W końcu poznaliśmy przyczynę wielu istotnych wad Apple Watcha
Od premiery Apple Watcha minęło już nieco czasu. Większość serwisów zajmujących się rozkręcaniem najnowszych gadżetów na części pierwsze zdążyło już zapoznać się z dokładną budową zegarka firmy z Cupertino. Dzięki temu dowiedzieliśmy się wielu ciekawych informacji na jego temat.
Największe uznanie redaktorów serwisów takich jak iFixit, Chipworks oraz ABI Research oczywiście wzbudziły bardzo małe wymiary płyty głównej Apple Watcha. Mimo że pod wieloma względami inteligentny zegarek przypomina smartfon, to wszystkie niezbędne elementy trzeba tu upchnąć na znacznie mniejszej powierzchni. W tym wypadku miała ona dokładnie 26 x 28 mm.
Z małej ilości miejsca wynikają też inne ograniczenia, takie jak brak możliwości zainstalowania odpowiednio dużego akumulatora. Wiele osób może podejrzewać, że to właśnie z tego powodu Apple Watch cechuje się nędznym czasem pracy bez ładowania, wynoszącym często mniej niż jeden dzień.
Gdzie leży przyczyna słabości Apple Watcha?
W przestarzałych podzespołach, które w nim zainstalowano. Otóż według informacji udostępnionych przez Chipworks i serwis Ars Technica, Apple zdecydował się na włożenie do Watcha układu wykonanego w 28-nanometrowym procesie technologicznym. Dla porównania, nowsze układy stosowane w iPhone 6 oraz iPhone 6 Plus został wykonane w procesie technologicznym 20 nm.
Oczywiście można się tu powoływać na przykład LG G Watch R, który ma 28-nanometrowy procesor Qualcomm Snapdragon 400 i na akumulatorze działa 3 dni, ale od razu mówię, że porównanie to nie będzie najlepsze. Zegarki z systemem Android Wear są o wiele mniej zaawansowane technicznie od Apple Watcha. Mają mniej funkcji, pracują pod mniejszym obciążeniem, pobierają mniej energii i dłużej działają bez ładowania. Nie ma w tym nic dziwnego, bo są tak naprawdę tylko ekranem do powiadomień.
Jeśli chcecie zobaczyć skrajny przykład tego, co kiepskie podzespoły mogą zrobić nawet z mało zaawansowanym urządzeniem, powinniście zwrócić uwagę na zegarek Motorola Moto 360. Tam znajduje się jeszcze starszy procesor TI OMAP 3 wykonany w procesie technologicznym 65 nm.
W połączeniu z ekranem IPS i akumulatorem mniejszym niż w innych zegarkach, zaowocowało to stworzeniem urządzenia, które nie może cały czas wyświetlać godziny, potrafi się zacinać i które i tak trzeba codziennie ładować. Co najwyżej ślicznie wyglądającą parodię smartwatcha, a nie inteligentny zegarek z prawdziwego zdarzenia.
Należy jednak zwrócić uwagę na to, że Apple mógł celowo zepsuć swój produkt.
Zarówno pierwszy iPhone, iPad, jak też MacBook Air, były sprzętami bardzo niedopracowanymi. Rewolucyjnymi, ale jednak niedopracowanymi. Dzięki temu, w tym przypadku Apple mógł z jednej strony ograniczyć koszt produkcji zegarka i zostawić sobie kilka asów w rękawie na następny rok. Należy do nich nie tylko wydajność i czas pracy na akumulatorze.
Te bowiem na pewno poprawią się wskutek wykorzystania układów wykonanych w 20- lub nawet 14-nanometrowym procesie technologicznym. Zastosowanie mniejszego układu może też wpłynąć na oszczędność miejsca w obudowie. Dzięki temu w Apple Watch drugiej generacji będą mogły się znaleźć np. dodatkowe czujniki zdrowotne.
Z tego powodu oszczędni fani inteligentnych zegarków powinni poczekać z ich zakupem. Dobrze wiemy, że urządzenia z Android Wear jak na razie nie są warte swojej ceny. Apple Watch miał być pierwszym smartwatchem z prawdziwego zdarzenia, a widać jak wyszło. Sam znam wielu fanów Apple, którzy zdecydowali się na poczekanie roku z kupnem zegarka. Bardzo często argumentowali to tym, że wypuszczenie kiepskiej pierwszej generacji produktu to stała zagrywka Apple. I cóż, niestety trudno się z nimi nie zgodzić.