Mocna obietnica: Nigdy nie uzależnimy cię tylko od siebie - rozmawiamy z Angelosem Kottasem o chmurze hybrydowej VMware
Chmura hybrydowa, czyli połączenie bezpieczeństwa lokalnej infrastruktury i wszechdostępności i wygody publicznej chmury. VMware to względnie nowy gracz na tym rynku. W którą stronę będzie zmierzał? O to wypytaliśmy Angelosa Kottasa, człowieka odpowiedzialnego za to całe zamieszanie.
VMware zaczynał jako firma wirtualizująca komputery o architekturze x86. W dzisiejszych czasach jednak sama wirtualizacja to stanowczo za mało. Firma ta więc, goniąc Amazon czy Microsoft, postanowiła wejść w biznes „chmurowy”. Zrobiła to jednak nieco późno i tak jak rynek zdecydowanie nie jest jeszcze nasycony, tak wiele potężnych korporacji ma już umowy partnerskie z innymi firmami i przesiadka na takie rozwiązania, jak vCloud Air mogłaby się okazać wątpliwa z punktu widzenia ekonomicznego, że o korzyściach technicznych nie wspomnę.
- Jak widzę korporację pracującą na Amazonie, to moim celem nie jest przekonanie jej, by porzuciła dotychczasowego partnera i wdrożyła vCloud Air – odpowiada Kottas. Jego zdaniem, chmurowy rynek jest wciąż zbyt młody, by usługodawcy próbowali wydzierać sobie partnerów. – Wszyscy rosną na tym rynku, zarówno my, jak i konkurencja – twierdzi i dodaje, że firmy z bardzo wielu różnych powodów będą korzystać z więcej niż jednego dostawcy chmury. Jeden z pierwszych ważnych klientów VMware, jeżeli chodzi o usługi chmurowe, była firma, która już była związana z Microsoft Azure, będąca zadowolona z tej usługi i niezamierzająca jej porzucać. vCloud Air, jak twierdzi Kottas, został wdrożony do zupełnie innych celów niż wcześniejsze rozwiązania chmurowe.
Gdzie więc tkwi siła hybrydowej chmury VMware?
- Dla innych dostawców, hybrydowa chmura to migracja obciążeń przetwarzania danych, to rozdzielenie VPN-ów i prywatnych linii. Dla nas hybrydowość to wspólny model operacyjny dla prywatnej i publicznej chmury – twierdzi Kottas, dodając, że rozwiązania VMware mogą wirtualizować nawet całą strukturę sieciową i rozciągać politykę bezpieczeństwa firmy również na to, co jest w chmurze. Chmura vCloud Air, jak mnie zapewnia mój rozmówca, zachowuje się dokładnie tak samo, jak prywatne centrum danych, a dzięki temu można w niej umieszczać aplikacje z takimi samymi odwołaniami sieciowymi i bez dodatkowych modyfikacji. Nawet narzędzia do zarządzania infrastrukturą informatyczną firmy nie „gubią” kompatybilności po przeniesieniu aplikacji do chmury. Tak mnie przynajmniej zapewnia mój rozmówca.
Kottas przyznaje, że jego firma nie zamierza przekonywać swoich potencjalnych klientów do migracji z wykorzystywanych już przez nich rozwiązań chmurowych. Bo da się to zrobić, są nawet do tego narzędzia, które są oferowane przez partnerów VMware. Przyznaje jednak z rozbrajającą szczerością, że to nie ma sensu. Aplikacja nie jest samodzielnym bytem, jest otoczona metadanymi, środowiskiem sieciowym i innymi elementami. Przeniesienie jej z jednej maszyny wirtualnej na drugą nie wystarcza. Przeprowadzka, jego zdaniem, nie jest więc ani optymalną, ani opłacalną decyzją. Wybór vCloud Air daje za to inne korzyści, wspomniane w poprzednim akapicie. Co paradoksalnie stanowi też słabość VMware, bowiem „ucieczka” z jego chmury na inną, jest w przypadku aplikacji napisanej pod jego chmurę banalnie prosta.
Chmura to konieczność budowania centr danych. Co z VMware?
Ostatnimi czasy w mediach dużo się mówi o prawie dotyczącym przechowywania danych. W wielu krajach korporacje są wręcz prawnie zobligowane do przechowywania informacji w kraju, w którym operują. Na dodatek im dalej centrum danych się znajduje od firmy, tym większe opóźnienia w komunikacji. VMware, jak zapewnia mnie Kottas, jest tego świadom i inwestuje.
- Uruchomiliśmy vCloud Air we wrześniu ubiegłego roku, 13 miesięcy temu. Mieliśmy jedno centrum danych. Dziś mamy ich siedem w USA, mamy je w Japonii i w Wielkiej Brytanii, szykujemy umowę partnerską z Chinami, która wejdzie w życie na początku przyszłego roku, szykujemy się też Niemcy. Za rok, jeśli się tu spotkamy w Barcelonie, będziemy mieć, jak sądzę, jeszcze kolejnych dziesięć centrów, o których będę mógł ci opowiedzieć – obiecuje Kottas, dodając, że dzięki niemieckim centrom VMware może się rozwijać na rynkach wschodnio- i południowoeuropejskich. Powstaną też dodatkowe centra, ale mój rozmówca nie chciał zdradzić gdzie dokładnie. VMware umożliwia też wybór centrum danych, z którego dana firma chce wykorzystać, dając klientowi pełną kontrolę nad tym, gdzie jego dane będą przechowywane.
„Chcemy, by deweloperzy nas pokochali”
Kottas za każdym razem, gdy zaczyna mówić o programistach tworzących aplikacje dla rozwiązań chmurowych, zaczyna się ożywiać i pałać autentycznym entuzjazmem. Widać, że ta część jego pracy to jego konik. Dlatego też, gdy zapytałem go o najważniejsze, z jego punktu widzenia, wydarzenie na VMworld 2014, zaczął wymieniać wszelakie narzędzia właśnie dla nich, jak DevOps, Object Storage, Mobility Services i resztę. Widać, że dopóki on jest odpowiedzialny za dział Hybrid Cloud, dopóty VMware będzie inwestował w dobre relacje z programistami. Bo, jak słusznie zauważa, dział IT może zmusić pracownika do wykorzystywania danych rozwiązań. Deweloper zaś sam będzie wybierał swoją specjalizację i obszar swoich zainteresowań.
Przyszłość VMware to bycie prawdziwie elastyczną firmą oferującą pełną heterogeniczność swoich rozwiązań. Tak przynajmniej twierdzi mój rozmówca. Kierunek rozwoju to otwartość. – My nie mamy własnych aplikacji, nie musimy jedną odnogą biznesu promować innej. My zajmujemy się chmurą, wirtualizacją i wszystkim, co z tym związane. Możemy wchodzić we względnie dowolne umowy partnerskie. Współpracujemy z SAP, z Oracle, z Microsoftem. Nasi partnerzy to Puppet, Shaft i wiele innych. Nigdy cię nie przywiążemy do siebie smyczą bez możliwości łatwej ucieczki. Chcę, byś korzystał z naszych produktów i usług nie dlatego, bo musisz, a dlatego, bo chcesz – twierdzi Kottas.
Biorąc pod uwagę poziom zaufania dla VMware, na razie idzie im to całkiem nieźle.
*Ilustracja tytułowa pochodzi z serwisu Shutterstock.