeżeli rozmawia się z nimi i mówi, że ma się licencję, to bardzo ich to uspokaja. Spotkałem się z sytuacjami kiedy bez pozwolenia mówiłem, ze jestem uprawniony do latania, mam licencję, i zachowuję środki ostrożności. Wtedy takie tłumaczenie działa. Zdarza się jednak tak, że straż miejska lub policja nie pozwala na kontynuowanie lotów i wypisuje mandat karny w wysokości np. 500 zł.

drony-3

Czy egzaminy na licencję UAVO są przeprowadzane w Polsce na odpowiednio wysokim poziomie?

Tomasz Gładys: Egzamin teoretyczny wymaga pewnej wiedzy, choć nie jest skrajnie trudny. Egzamin praktyczny musi obejmować start, figury geometryczne, ósemki i lądowanie. Wszystko odbywa się z wyłączonym trybem GPS, więc pełne pole do popisu ma operator. Nie wpadałbym w skrajność, że to zbyt łatwy egzamin. Jest tu wszystko to, co jest wymagane do przeprowadzenia bezpiecznego lotu w granicach rozsądku. Są osoby, które ścigają się dronami, a więc wykonują znacznie trudniejsze ewolucje. Jednak w zastosowaniach filmowych i zdjęciowych wykonuje się delikatne ruchy, łuki, itd. Do takich lotów poziom egzaminu jest w zupełności wystarczający.

Czy obowiązkowe kursy przed egzaminem UAVO są dobrym pomysłem?

Tomasz Gładys: Według mnie to zdecydowanie dobry pomysł. Ktoś kto dostaje licencję operatora dronów staje się członkiem załogi latającej. Licencja na drona wygląda zupełnie tak samo jak licencja pilota. To taki sam dokument. Jak najbardziej uważam, że uświadamianie ludzi i edukacja są jak najbardziej potrzebne w tym temacie.

Tylko czy obowiązkowe kursy nie będą pretekstem do wyciągania z ludzi pieniędzy?

Tomasz Gładys: Kursy mogą mieć różną formę. Mogą trwać 2 dni, a może być to 5 dni. Oczywiście, jeśli będą oferowane tylko te dłuższe, to całość może stać się sposobem na zarabianie pieniędzy, co nie będzie dobre. Jednak sam pomysł kształcenia w rozsądnym wymiarze kosztowym jest bardzo potrzebny.

REKLAMA

Krystian Bielatowicz i Tomasz Gładys poprowadzą warsztaty filmowania i fotografowania z drona w ramach Akademii Nikona. Najbliższe warsztaty odbędą się w dniach 28-30 sierpnia 2015 roku.

*Zdjęcia w tekście: Tomasz Gładys

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA