"Why you so like that?" - singapurski singlish, czyli co oni do mnie mówią?
Jest fajny, swobodny, chwytliwy i komiczny, ale też mocno dezorientujący i choć przyjemny w obserwacji to ciężki w zrozumieniu. Ku mojemu nieszczęściu Singapurczycy posługują się nim znacznie częściej niż angielskim. To Singlish, w którym np. siow-siow znaczy bałaganić.
Trafiasz do miejskiej, betonowej dżungli. Na lotnisku szukasz pomocy w dotarciu do swojej hostelowej jaskini. Na szczęście autochtonom dobrze z oczu patrzy, a ty słyszałeś, że w Singapurze angielski jest powszechny jak komary nad polskimi jeziorami. Wzrokiem skaczesz po skośnookich twarzach i odnajdujesz w tłumie tego jedynego, którego przepytasz z topografii lotniska i okolic. Tubylec uśmiecha się szeroko, czyniąc z oczu wąziutkie kreseczki po obu stronach nosa i otwierają usta...
Czar pryska! Struny głosowe grają na nieznanych Ci do tej pory śpiewno-sycząco-mlaskających tonach. Z całej litanii rozumiesz kilka słów, które rejestrujesz dzięki międzynarodowemu językowi migowemu.
"Rozmówca" czeka na podziękowania za poświęcony czas, a Ty czujesz się bardziej zagubiony niż wcześniej. Na szczęście nieopodal położona jest błoga oaza angielskiego - centrum informacji turystycznej, gdzie singlish ginie jak za czarodziejskim dotknięciem ręki do dzwoneczka wzywającego obsługę.
Opisywanie Singapuru bez poświęcenia choćby jednego artykułu ichniejszemu tworowi lingwistycznemu byłoby jak wizyta w Paryżu z pomięciem Wieży Eiffela i Luwru. Zwłaszcza, że singlish jest dla Singapurczyków niezwykle ważny.
Jest on oparty na języku angielskim, ale nieco zmodyfikowanym i bardzo wzbogaconym o wpływy azjatyckie. Przez lata przeniknęło do niego wiele zwrotów zapożyczonych z malajskiego, tamilskiego, mandaryńskiego i różnych chińskich dialektów. Wynikło to po pierwsze z kolonialnej przeszłości Singapuru jako dominium brytyjskiego, a także z polityki władz - bilingwistycznej (każde dziecko oprócz angielskiego uczy się także przynajmniej jednego języka obcego - "języka przodków"), a także imigracyjnej (niższe warstwy społeczne stanowiła w przeszłości ludność napływowa z Malezji, Indii i Chin).
Singlish pokazuje także, że nawet w państwie, którego obywatele kontrolowani są w sposób tak rygorystyczny jest nieco miejsca na "rebelię".
Singapurski rząd patrzy na konwersacje swoich obywateli z chłodną neutralnością od samego początku kiedy z angielskiego uczyniono język urzędowy tej niewielkiej wyspy. Ludziom nie było jednak w smak naśladowanie brytyjskiego akcentu i większość pozostała przy wygodniejszym dla nich dialekcie.
Na rządową kampanię "Speak good English", odpowiedzieli oni zorganizowaniem ruchu "Speak good Singlish", którym ma pokazać, że singlish nie jest jakąś pokręconą, chińską wariacją na temat angielskiego, której kasetowe nagrania należy zakopać na pustyni, a pełnoprawnym dziedzictwem narodowym wymagającym pielęgnacji.
Często można jednak spotkać także tzw. kay angmos - singapurczyków zakręconych (w negatywnym słowa tego znaczeniu) na punkcie czystości angielskiego, którzy "zapominają, że nie są biali". Bywają także nazywani fałszywymi Kaukazjanami, lub yaya-papayas - snobami, w których głosie nie zadrży nawet pojedyncza nutka singlishu, uważanego za skazę Singapuru.
A jak jest wśród młodego pokolenia? Można się spodziewać, że wśród pokolenia Y studiującego w bardzo umiędzynarodowionym środowisku singlish będzie można spotkać równie często co śnieg na równiku... Niestety jest zupełnie odwrotnie.
Mam wiele koleżanek (z niewiadomych mi przyczyn dotyczy to znacznie częściej przedstawicielek płci pięknej), które na zajęciach muszę prosić, aby mówiły wolniej, lub lepiej akcentowały słowa, gdyż w przeciwnym wypadku konwersacja przypominać będzie bardziej głuchy telefon. Prośby najczęściej skutkują, ale jedynie przez kilka chwil. Później ku mojemu nieszczęściu singlish wraca o łask.
Wielu studentów potrafi posługiwać się bardzo dobrym, czystym angielskim, ale singlish wydaje im się zdecydowanie prostszy i szybszy w komunikacji od momentu kiedy słowa zaczyna się wypluwać z prędkością karabinu maszynowego dzierżonego w rękach Williama "B.J." Blazkowicza.
Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się kiedy zajęcia prowadzi jakiś amerykański profesor. Wtedy singlish jest pragmatycznie odkładany na bok. Podobnie sytuacja przedstawia się w międzynarodowych korporacjach, gdzie kadrę zarządzającą często stanowią managerowie z Europy, u których uczulenie na singlish wyczuć może być trudno. Singapurczycy sami uważają, że używanie singlisha w pracy może opóźnić ich wspinaczkę po szczeblach kariery, czego w społeczeństwie tak merytokratycznym należy unikać jak ognia.
//