Internet Explorer nie pojawi się na Androida, bo... to bez sensu
Wczoraj wychwyciłem w sieciach społecznościowych coraz szerzej rozprzestrzeniającą się plotkę: będzie Internet Explorer dla Androida! Nawet najgrubszymi nićmi szyta plotka musi mieć jednak jakiekolwiek podstawy. Ta jest niedorzeczna. Oto dlaczego.
Internet Explorer dla Androida? Ktoś mógłby pomyśleć: to logiczne! Przecież Microsoft teraz jest (lub dąży do) firmą opierającą się na „urządzeniach i usługach”, otwiera klatkę Windows i udostępnia swoje produkty gdzie popadnie: na OS X, iOS-a, Androida a nawet BlackBerry 10. Zgadza się. Ale przeniesienie Internet Explorera na inną niż Windows platformę jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Zarówno z biznesowego, jak i praktycznego punktu widzenia
Po co robi się przeglądarki internetowe i czemu są za darmo?
Czasy płatnych przeglądarek internetowych minęły bezpowrotnie. Czy to Opera, czy Firefox, czy Chrome, wszystkie z nich są do pobrania za darmo. W większości przypadków nie wyświetlają też reklam (nie mówimy tu o witrynach internetowych, a samych przeglądarkach) i nie zbierają danych behawioralnych, które potem są odsprzedawane reklamodawcom. Na czym więc zarabiają? Na usługach i partnerach.
Przeglądarki internetowe, nawet te mniej popularne, to aplikacje użytkowane przez miliony użytkowników. W związku z czym każdemu usługodawcy cholernie zależy na tym, by w owej przeglądarce internetowej zaistnieć. Jak myślicie, kto decyduje o obecnych domyślnie wyszukiwarkach w przeglądarce? Sami dostawy wyszukiwarek, którzy płacą za umiejscowienie ich grube pieniądze, płacą też za każde wysłane do ich wyszukiwarki zapytanie. Partnerzy płacą za ekspozycję w modułach typu Speed Dial, płacą za bycie dodanym do zakładek i płacą... grube pieniądze.
Dlatego twórcom przeglądarek zależy, by zaistnieć na jak największej ilości platform. Im więcej użytkowników, tym więcej zapytań do wyszukiwarek z tej konkretnej przeglądarki i więcej okazji na zaproponowanie czegokolwiek partnerowi.
Google wręcz traktuje swoją przeglądarkę jak drugi system operacyjny, operujący w tym „natywnym”, który jest platformą dla jego usług webowych i dodatków i rozszerzeń ze sklepu Chrome Web Store.
Microsoft ma inne podejście do weba
Największy arcyrywal Microsoftu, a więc Google, traktuje aplikacje webowe jako programy uruchamiane w przeglądarce. Google jest liderem jeśli chodzi o kreowanie webowych trendów, więc producenci innych browserów również stosują to podejście, zwłaszcza, że służy ono również ich interesom. Microsoft widzi to jednak zupełnie inaczej.
Dla Microsoftu aplikacje webowe to kolejny rodzaj aplikacji, dokładnie taki sam, jak w przypadku aplikacji „natywnych”. Aplikacje napisane w językach webowych bez problemu są uruchamiane natywnie w Windows RT, Windows i Windows Phone. Rzecz jasna, ich twórcy muszą sprostać pewnym wymaganiom stawianym przez Sklep Windows, ale podobny wymóg stoi przed osobami publikującymi appy dla Chrome’a.
Internet Explorer bowiem jest czymś więcej, niż przeglądarką dla Microsoftu. Prawdę powiedziawszy, to co widzimy klikając na ikonkę „e” to część większej całości. Interfejs Windows jest renderowany również przez moduły Internet Explorera. To właśnie dlatego Sklep Windows przyjmuje również aplikacje oparte całkowicie o weba. A aplikacje w owym Sklepie niedostępne, a dostępne normalnie w Sieci, można i tak przypinać jako kafelki (wiele z tych aplikacji jest nawet tak przygotowana, by ów kafelek był aktywny, a więc wyświetlał konkretne treści).
No dobrze, ale co z promocją usług Microsoftu?
Internet Explorer na Androidzie mógłby pełnić dokładnie taką samą rolę, co Chrome dla Windows. Będąc przeglądarką przy okazji, a przede wszystkim pakietem usług Microsoftu. Logiczny wniosek, tylko niespójny z polityką Microsoftu.
Dla Microsoftu, aplikacje, nawet webowe, nie powinny mieć pośrednika w formie przeglądarki internetowej i powinny być uruchamiane natywnie. Zresztą, dowody tego mamy na Androidzie, o którego Microsoft już od jakiegoś czasu dba. Niezależnie od tego, czy to Office 365, Bing, Outlook, OneNote, Skype czy OneDrive, Microsoft ma już na Androidzie swoje rozwiązania i intensywnie je promuje. Microsoft, rzecz jasna, oferuje aplikacje webowe, ale są one uzupełnieniem natywnych klientów, a nie głównym produktem.
Czy jest choć jeden powód…?
Tak, jest. Ale bardzo naciągany. Chodzi o popularyzację silnika Trident, który wykorzystuje Internet Explorer. Po co? Kiedyś, dawno temu, pisano dwie wersje stron internetowych: zgodne ze standardami oraz optymalizowane pod Tridenta. Często wręcz rezygnowano z wersji numer jeden, koncentrując się na tridentowej wersji. To było dość logiczne, biorąc pod uwagę fakt, że Internet Explorer dominował na każdym rodzaju urządzeń. Dziś mamy bardzo podobną sytuację, tylko takim „alter-standardem” nie jest Trident, a WebKit. Dlatego zdarzają się witryny, które nie do końca poprawnie wyświetlają się pod Explorerem, za to bez problemu „śmigają” pod Operą, Safari i Chrome, mimo iż Internet Explorer już od dawna w pełni szanuje dyrektywy W3C.
Opracowanie dobrej przeglądarki internetowej na zupełnie nową platformę jest jednak kosztowne i pracochłonne. Co więcej, wysoce wątpliwym jest, by Internet Explorer dla Androida zdobył większą niż marginalną popularność. Wystarczy spojrzeć na androidowego Firefoxa, który radzi sobie na tyle źle, że zmotywował Mozillę do opracowania własnego całego systemu operacyjnego, jakim jest Firefox OS.
Po co więc właściwie Microsoftowi Internet Explorer?
By nas zatrzymać przy sobie, jeżeli korzystamy z windowsowych systemów. Microsoft, teoretycznie, mógłby całkowicie odpuścić sobie rozwój Internet Explorera jako przeglądarki, a rozwijać wyłącznie backendową jego warstwę, a więc Tridenta, którą wykorzystują jego systemy. Tyle że Firefox zaproponuje nam Google’a zamiast Binga. Chrome Gmaila zamiast Outlooka. Przykłady można mnożyć. To właśnie dlatego Microsoft wziął się do roboty i zaczął na nowo dbać o swoją przeglądarkę od jej dziewiątej wersji.
Internet Explorer nie jest produktem, na którym Microsoft zarabia. Musi go jednak rozwijać, by pomagał utrzymywać cały microsoftowy ekosystem w całości i by Windows, oparty w dużej mierze na Explorerze, był nadal tak istotny na rynku. Jest to jednak przeglądarka, która pozostanie w Xboxach, Lumiach, Surface’ach, ThinkPadach i całej reszcie windowsowej watahy. Dopóki okoliczności się nie zmienią, nie doczekamy się jednak Explorera na innych systemach operacyjnych. Bo dla Microsoftu, zwłaszcza biorąc pod uwagę koszty takiego projektu, nie ma to najmniejszego sensu.