Cudowna karta płatnicza, która może zastąpić wszystkie inne. O ile jesteś cierpliwy
Wizji jednej karty płatniczej, zamiast co najmniej kilku rozpychających portfel i lubiących zawieruszyć się wtedy, kiedy są nam najbardziej potrzebne, nie udało się do tej pory zrealizować. Próbowali liczni, w tym Coin, o którym swego czasu było naprawdę głośno. Niestety tamten pomysł, pomimo zastosowania ciekawych i nowych technologii, był dla mieszkańców Europy nieprzydatny i wręcz archaiczny.
Wszystko przez fakt, że dostosowano go do rynku amerykańskiego i wykorzystując... pasek magnetyczny. W czasach chipów i PINów, tak popularnych poza USA, nie była to raczej propozycja, która mogłaby zachwycić kogokolwiek, kto nie mieszka w tym kraju. Sama idea była natomiast kusząca i aż dziwne, że musieliśmy czekać prawie rok na kolejny, niemal równie "głośny" pomysł. Lepiej przemyślany, lepiej zrealizowany i bardziej dopracowany. I przy okazji droższy.
Mowa oczywiście o Plastc, który od wczoraj robi furorę w mediach internetowych. Zasada działania jest niemal taka sama - w jednym urządzeniu o wymiarach zbliżonych do wymiarów standardowej karty płatniczej czy kredytowej możemy przechowywać dane o wszystkich kartach jakie posiadamy (maksymalnie 20). W momencie płacenia jedno kliknięcie pozwala nam wybrać, z której karty chcemy skorzystać. Żadnego przeszukiwania portfeli czy kieszeni - mamy w ręce Plastc, mamy w ręce wszystkie nasze karty.
Co różni ją od Coin? Oczywiście obecność - oprócz paska magnetycznego - chipu, dzięki czemu staje się ona o wiele bardziej uniwersalna. Albo po prostu przydatna w krajach innych niż Stany Zjednoczone. Zapłacimy więc w niemal dowolny sposób - paskiem, chipem albo zbliżeniowo.
Plastc nie powiela również innego błędu swojego poprzednika, do złudzenia przypominając zwykłą kartę płatniczą. Wszystko za sprawą ekranu e-ink, który po wybraniu odpowiedniej karty wyświetla przypisane do niej informacje w takim układzie, jak na naszej standardowej karcie. Wygląda dzięki temu normalnie, a nie jak futurystyczny gadżet, choć bez wątpienia właśnie nim jest.
Świadczy o tym chociażby liczba dodatkowych funkcji, których nie posiadają zwykłe karty. Wbudowany i programowalny moduł NFC/RFID może nam pozwolić np. na zamianę naszej karty płatniczej w kartę dostępową. Ekran e-ink umożliwia wyświetlanie kodów z programów lojalnościowych lub informację o właścicielu karty (np. w przypadku jej zgubienia). Bluetooth LE zapewnia łączność z telefonem, zarządzanie zbiorem kart z poziomu aplikacji, która dodatkowo będzie monitorować nasz budżet i tworzyć odpowiednie sprawozdania.
Wbudowany czujnik światła wykrywa natomiast kiedy chowamy kartę do portfela i ogranicza zużycie energii. W teorii jedno ładowanie powinno wystarczyć na cały miesiąc płacenia, a zastosowanie ładowania bezprzewodowego zdecydowanie ułatwia ten proces.
Jeśli natomiast często gubimy portfel, możemy ustalić czas, po którym - o ile nie nastąpi połączenie ze smartfonem - wszystkie dane zostaną z Plastca usunięte. Pozostałe opcje bezpieczeństwa również wzbudzają zaufanie - dodatkowy PIN do karty, czy dezaktywacja NFC oraz paska na czas, kiedy nie wybierzemy żadnej karty z całą pewnością mogą ocalić niejeden portfel.
I wszystko jest pięknie, wręcz doskonale, dopóki (jak zwykle) nie przejdziemy do tak istotnych szczegółów jak cena czy data premiery. Plastc kosztuje bowiem aż 155 dol. - o 55 dol. więcej niż początkowo Coin i nawet o 100 dol. więcej niż Coin w ramach czasowych promocji. Oczywiście jeśli ktoś ma np. 10 kart płatniczych, to ma również pieniądze, żeby wydawać około 500 zł na rozwiązanie problemu tego nadmiaru.
Nie spodoba mu się natomiast bez wątpienia czas oczekiwania. Plastc, za którego zapłacimy teraz, dotrze do nas najwcześniej w lecie przyszłego roku. Możemy mieć więc do czynienia albo z przypadkiem podobnym do Tile - gdzie część osób była zdziwiona tym, że coś dostała, bo zdążyła już zapomnieć o tym, że cokolwiek zamówiła. Ewentualnie powtórzy się sytuacja Coina, gdzie znudzeni oczekiwaniem i opóźnieniem klienci po prostu anulowali zamówienia.
Najważniejsze pytanie pozostało jednak na koniec. Czy potrzebujemy w ogóle takiego produktu, szczególnie w momencie, kiedy dostawczy kart, urządzeń mobilnych oraz operatorzy robią wszystko, aby przenieść nasze płatności z plastiku do telefonów albo smartzegarków? Plastc rozwiązuje bowiem problem zbyt wielu kart, ale nie rozwiązuje problemu konieczności noszenia przy sobie karty. Jest więc jedynie krokiem pośrednim.
I taki krok, gdyby pojawił się rok temu, czy nawet dzisiaj trafił do sklepów, prawdopodobnie byłby potrzebny. Za rok, czy nawet później, jeśli doliczyć obowiązkowe opóźnienia, może się okazać po prostu przeżytkiem.