REKLAMA

Premiera Xboksa One pokazuje, że Microsoft coraz lepiej potrafi gasić pożary

Wyniki sprzedaży Xboksa One udowodniły, że dział marketingu zajmujący się Xboksem w Microsofcie to dział jak najbardziej kompetentny. Jego praca jednak dopiero się zaczęła. I, jak widać, radzi sobie z nią znakomicie.

28.11.2013 08.45
Premiera Xboksa One pokazuje, że Microsoft coraz lepiej potrafi gasić pożary
REKLAMA

Xbox One był zagrożony byciem totalną rynkową porażką. Po kontrowersjach wokół tej konsoli i ilości razy, jaką Microsoft rozzłościł graczy, ów Xbox One miał szansę podzielić losy konsoli Dreamcast, czyli bardzo przyzwoitego sprzętu, którego nikt nie chciał. A to problem z handlem używanymi grami, a to Call of Duty działające w 720p, a to cena o sto dolarów wyższa od PlayStation 4. Na szczęście Microsoft bardzo umiejętnie ugasił wywołane przez siebie pożary. Co prawda Xbox One sprzedaje się gorzej, niż PlayStation 4, to dalej jest zdecydowanym rynkowym hitem, a na dodatek został całkowici wyprzedany.

REKLAMA

Xbox One bowiem, jak już was informowaliśmy, znalazł milion nabywców w dobę. W samej tylko Wielkiej Brytanii w 48 godzin sprzedano 150 tysięcy konsol. To dwukrotnie więcej od Xboksa 360 w takim samym czasie od premiery. Co więcej, Xbox One już teraz prawie osiągnął w tym kraju wynik, który pokonuje Wii U, które sprzedało się w podobnej ilości od… listopada ubiegłego roku. Warto też pamiętać, że Xboksów One w sklepach brakuje i niewykluczone, że ów wynik byłby jeszcze lepszy.

Problemów jednak nie uniknięto. Jak się okazuje, „niewielka część konsol” (przy czym określenie „niewielka” pochodzi od Microsoftu) ma uszkodzone napędy Blu-ray. Konsole wydają nieprzyjemne dźwięki po włożeniu płyty do napędu i nie widzą owych płyt. Microsoft, wiedząc że ma bardzo mocnego rywala na rynku, nawet nie próbował nikomu robić problemów. Wszyscy, którzy zgłoszą usterkę, otrzymują po dwóch-trzech dniach konsolę zastępczą. Przy czym nie muszą najpierw odsyłać swojej, uszkodzonej. Kurier przyjeżdżający po odbiór tej uszkodzonej od razu ma przy sobie nową. Dodatkowo, każdy posiadacz uszkodzonej konsoli dostaje jedną grę za darmo. Przy czym nie jest to jakaś prosta „arkadówka”, a duży tytuł (do wyboru: Dead Rising 3, Ryse, Forza 5 i Zoo Tycoon). Wszystko byle tylko posiadacz Xboksa One nie zaczął narzekać lub, „co gorsza”, nie kupił konsoli PlayStation 4.

Swoją drogą, co ciekawe, jak się okazuje, napęd ten można naprawić domowym sposobem. Co prawda należy to wykonywać tylko na własne ryzyko, ale, jak się okazuje, wystarczy wyłączyć konsolę, obrócić ją do góry dnem i… przyłożyć w nią pięścią, w miejscu gdzie znajduje się napęd. No cóż, Xbox One nie tylko wygląda jak stary magnetowid, ale również naprawia się go w podobny sposób… ;-)

Xbox Live również był gotowy na zmasowany atak graczy. Mimo iż tego samego dnia kilkaset tysięcy konsol podłączono do Sieci i zaczęto pobierać aktualizacje systemu, gry, zaczęto dołączać do gier multplayer, korzystać z usług multimedialnych, to sieć ta, w przeciwieństwie do PlayStation Network, wytrzymała bez zająknięcia. No dobra, było jedno „zająknięcie”. Przez około cztery godziny były problemy z trybem „Squad Assault” w Call of Duty: Ghosts. Był to jednak problem techniczny, a nie wynikający z przeciążenia sieci.

Nie wszystko się jednak udało. Dwie rzeczy zazgrzytały przy premierze. Po pierwsze, absurdalna polityczna poprawność. Microsoft zabrania w regulaminie Xbox Live nieodpowiednich, wulgarnych zachowań, co jest mile widziane. Jednak w dniu premiery można nieco spuścić z tonu. A tymczasem kilka (nie wiadomo ile) osób już otrzymało tymczasowego bana za… narywanie filmów za pomocą Kinecta i Upload Studio i używanie wulgarnych słów na owych nagraniach. Microsoft, poproszony o komentarz, potwierdził, że nie zamierza przestać karać graczy za publikowanie w Xbox Live tego typu treści. Nie cierpię wulgarnego języka, zamiast „kurwa mać” mówię „motyla noga” (tak, poważnie). Ale doskonale rozumiem, że podczas krwawej jatki w Battlefieldzie 4 ktoś zabity o włos od celu może głośno zakląć i wkurzony dograć do filmu komentarz pełen „szpetnego” języka. Microsoft za to zdementował plotki, jakoby ludzie byli banowani za przeklinanie podczas rozmów na Skype. Te, jak twierdzi gigant, nie są w żaden sposób pod tym względem monitorowane.

Ale to powyższe to drobny zgrzyt. Microsoft ma jeszcze jeden pożar do ugaszenia. Otóż, jak się okazuje, „telewizyjny” Xbox One, tak promowany jako urządzenie nie tylko do gier, ma z europejską telewizją pewien kłopot. Otóż konsola ta emituje obraz z odświeżaniem 60 Hz. Tymczasem znaczna większość europejskich dekoderów kablówki i satelity, w przeciwieństwie do amerykańskich, zapewnia obraz z odświeżaniem 50 Hz. W efekcie Xbox One potrafi „gubić” klatki, co jest ponoć szczególnie widoczne podczas oglądania programów sportowych. Jak twierdzi Digital Foundry, to nie jest problem, który można łatwo rozwiązać poprzez aktualizację oprogramowania konsoli. Gry bowiem dalej działają w 60 Hz, tak jak system konsoli i aplikacje. A, jak wiadomo, Xbox One pozwala na płynne przełączanie się pomiędzy tymi funkcjami, a nawet potrafi wyświetlać kilka elementów na ekranie równocześnie. Microsoft, jak dotąd, nie odniósł się do tego problemu.

REKLAMA

Z jednego jednak jestem zadowolony: Microsoft przestał się kompromitować jeżeli chodzi o Xboksa One i szybko wyciąga lekcje ze swoich błędów. A to dobre wieści. Nie tylko dla fanów i fanbojów Xboksa, ale również dla graczy jako całość. Sony był o włos od dominacji na rynku konsol do gier najnowszej generacji. A to byłoby bardzo niedobre. Nie dlatego, że Sony to zło (wręcz przeciwnie!), a dlatego, że nic tak nie psuje rynku, jak dominacja jednego produktu w danej kategorii.

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA