Leonardo Di Caprio jako Steve Jobs? Niestety nie wróży to nic dobrego
Świat obiegła dziś informacja, że do roli Steve'a Jobsa w filmie produkcji Sony na podstawie scenariusza Aarona Sorkina przymierzany jest... Leonardo Di Caprio. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale ta nominacja nie wróżyłaby niczego dobrego projektowi tego filmu.
![Leonardo Di Caprio jako Steve Jobs? Niestety nie wróży to nic dobrego](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fspidersweb%2F2014%2F04%2Fjobs-movie-380x215.png&w=1200&q=75)
Obejrzałem ostatnio "Jobsa" - pierwszy zapewne z długiej serii filmów o zmarłym kilka lat temu charyzmatycznym twórcy Apple'a, a dla mnie osobiście najwybitniejszej postaci w historii rynku technologii komputerowych. Obejrzałem i się załamałem. Ten gniot jest nie tylko obrazą dla pamięci postaci Steve'a Jobsa, ale przy okazji po prostu wybitnie słabym filmem pod kątem scenariuszowym, aktorskim, reżyserskim, dramaturgicznym; no dosłownie każdym.
Każdy kto przeczytał "oficjalną" biografię Jobsa autorstwa Waltera Isaacsona doskonale wie, jak wybitnie skomplikowaną postacią był twórca Apple'a, a jego życie mogłoby stanowić podstawę świetnych scenariuszy różnego rodzaju typów filmu: sensacyjnego, dramatycznego, komediowego, czy familijnego.
![steve-jobs-by-walter-isaacson](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fspidersweb%2F2011%2F11%2Fsteve-jobs-by-walter-isaacson.jpg&w=1200&q=75)
Najgorsze co można zrobić to próbować streścić życie Jobsa w ramach quasi-biograficznego filmu, co niestety próbowano robić w "Jobsie". W 90 - 100 minut długości przeciętnego filmu nie da się tego dobrze zrobić, więc w rezultacie dostajemy film niezrozumiały dla niezorientowanego w szczegółach biografii Steve'a Jobsa widza, na dodatek z kompletnie spłaszczonymi, zinfantylizowanymi wątkami.
Film na podstawie scenariusza Sorkina ma być inny. Składa się ponoć z trzech 30-minutowych scen zza kulis przygotowania do słynnych prezentacji produktowych prowadzonych przez Jobsa.
To brzmi dość przekonująco, bo niesztampowo, z potencjałem na pokazanie skomplikowanego charakteru Jobsa i jego podejścia do życia/pracy, tyle że przy okazji nie brakuje wątpliwości. Pierwszą z nich jest trudność ze znalezieniem reżysera. Typowany do tej roli genialny David Fincher ponoć nie dogadał się z Sony. A szkoda, bo patrząc chociażby po tym, jak Flincher potraktował "Dziewczynę z tatuażem" - film równie trudny do zaadaptowania po wybitnej powieści i całkiem niezłym oryginalnym filmie szwedzkim - byłaby szansa na dzieło wolne od banału, w który tak łatwo wpaść analizując postać Jobsa.
![SteveJobs](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fspidersweb%2F2011%2F10%2FSteveJobs.png&w=1200&q=75)
Drugim jest właśnie Leonardo Di Caprio - aktor bez wątpienia wybitny, choć z tendencjami do odtwarzania ciągle tej samej roli w kolejnych filmach (Aviator, Incepcja, Gatsby, czy Wilk z Wall Street). Dopiero niedawno niesamowitą i nietypową dla siebie rolą w "Django" Tarantino, Di Caprio przekonuje, że może zagrać coś więcej niż rozhisteryzowanego self-made mana.
Di Caprio jest jednak aktualnie na samym szczycie hollywoodzkiej piramidy, co oznacza, że produkcje, w które się angażuje są typowymi hollywoodzkimi superprodukcjami - ociekają setkami milionów dolarów w teledyskowej konstrukcji. Odnoszę wrażenie, że taka formuła nie sprawdzi się przy ekranizacji biografii Steve'a Jobsa.
Nie ma więc reżysera, jest wątpliwy kandydat do odtwórcy głównej roli i to niestety nie napawa optymizmem przed kręceniem "kultowego filmu o Stevie Jobsie". Jeśli bowiem miałby to być paszkwil podobny do "Jobsa" z Ashtonem Kutcherem w roli głównej, to wolałbym pewnie by w ogóle nie powstawał.