Facebook a wolność słowa, czyli przypadek Turcji i Francji
Łatwo jest potępić Facebooka i Marka Zuckerberga, Turcję i Francję, za ograniczanie wolności słowa. Mark Zuckerberg to hipokryta, a kraje, które domagają się usuwania treści obraźliwych czy niezgodnych z prawem same biorą udział w ograniczaniu wolności słowa. Proste, prawda? No właśnie nie. Spotykają się tu co najmniej dwie różne sprawy i trzeba je odróżnić.
Po ataku na Charlie Hebdo Mark Zuckerberg wysmażył post, w którym twierdził, że Facebook będzie bronił wolności słowa, gdzie tylko się da. Niepotrzebnie, bo przez to naraził się na krytykę już kilka dni później, gdy okazało się, że serwis będzie lokalnie blokował w Turcji treści obraźliwe dla muzułmanów, w szczególności te o proroku Mahomecie.
Mocno prawicowy i coraz bardziej ostry rząd Turcji zagroził Facebookowi, że jeśli nie będzie blokował nieodpowiednich treści, to Turcja zablokuje dostęp do całego serwisu. A Turcja nie żartuje - zdarzało się jej blokować już całego YouTube'a czy Twittera.
W tym momencie łatwo się pogubić i wyciągnąć niewłaściwe wnioski. Tymczasem sprawa wygląda tak:
- Facebook, mimo że operuje globalnie, musi dostosowywać się do lokalnego prawa;
- Blokując nieodpowiednie w Turcji treści Facebook nie musi blokować ich globalnie, tylko na terenie Turcji;
- Facebook istnieje po to, żeby zarabiać i jeśli oznacza to rezygnację z wartości, które wyznaje, na rzecz obecności na rynku bogatym w użytkowników, wybierze korzystniejsze finansowo, a nie ideologicznie rozwiązanie;
- Zuckerberg to hipokryta;
- To nie wina Facebooka, że rządy dosyć sekularnych i demokratycznych krajów radykalizują się;
- Krytykując Facebooka trzeba zastanowić się, co jest ważniejsze - danie światowym korporacjom możliwości nieprzestrzegania prawa, co może doprowadzić do nadużywania tego przywileju (np. używania prywatych danych użytkowników niezgodnie z lokalnymi regulacjami), czy zmuszanie wielkich firm do poszanowania prawa.
Trudne to pytania, jednak skłaniam się ku temu, by Facebook przestrzegał lokalnych regulacji. Nawet, jeśli oznacza to blokowanie treści, co do których uważam, że nie powinny być blokowane. Nawet, jeśli doprowadzi to do sytuacji, w której Facebook i Google będą musiały usuwać we Francji treści podpadające pod mowę nienawiści.
Bo Francja też postanowiła, na fali reperkusji po Charlie Hebdo, dołożyć swoje trzy grosze i próbować zmusić Fejsa, Google'a, Microsoft i Twittera do przestrzegania francuskiego prawa.
Obserwatorzy boją się, że Francja wchodzi na ścieżkę Stanów Zjednoczonych i Patriot Act - legislacji pozwalającej na cenzurowanie czy działanie służb w ukryciu, bez przejrzystości. To bardzo możliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę nawoływania Wielkiej Brytanii czy Francji do zwiększenia kompetencji w dostępie do danych użytkowników i blokowania szyfrowania wiadomości w imię walki z terrotyzmem.
Tylko, że to problem rządów i nasz - obywateli! My, a nie Facebook, amerykańska korporacja, powinniśmy kontrolować działanie władz.
Jedyną przewiną Facebooka jest Zuckerberg mówiący o ideałach, a prowadzący zwykły biznes, który zyski postawi zawsze przed ideami.
* Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock.