Ryzykowna operacja zakończyła się pełnym powodzeniem - Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney - recenzja Spider's Web
Magia, magia, jeszcze raz magia! Najnowsza przygodowa gra logiczna to połączenie dwóch całkowicie samodzielnych, niezależnych od siebie marek. Detektyw Layton oraz adwokat Wright spotykają się w jednej produkcji, łącząc najlepsze, co w tytułach Capcomu i Level 5. Z ryzykownej mieszanki różnych smaków wyszło wspaniałe danie, obowiązkowe dla każdego miłośnika unikalnych produktów Nintendo.
Zarówno Professor Layton tworzony przez studio Level 5, jak również Phoenix Wright Capcomu doskonale radzili sobie w formie samodzielnych, całkowicie odrębnych gier. Próżno szukać miłośnika platform Nintendo, który nie słyszałby o sympatycznym prawniku. Posiadacze konsol DS i 3DS na pewno nie raz mieli do czynienia z profesorem Laytonem oraz jego uczniem Luke’m. Teraz dwójka bohaterów staje ramię w ramię, łącząc swoje unikalne umiejętności. Te będę niezbędne w imię rozwiązania intrygi, która wykracza daleko poza wcześniejsze doświadczenia protagonistów.
Pomimo dwóch odmiennych marek upchniętych w jednym kartridżu, Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney jest zaskakująco spójną produkcją.
Gdyby nie unikalne rysy głównych bohaterów, miałoby się wrażenie, że ten oryginalny duet od samego początku został stworzony jako nierozerwalna, uzupełniająca się całość. Kapitalne wrażenie zostało zbudowane na godnym uznania balansie pomiędzy elementami zapożyczonymi z obu popularnych serii gier.
Czy to rozwiązywanie łamigłówek wspólnie z Laytonem i Luke’m, czy też sądowe przepychanki Wrighta, wspólna produkcja Capcomu i Level-5 cechuje się dokładnie tą samą otoczką i klimatem. Przeskakując między protagonistami wciąż ma się wrażenie uczestnictwa w jednej, spójnej opowieści.
Oczywiście zarówno wzięty prawnik jak również dżentelmen w kapeluszu posiadają swoje własne, unikalne umiejętności. Te jednak doskonale się uzupełniają, natomiast cykliczne zmiany prowadzonej przez gracza postaci to mistrzowski zabieg. Za jego sprawą rozgrywka nie nudzi się, z kolei tytuł skutecznie walczy z powtarzalnością i monotonią.
Chociaż przez pierwsze godziny zabawy miałem wrażenie, że to fragmenty z Phoenixem Wrightem są znacznie ciekawsze, ostatecznie oba studia stanęły na wysokości zadania.
Gracz dostał naprawdę ciekawą zawartość do ogrania. Eksploracja otoczenia za pomocą rysika i dotykowego ekranu, prowadzenie dialogów, rozwiązywanie spraw sądowych czy łamanie głowy nad zróżnicowanymi łamigłówkami – podstawowych, równie ważnych elementów składających się na Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney jest kilka. Każdy z nich zachęca do zabawy i oferuje potrzebny użytkownikowi powiew świeżości.
Gracza do konsoli Nintendo 3DS przykuwa również bardzo dobrze opowiedziana historia. Rozpoczynająca się w klimatycznym, ogarniętym deszczem Londynie opowieść dosyć powściągliwie łączy wszystkie wątki, prowadząc do spotkania Laytona i Wrighta. Kiedy jednak to w końcu następuje, gracz staje przed zupełnie nowym wyzwaniem, obcym jemu oraz dwójce protagonistów.
Zarówno logika profesora, jak również sądowe doświadczenie prawnika nie wystarczają, aby odnaleźć się w świecie, który opiera się na zupełnie innych prawach i zasadach. Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney wprowadza do cyfrowego życia fikcyjnych bohaterów elementy magii oraz naprawdę dobrze rozpisanych, oryginalnych i tajemnicznych postaci.
Rozmowy z nimi to jedna z największych przyjemności podczas zabawy. Chociaż tekstu jest cała masa i posiadacz handhelda może momentami się pod nim uginać, dialogi zostały rozpisane naprawdę ciekawie. Aktorzy podglądający głosy pod postacie z nawiązką stanęli na wysokości zadania. Angielska wersja językowa tej gry została wykonana pierwszorzędnie. Słychać to zwłaszcza podczas rozmów dżentelmenów z angielskim akcentem oraz emocjonujących rozpraw sądowych, wyreżyserowanych nie gorzej niż teatralne produkcje.
Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney pojawił się na zachodnim rynku w dwa lata po swojej japońskiej premierze.
Normalnie takie traktowanie europejskiego gracza mogłoby skończyć się moim marudzeniem, lecz w tym przypadku czuję się udobruchany. Dostając tak dobrze wykonaną lokalizację jestem w stanie wybaczyć te 24 miesiące zwłoki. Szkoda tylko, że zaledwie promil wszystkich dialogów jest wypowiadanych przez aktorów. Rozkosz dla uszu.
Nie mogę również napisać złego słowa o warstwie wizualnej. Na ekranie 3DSa XL trójwymiarowe modele postaci wyglądają naprawdę ładnie. Napotkane osoby posiadają oryginalny, przesympatyczny wachlarz ruchów oraz paletę wyraźnie zaznaczonych emocji. Otoczenie zobrazowane w postaci dwuwymiarowych pejzaży z nałożonymi elementami 3D również zdaje egzamin. Nie widać tego na zdjęciach, ale każda lokacja posiada swoją głębię, część z nich jest również niezwykle klimatyczna.
Chociaż zabrakło widoków naprawdę epickich i zapierających dech w piersiach, eksploracja gry to niezwykle przyjemna, chociaż powtarzalna zabawa. Przeszukiwanie pikseli w poszukiwaniu ukrytych „znajedziek” zupełnie się nie nudzi, w przeciwieństwie do rozpraw sądowych Wrighta. Te początkowo wyrastają na najlepszy element gry, lecz z czasem poziom sądowych banałów, przypuszczeń oraz naciągnięć scenariusza sięga niebezpiecznie wysoko.
Ace Attorney nigdy nie było „symulatorem sądownictwa” (i bardzo dobrze!), ale momentami szkoła Anny Marii Wesołowskiej jest aż nazbyt odczuwalna.
To, co naprawdę zaskoczyło mnie w Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney, to czas potrzebny na przejście tej produkcji. Nawet nie rozwiązując wszystkich zagadek i łamigłówek, przygody Wrighta i Laytona to zabawa rozplanowana na dni, nie godziny. Przyzwyczajony do wielkoformatowych, przepełnionych akcją produkcji na konsole stacjonarne przecierałem oczy ze zdumienia, kiedy po ponad 15 godzinach rozgrywki wciąż nie byłem nawet w 1/3 opowieści.
Pragnę przypomnieć, że mówimy o tytule mobilnym, który w teorii powinien być znacznie skromniejszy od swoich stacjonarnych odpowiedników. Jest zupełnie odwrotnie. Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney posiada wiele równoległych filarów rozgrywki, które nie nudzą się, za sprawą epizodycznie prowadzonej narracji. Gra wystarczająca na tygodnie zabawy, do tego niezwykle ciekawie rozpisane postacie, wciągający scenariusz, atrakcyjna, „magiczna” oprawa wizualna i świetna gra aktorska – coś w tej produkcji jest w ogóle nie tak?
Unikalny pomysł umieszczenia w jednej grze dwóch różnych bohaterów musiał pociągnąć za sobą pewne ofiary i uproszczenia. Chociaż gra jako całość sprawia wrażenie w pełni integralnego i dobrze przemyślanego produktu, tak możliwości obu protagonistów zostały widocznie ograniczone. Ani rozprawy Wrighta, ani dochodzenia Laytona nie są tak drobiazgowe, szczegółowe i wielowarstwowe, jak w samodzielnych grach Capcomu oraz Level-5.
Unikalne, uwielbiane przez fanów Nintendo elementy rozgrywki musiały ulec pewnemu spłyceniu, pewnej standaryzacji.
Dla wielu problemem może być również prawdziwa masa dialogów, sporadycznie poprzetykana ładnymi animacjami. Uwielbiam rozsiąść się wygodnie z handheldem w dłoni i wciągnąć w wirtualny świat oraz postacie z nim związane. Jeżeli jednak liczysz na błyskawiczne przeskakiwanie pomiędzy zagadkami oraz wygrywanie rozprawy sądowej za rozprawą – to nie tutaj.
Powoli, spokojnie, krok po kroku i poszlaka po poszlace. Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney to tytuł dla cierpliwych długodystansowców, którzy cenią sobie nieco ospale prowadzoną opowieść oraz tytuł nadający się na tygodnie zabawy.
Muszę przyznać, że jestem oczarowany. Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney to jedna z najważniejszych, o ile nie najważniejsza premiera dla konsoli Nintendo 3DS w Europie tego roku. Ryzykowne operacja połączenia dwóch odrębnych gier w jedną całość zakończyła się pełnym powodzeniem. Pacjent ma się bardzo dobrze i jeszcze wiele życia przed nim. Jeżeli lubujecie się w tego typu produkcjach, omawiany tytuł jest dla Was produkcją obowiązkową.
Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney to esencja tego, co Nintendo ma najlepszego do zaoferowania. Specyficzna magia ich ekskluzywnych produkcji wylewa się w obu ekranów 3DSa, zalewając gracza po samą szyję. Kapitalne zwieńczenie bogatego w niesamowite gry marca.